15 Paź 2014, Śro 18:20, PID: 416078
cześć wszystkim. nie wiem, czy dobrze trafiłam..
może zacznę od tego. jestem Angela, mam 18 lat i zero sił do życia. pogubiłam się we wszystkim.
przeszłam nieprzyjemne dzieciństwo. mój ojciec był alkoholikiem. regularnie bił mamę i mnie od kiedy skończyłam roczek. on już się lekko otrząsnął, ale blizny w mojej psychice ciągle pozostają świeże. ehh.. nie mam pojęcia po co to piszę, to chyba nie ma nic do rzeczy.
ostatnio przechodzę ciężkie chwile. 3 miesiące temu odeszłam od chłopaka, ponieważ poznałam innego. zostawiłam go, bo chciałam być fair w stosunku co do nich i to wszystko przemyśleć na spokojnie. wyjechałam na wakacje, miałam na to wystarczająco dużo czasu. postanowiłam dać nam drugą szansę. kiedy wróciłam okazało się, że na marne mąciłam sobie głowę. nie chciał mnie.
byliśmy razem prawie 4 lata. ciężko mi. wszystko pewnie bym odczuwała inaczej, gdyby nie fakt, iż znamy się od zawsze, od zawsze się przyjaźniliśmy. wie o mnie, moich przejściach, problemach, rodzinie wszystko. w gimnazjum stworzyliśmy szczęśliwą parę. czasem zdarzały się kłótnie, czasem o błahostki, czasem poważniejsze, ale chyba to normalne.
poszliśmy do tego samego technikum, jesteśmy w jednej klasie i w parze na zajęciach zawodowych. w tym roku, doszła do nas pewna dziewczyna z klasy wyżej - nie zdała. ja zachorowałam, spędziłam 3 tygodnie w szpitalu. kiedy wróciłam do szkoły, wszystko było inne niż wcześniej. mój były, że tak powiem, zaprzyjaźnił się z wywłoką. wróciliśmy do siebie, jednak nie potrafiłam wytrzymać tego, że spędzał z nią cały swój czas. widywał się z nią codziennie po 4-5 godzin. ze mną może dwa razy w tygodniu na godzinkę lub dwie, bo później znów jechał do niej. pokłóciłam się z nim i nową. nie mam życia. facet zaczął rujnować moje życie i reputacje. odwrócił przeciwko mnie naszą klasę oraz klasę równoległą. gdyby to było mało, także moją drużynę. od dziecka trenuję siatkówkę. teraz nie mam wstępu na treningi. nie wiem dlaczego, nie wiem co im naopowiadał. wszyscy wytykają mnie palcami i śmieją prosto w twarz.
jego ostatnie słowa kierowane do mnie były okrutne. powiedział, że zrujnowałam mu życie, że nie zna osoby, która tak bardzo go rujnuje. że od 4 lat jestem dla niego ciężarem, że lepiej byłoby, gdybyśmy się nigdy nie poznali, że mam mu oddać zeszyt (pożyczyłam go w celu uzupełnienia notatek) i wy+ć z jego życia. marzy o tym, by mnie już nigdy nie zobaczyć, robi mu się niedobrze, gdy mnie tylko widzi. "rzygam tobą". wyzywał mnie od różnych, nienormalnych i chorych psychicznie.
nie wiem co robić. wiem, że na tym nie poprzestanie. będzie dalej mnie gnoił. nie mam pojęcia, co chce tym osiągnąć, do czego mu to potrzebne, co chce przez to osiągnąć. stał się chamski i arogancki. podniósł na mnie rękę.
zaczynam myśleć o samobójstwie. nic mnie już na tym świecie nie trzyma. nie ma dla mnie najmniejszej przyszłości. mam problemy ze snem. potrafię się męczyć, by zasnąć 2-3 godziny. zasypiam zapłakana, po krótkim czasie budzę się z wrzaskami i płaczem, i znów to samo. kiedy budzę się rano, mam mokrą poduszkę, spuchnięte oczy i dalej płacze. całymi dniami snuję się od kąta do kąta. nie chodzę do szkoły, boję się.
proszę.. doradźcie, co mogę/powinnam zrobić. jest tu ktoś po takiej sytuacji? jak z tego wybrnąć?
