31 Paź 2014, Pią 22:37, PID: 418768
Witam. Jestem nowy na tutejszym forum, choć od dłuższego czasu regularnie je przeglądam. Choruję rzecz jasna na fobię społeczną, dolegliwość wybitnie uciążliwą i niekiedy wyniszczającą. Zastanawiam się nad źródłami tego schorzenia. Czytałem dużo, ale nie znalazłem nic, co dałoby konkretną odpowiedź na wiele pytań, m.in. źródło tej choroby. To zaburzenie wydaje się być na antypodach schizofrenii - o ile w jej przypadku chory znajduje się na szczytach psychotyzmu, o tyle FS znajduje się na szczytach neurotyzmu, doskonale zdaje sobie on sprawę ze śmieszności swoich myśli i obaw, a jednak one go intensywnie pochłaniają, wręcz staje się nimi. Jestem klasycznym przykładem - są co prawda dni lepsze, ale kiedy nadchodzi spina, bije ze mnie tak niedobra energia, że ludzie wręcz skręcają na mój widok, a spojrzenie mam tak świdrujące i zalęknione, że obserwatorzy mogą mieć niesłuszne wrażenie, że jestem nastawiony wręcz agresywnie i ogólnie bardzo negatywnie. I właśnie, tj. w temacie - czy nie macie czasem wrażenia, że ta choroba w pewien dziwny sposób pozwala wam wyłapywać innych neurotyków? Mam bowiem wrażenie, że społeczeństwo generalnie dzieli się na osoby neurotyczne i nieneurotyczne (spore uogólnienie, ale niech pozostanie) - ci pierwsi w kontakcie z osobą FS generują wrażenia i reakcje, które fobik odbiera jako dobijające, zaś ci drudzy jako przyjemne, co najwyżej obojętne. Tych pierwszych jest na ulicach zdecydowanie więcej (uważam, że nasze społeczeństwo jest nastawione bardziej lękliwie w przeciwieństwie do np. mieszkańców południa Europy). Kiedy miewam lepsze chwile, mój wszechświat się jakby rozpogadza, fobia chwilowo znika, zaś ci, którzy zawsze wydawali się niesympatyczni, nagle stają się w porządku i bayo bongo. I nagle zong - okazuje się, że FS to wyłącznie blokada nałożona przez umysł, po to żeby... i mamy powrót do pytania z początku. Żeby nie zamotać - mam tu przede wszystkim na myśli to, że socjofobicy w zetknięciu się z osobami również w jakiś sposób neurotycznie zaburzonymi będą popadać w różnego rodzaju konflikty na tle psychicznym. Dlatego uważam też, że nie ma co czekać, aż zmieni się reszta. Trzeba się samemu przestroić i wyplenić neurotyzm - wtedy nagle złe spojrzenia zamienią się w zwykłe spojrzenia, twarze wyrażające gniew staną się tylko grymasami, szyderstwo zamieni się miejscami z błahostką. Rzecz w tym, że fobik myśli, że jego rozumowanie jest obiektywne, a takie nie jest. I tyle z dobrze wydedukowanych rad. Ale dlaczego tak z tym trudno? Zwłaszcza wtedy, kiedy wściekłość i lęk krążą w naszych żyłach niczym sama krew, a jutrzenka nie zwiastuje poprawy. Nastrajam się jak mogę, powtarzam uspokajające mantry, coraz częściej w ogóle wrzucam na luz z tym wszystkim. A jednak to wraca. Po dziś dzień.