21 Lut 2020, Pią 16:21, PID: 816123
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 21 Lut 2020, Pią 18:49 przez stokrotkapolna.)
Poznałam tego chłopaka 5 lat temu na przyjęciu urodzinowym mojej dobrej koleżanki. Wpadłam mu wtedy w oko. Wydawał mi się sympatyczny, dlatego, że siedział dość spokojnie i mało się odzywał,a mnie do takich ludzi najzwyczajniej ciągnęło, więc byłam wobec niego miła. Problemem było to, że dosłownie następnego dnia zaczął zasypywać mnie wiadomościami, a mnie to okropnie speszyło. Byłam wtedy okropnie zakompleksiona i miałam małą wiarę w siebie. Uważałam, że nie ma we mnie nic interesującego, dlatego starałam się go zrazić moją osobą. Ostatecznie moja nieśmiałość zrobiła to za mnie. Na jednej imprezie powiedział mi, że powinnam się więcej odzywać "bo tak żyć nie można". Od tamtego momentu miałam wobec niego uraz. Kontakt rozszedł się po kościach. Dowiedziałam się, że pytał się tej koleżanki (przez swojego dobrego kumpla) o to, jak ja widzę całą tą sytuację. Ja zagrałam głupią, mówiąc, że nie zauważyłam, żeby mnie podrywał i traktowałam to jako koleżeński kontakt.
W tamtym roku spotkaliśmy się na weselu. On do mnie podszedł i zaczął rozmowę. Spędziliśmy dużo czasu razem. Przyznam szczerze, że ucieszyłam się, bo byłam tam sama i nie musiałam ciągle nawiązywać z kimś rozmowy. On moją miłą postawę chyba odebrał w inny sposób niż powinien. Przytulił mnie i obrócił wokół własnej osi na pożegnanie. Na poprawinach trzymałam dystans... nie był zadowolony. Jakimś cudem odezwał się miesiąc później i zaprosił mnie na wesele do swojej rodziny. Zgodziłam się, tłumacząc, że to tylko koleżeńska przysługa. Spotkaliśmy się przed. Zabrał mnie do kina, jedzonko i spacer. Zrozumiałam, że to była randka... ale zachowałam zimną krew. Na weselu szukał kontaktu, ale nie byłam zainteresowana. W drodze powrotnej zapytał się mnie, czy się do niego przytulę. Odmówiłam. To było najgorsza cisza jaką przeżyłam w swoim życiu. Tym razem, na szczęście, nie usłyszałam żadnych nieprzyjemnych słów.
Rzecz w tym, że wtedy wiedziałam, że nic wobec niego nie chcę. Wydoroślałam, rozumiem siebie bardziej, uczę się siebie akceptować. Nie opisałam wszystkiego, bo nie chcę, żeby wyszedł z tego list na 20 stron, ale chyba oczekiwałam, że napisze mi po weselu, że dziękuję za wspólną zabawę... a tu cisza przez rok.
Czy postąpiłam źle. Chciałam być wobec niego uczciwa, więc starałam się postawić sprawę jasno.
W tamtym roku spotkaliśmy się na weselu. On do mnie podszedł i zaczął rozmowę. Spędziliśmy dużo czasu razem. Przyznam szczerze, że ucieszyłam się, bo byłam tam sama i nie musiałam ciągle nawiązywać z kimś rozmowy. On moją miłą postawę chyba odebrał w inny sposób niż powinien. Przytulił mnie i obrócił wokół własnej osi na pożegnanie. Na poprawinach trzymałam dystans... nie był zadowolony. Jakimś cudem odezwał się miesiąc później i zaprosił mnie na wesele do swojej rodziny. Zgodziłam się, tłumacząc, że to tylko koleżeńska przysługa. Spotkaliśmy się przed. Zabrał mnie do kina, jedzonko i spacer. Zrozumiałam, że to była randka... ale zachowałam zimną krew. Na weselu szukał kontaktu, ale nie byłam zainteresowana. W drodze powrotnej zapytał się mnie, czy się do niego przytulę. Odmówiłam. To było najgorsza cisza jaką przeżyłam w swoim życiu. Tym razem, na szczęście, nie usłyszałam żadnych nieprzyjemnych słów.
Rzecz w tym, że wtedy wiedziałam, że nic wobec niego nie chcę. Wydoroślałam, rozumiem siebie bardziej, uczę się siebie akceptować. Nie opisałam wszystkiego, bo nie chcę, żeby wyszedł z tego list na 20 stron, ale chyba oczekiwałam, że napisze mi po weselu, że dziękuję za wspólną zabawę... a tu cisza przez rok.
Czy postąpiłam źle. Chciałam być wobec niego uczciwa, więc starałam się postawić sprawę jasno.