może zacznę od tego. jestem Angela, mam 18 lat i zero sił do życia. pogubiłam się we wszystkim.
przeszłam nieprzyjemne dzieciństwo. mój ojciec był alkoholikiem. regularnie bił mamę i mnie od kiedy skończyłam roczek. on już się lekko otrząsnął, ale blizny w mojej psychice ciągle pozostają świeże. ehh.. nie mam pojęcia po co to piszę, to chyba nie ma nic do rzeczy.
ostatnio przechodzę ciężkie chwile. 3 miesiące temu odeszłam od chłopaka, ponieważ poznałam innego. zostawiłam go, bo chciałam być fair w stosunku co do nich i to wszystko przemyśleć na spokojnie. wyjechałam na wakacje, miałam na to wystarczająco dużo czasu. postanowiłam dać nam drugą szansę. kiedy wróciłam okazało się, że na marne mąciłam sobie głowę. nie chciał mnie.
byliśmy razem prawie 4 lata. ciężko mi. wszystko pewnie bym odczuwała inaczej, gdyby nie fakt, iż znamy się od zawsze, od zawsze się przyjaźniliśmy. wie o mnie, moich przejściach, problemach, rodzinie wszystko. w gimnazjum stworzyliśmy szczęśliwą parę. czasem zdarzały się kłótnie, czasem o błahostki, czasem poważniejsze, ale chyba to normalne.
poszliśmy do tego samego technikum, jesteśmy w jednej klasie i w parze na zajęciach zawodowych. w tym roku, doszła do nas pewna dziewczyna z klasy wyżej - nie zdała. ja zachorowałam, spędziłam 3 tygodnie w szpitalu. kiedy wróciłam do szkoły, wszystko było inne niż wcześniej. mój były, że tak powiem, zaprzyjaźnił się z wywłoką. wróciliśmy do siebie, jednak nie potrafiłam wytrzymać tego, że spędzał z nią cały swój czas. widywał się z nią codziennie po 4-5 godzin. ze mną może dwa razy w tygodniu na godzinkę lub dwie, bo później znów jechał do niej. pokłóciłam się z nim i nową. nie mam życia. facet zaczął rujnować moje życie i reputacje. odwrócił przeciwko mnie naszą klasę oraz klasę równoległą. gdyby to było mało, także moją drużynę. od dziecka trenuję siatkówkę. teraz nie mam wstępu na treningi. nie wiem dlaczego, nie wiem co im naopowiadał. wszyscy wytykają mnie palcami i śmieją prosto w twarz.
jego ostatnie słowa kierowane do mnie były okrutne. powiedział, że zrujnowałam mu życie, że nie zna osoby, która tak bardzo go rujnuje. że od 4 lat jestem dla niego ciężarem, że lepiej byłoby, gdybyśmy się nigdy nie poznali, że mam mu oddać zeszyt (pożyczyłam go w celu uzupełnienia notatek) i wy+ć z jego życia. marzy o tym, by mnie już nigdy nie zobaczyć, robi mu się niedobrze, gdy mnie tylko widzi. "rzygam tobą". wyzywał mnie od różnych, nienormalnych i chorych psychicznie.
nie wiem co robić. wiem, że na tym nie poprzestanie. będzie dalej mnie gnoił. nie mam pojęcia, co chce tym osiągnąć, do czego mu to potrzebne, co chce przez to osiągnąć. stał się chamski i arogancki. podniósł na mnie rękę.
zaczynam myśleć o samobójstwie. nic mnie już na tym świecie nie trzyma. nie ma dla mnie najmniejszej przyszłości. mam problemy ze snem. potrafię się męczyć, by zasnąć 2-3 godziny. zasypiam zapłakana, po krótkim czasie budzę się z wrzaskami i płaczem, i znów to samo. kiedy budzę się rano, mam mokrą poduszkę, spuchnięte oczy i dalej płacze. całymi dniami snuję się od kąta do kąta. nie chodzę do szkoły, boję się.
proszę.. doradźcie, co mogę/powinnam zrobić. jest tu ktoś po takiej sytuacji? jak z tego wybrnąć?