12 Gru 2014, Pią 16:41, PID: 424870
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 12 Gru 2014, Pią 17:04 przez kuniguni.)
Hej wszystkim. Dawno tu nie zaglądałam, bo czasu przez pracę brak. Mam do Was pytanie. Wpierw jednak opiszę sytuację.
Wcześniej chodziłam na nieudane studia i zastanawiałam sie nad ich rzuceniem i pójściem do pracy, jednak się tego bałam. Do szewskiej pasji doprowadzało mnie głupie smędzenie rodziców nad głową: "Zrób coś w końcu ze sobą" itp. Oczywiście namawiali mnie na inne studia. Kiedy oznajmiłam, ze pojde do pracy, dostali szału i nawet wyrzucili mnie na jeden dzien z domu (!!!!!) ale potem żałowali i ostatecznie wróciłam. Sądziłam, że moje pojscie do pracy naprawi atmosfere i będzie w koncu normalnie... ale jest jeszcze gorzej! Ciągłe podtrzymywanie na siłę rozmowy, zadawanie głupich pytan, wparowywanie do pokoju i brak prywatności.
Ale to, co przelało czarę goryczy - żądają ode mnie dokładania się do interesu, czyli do wspólnego gospodarstwa. Od moich znajomych rodzice nie chcą żadnych pieniędzy. Rozumiem jeszcze, gdyby mieli marne pensje ale oni wcale tak źle nie zarabiają. Mówią, ze chcą mnie czegos nauczyc i to "dla zasady", ale gdy pytam jakie konkretnie, napotykam na milczenie. Mam wrażenie, że są zwyczajnie chytrzy na pieniądze i to mnie boli. Zapłaciłam im trochę dla świętego spokoju a teraz pluję sobie w brodę. Kiedy chciałam odzyskać pieniądze, to usłyszałam nagle, ze juz nie sa moje, tylko nasze wspólne. Jak nie chciałam płacic, to usłyszałam szantaże w stylu "bo cie do pracy nie podwieziemy" (mimo usilnych staran wciąż nie mogę zdac na prawko). Chciałam sobie miesięcznie odkładac 300-400 zł ale oni ode mnie tyle żądają, jakbym była jakąś obcą osobą, która płaci za wynajem pokoju!!
Teraz oczywiscie nie oszczędzę, a jak mi zabraknie, to pewnie mi pozyczą z tych, co im oddałam..
Płakać mi się chce, nie chce juz z nimi mieszkać! Zeby zamieszkac z ukochanym, musze poczekac jeszcze co najmniej z pół roku ale nie wytrzymam juz z nimi ani dnia dłuzej, najchętniej bym gdzies pomieszkała sama tylko gdzie?? Chłopak usiłuje mi pomóc i jakos mnie finansowo wesprzec, bo sytuacja robi sie coraz bardziej patologiczna wręcz..
Wiem tylko, ze jesli sie wyprowadze, to zażądam zwrotu tych pieniędzy które im zapłaciłam, bo nie będę juz z nimi mieszkac. A jak mi nie oddadzą, to wezwę policję. Cierpliwość mi sie skonczyła.
I moje pytanie to: Jak wybrnąc z takiej sytuacji? (zaznaczam: są uparci) i czy są jakiekolwiek szanse aby odzyskać te pieniądze???
Wcześniej chodziłam na nieudane studia i zastanawiałam sie nad ich rzuceniem i pójściem do pracy, jednak się tego bałam. Do szewskiej pasji doprowadzało mnie głupie smędzenie rodziców nad głową: "Zrób coś w końcu ze sobą" itp. Oczywiście namawiali mnie na inne studia. Kiedy oznajmiłam, ze pojde do pracy, dostali szału i nawet wyrzucili mnie na jeden dzien z domu (!!!!!) ale potem żałowali i ostatecznie wróciłam. Sądziłam, że moje pojscie do pracy naprawi atmosfere i będzie w koncu normalnie... ale jest jeszcze gorzej! Ciągłe podtrzymywanie na siłę rozmowy, zadawanie głupich pytan, wparowywanie do pokoju i brak prywatności.
Ale to, co przelało czarę goryczy - żądają ode mnie dokładania się do interesu, czyli do wspólnego gospodarstwa. Od moich znajomych rodzice nie chcą żadnych pieniędzy. Rozumiem jeszcze, gdyby mieli marne pensje ale oni wcale tak źle nie zarabiają. Mówią, ze chcą mnie czegos nauczyc i to "dla zasady", ale gdy pytam jakie konkretnie, napotykam na milczenie. Mam wrażenie, że są zwyczajnie chytrzy na pieniądze i to mnie boli. Zapłaciłam im trochę dla świętego spokoju a teraz pluję sobie w brodę. Kiedy chciałam odzyskać pieniądze, to usłyszałam nagle, ze juz nie sa moje, tylko nasze wspólne. Jak nie chciałam płacic, to usłyszałam szantaże w stylu "bo cie do pracy nie podwieziemy" (mimo usilnych staran wciąż nie mogę zdac na prawko). Chciałam sobie miesięcznie odkładac 300-400 zł ale oni ode mnie tyle żądają, jakbym była jakąś obcą osobą, która płaci za wynajem pokoju!!
Teraz oczywiscie nie oszczędzę, a jak mi zabraknie, to pewnie mi pozyczą z tych, co im oddałam..
Płakać mi się chce, nie chce juz z nimi mieszkać! Zeby zamieszkac z ukochanym, musze poczekac jeszcze co najmniej z pół roku ale nie wytrzymam juz z nimi ani dnia dłuzej, najchętniej bym gdzies pomieszkała sama tylko gdzie?? Chłopak usiłuje mi pomóc i jakos mnie finansowo wesprzec, bo sytuacja robi sie coraz bardziej patologiczna wręcz..
Wiem tylko, ze jesli sie wyprowadze, to zażądam zwrotu tych pieniędzy które im zapłaciłam, bo nie będę juz z nimi mieszkac. A jak mi nie oddadzą, to wezwę policję. Cierpliwość mi sie skonczyła.
I moje pytanie to: Jak wybrnąc z takiej sytuacji? (zaznaczam: są uparci) i czy są jakiekolwiek szanse aby odzyskać te pieniądze???