20 Wrz 2015, Nie 20:02, PID: 473162
Czy tylko ja tak mam że rozmawianie z obcymi ludźmi przychodzi mi o wiele łatwiej (choć nie zawsze, bo różnie to bywa) niż z rodziną?
Z obcymi ludźmi potrafię jakoś rozmawiać, złapać jakikolwiek kontakt, nie jestem traktowana jak powietrze.
A z rodziną? Z najbliższa z którą mieszkam się dogaduje, ale wszelkie ciocie, wujki, kuzynostwo czy rodzeństwo, to dla mnie masakra. Nie cierpię spotkań rodzinnych. Moja fobia jest najsilniejsza przy tych ludziach. Choć staram się tak nie myśleć, to jednak i tak myślę o tym, że oni mnie mają za dziwadło, że mnie nie lubią, że jak odchodzę od stolika to mnie obgadują że jestem taka i taka...
Dziś znów miałam takie spotkanie rodzinne. Byłam potraktowana jak powietrze. Nikt, dosłownie NIKT do mnie nie zagadał. To nie jest tak że oczekuję, że będę w centrum zainteresowania. Nie. Po prostu chcę być traktowana normalnie. Nawet mój brat mnie zignorował, a do szwagierki zagadywał. Dlaczego do mnie nie mógł zagadać? Nawet dzieci mnie ignorują. Czuję się jak duch. Nie lubię wcinać się w czyjąś rozmowę. Zwłaszcza jak rozmawia się na tematy, które mnie nie interesują, bądź jestem w tym zielona. Nie mam odwagi zarzucić innym tematem, bo boję się że zostanie to kompletnie zignorowane. Odnoszę wrażenie że jakbym miała faceta, to wtedy nie byłabym przeźroczysta. Tak, wiem że to głupie, ale widzę że chętniej rozmawia się z osobami, które siedzą z tą drugą osobą, nawet jeśli tamta się mało co odzywa. Nie mam faceta, szukam pracy. Czy to serio oznacza że w takim razie oznacza że według innych jestem nikim i nie zasługuje na rozmowę? Że nie ma ze mną o czym rozmawiać?
Z obcymi ludźmi potrafię jakoś rozmawiać, złapać jakikolwiek kontakt, nie jestem traktowana jak powietrze.
A z rodziną? Z najbliższa z którą mieszkam się dogaduje, ale wszelkie ciocie, wujki, kuzynostwo czy rodzeństwo, to dla mnie masakra. Nie cierpię spotkań rodzinnych. Moja fobia jest najsilniejsza przy tych ludziach. Choć staram się tak nie myśleć, to jednak i tak myślę o tym, że oni mnie mają za dziwadło, że mnie nie lubią, że jak odchodzę od stolika to mnie obgadują że jestem taka i taka...
Dziś znów miałam takie spotkanie rodzinne. Byłam potraktowana jak powietrze. Nikt, dosłownie NIKT do mnie nie zagadał. To nie jest tak że oczekuję, że będę w centrum zainteresowania. Nie. Po prostu chcę być traktowana normalnie. Nawet mój brat mnie zignorował, a do szwagierki zagadywał. Dlaczego do mnie nie mógł zagadać? Nawet dzieci mnie ignorują. Czuję się jak duch. Nie lubię wcinać się w czyjąś rozmowę. Zwłaszcza jak rozmawia się na tematy, które mnie nie interesują, bądź jestem w tym zielona. Nie mam odwagi zarzucić innym tematem, bo boję się że zostanie to kompletnie zignorowane. Odnoszę wrażenie że jakbym miała faceta, to wtedy nie byłabym przeźroczysta. Tak, wiem że to głupie, ale widzę że chętniej rozmawia się z osobami, które siedzą z tą drugą osobą, nawet jeśli tamta się mało co odzywa. Nie mam faceta, szukam pracy. Czy to serio oznacza że w takim razie oznacza że według innych jestem nikim i nie zasługuje na rozmowę? Że nie ma ze mną o czym rozmawiać?