24 Wrz 2015, Czw 16:55, PID: 474194
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24 Wrz 2015, Czw 16:58 przez Ansgar.)
Właśnie tak, studia są moim niemalże odwiecznym problemem Mam 28 lat i właśnie zaczynam moje czwarte studia od października, które już chcę rzucić zanim na dobre się jeszcze nie rozpoczęły... Dodam, że poprzednich też nie skończyłem, ba, na żadnych z nich nie byłem w stanie dotrwać nawet do końca pierwszego roku! Wszystko przez fobię, która zaczęła się u mnie wraz z pierwszym kierunkiem... Stres, który zaczął pojawiać się wraz z pierwszymi formami aktywności na zajęciach nasilał się z każdym miesiącem. Bo na zajęciach, a szczególnie na ćwiczeniach trzeba się przecież odzywać, co nie? No właśnie... Trzeba zabierać głos, wyrażać własny osąd, opinię, bo gdy jest się małoaktywnym ma się z tego powodu problemy Na dodatek wszystkie moje dotychczasowe studia wymagały ciągłego niemal odzywania się (bo wszystkie były filologiami), więc jak nie odgrywanie scenek rodzajowych w parach, to praca w grupie, bądź referat do wygłoszenia przed całą grupą... co za okropność! Z poprzedniego kierunku zrezygnowałem między innymi dlatego, że strasznie bałem się wygłoszenia referatu na jednych zajęciach, kiedy zostałem do niego wyznaczony. Wiem, to głupie, rezygnować ze studiów z powodu jakiejśtam prezentacji, ale ja zwyczajnie nie radziłem sobie z tego typu sytuacjami. Raz na zajęciach zapytany o to, co uważam na temat jakiejś sprawy X, zacząłem gadać kompletnie bez sensu, taki kompletny bełkot wydobywał się z moich ust, serio, nie przesadzam... Aż wykładowca zaczął się śmiać, bo to, co mówiłem, zwyczajnie "nie trzymało się kupy". Nikt inny się nie śmiał, w sali panowała grobowa cisza, a ja czułem się strasznie Po zajęciach siedziałem w samochodzie godzinę i płakałem jak bóbr z powodu swojej bezradności i bezsilności
A wszystko wygląda ogólnie tak, że z pierwszych studiów zrezygnowałem po pół roku, bo nie mogłem się przystosować do grupy (z tego powodu zawaliłem też sesję); z drugich też odszedłem po pół roku z powodu wspomnianego referatu i problemów ze wspomnianym wykładowcą (u którego miałem problem żeby zaliczyć końcowy przedmiot); z trzecich już po miesiącu zdecydowałem, że rezygnuję, bo ogarniał mnie stres już na samych zajęciach z mówienia. Stawałem się strasznie sztywny i poważny, że nawet wykładowca się na mnie irytował, jakby chciał powiedzieć "Chłopie, dlaczego tak się dziwnie zachowujesz?! No weź przestań i zacznij mówić normalnie!" Z grupą nie miałem większych problemów, zawsze jakoś się dogadywałem, bo zawsze sprawiałem wrażenie osoby raczej sympatycznej.
A obecnie boję się już teraz wszystkiego po kolei: że nie dogadam się z nikim w grupie, że przed wykładowcami będę się stresował i będę głupio odpowiadał (jak zawsze), że wystarczy że dojdzie do pierwszego wystąpienia publicznego, a zwariuję i nie będę w stanie go wygłosić...
Mój chłopak radzi sobie z tego typu sprawami świetnie. Też miał drobne problemy na swoim kierunku, ale teraz na niego wraca i jest pewny swojego sukcesu. Ja w mój sukces jakoś nie wierzę On zarabia na nasze mieszkanie, bo ja chwilowo nie mam pracy, a pójść gdzieś pracować też jest mi ciężko, bo nie chcę już wykonywać dłużej tych samych małopłatnych zawodów typu pracownik piekarni, cukierni, czy baru Namawiał mnie od dawna, żebym wrócił na studia, a ja zapisałem się na nie po raz kolejny właśnie z tego powodu, że straciłem pracę i nie wiedziałem, co mógłbym zrobić dalej. W sumie studia filologiczne zawsze były jego pomysłem, a ja fakt że również mam zacięcie do uczenia się nowych języków, chętnie się na tę opcję filologiczną zgadzałem.
I kompletnie już nie wiem, co dalej zrobić! Boję się iść na te studia, bo obawiam się kolejnej porażki już na samym starcie
Dodam, zę u psychologa nigdy nie byłem, bo mimo problemów zawsze starałem się je jakoś rozwiązać sam, poza tym bałem się z nim konfrontacji. A poza tym, co mi taki psycholog doradzi? Leki? Terapię poznawczo-bechawioralną? I co mi to da? Przezwyciężę fobię i lęki z nią związane i nagle przestanę się bać studiów, kolegów, wykładowców, referatów, wystąpień bla bla itp. itd?
Zawsze byłem uśmiechniętym, pogodnym chłopakiem, niesamowicie otwartym do ludzi, ale w momentach, kiedy dopadała mnie ta moja fobia i strach przed odpowiedzialnością stawałem się zupełnie inny, tak jak teraz
Nie wiem, co mam robić, pomóżcie... I przepraszam za straszną dłużyznę, ale będę wdzięczny za wszelkie wskazówki i rady od Was
A wszystko wygląda ogólnie tak, że z pierwszych studiów zrezygnowałem po pół roku, bo nie mogłem się przystosować do grupy (z tego powodu zawaliłem też sesję); z drugich też odszedłem po pół roku z powodu wspomnianego referatu i problemów ze wspomnianym wykładowcą (u którego miałem problem żeby zaliczyć końcowy przedmiot); z trzecich już po miesiącu zdecydowałem, że rezygnuję, bo ogarniał mnie stres już na samych zajęciach z mówienia. Stawałem się strasznie sztywny i poważny, że nawet wykładowca się na mnie irytował, jakby chciał powiedzieć "Chłopie, dlaczego tak się dziwnie zachowujesz?! No weź przestań i zacznij mówić normalnie!" Z grupą nie miałem większych problemów, zawsze jakoś się dogadywałem, bo zawsze sprawiałem wrażenie osoby raczej sympatycznej.
A obecnie boję się już teraz wszystkiego po kolei: że nie dogadam się z nikim w grupie, że przed wykładowcami będę się stresował i będę głupio odpowiadał (jak zawsze), że wystarczy że dojdzie do pierwszego wystąpienia publicznego, a zwariuję i nie będę w stanie go wygłosić...
Mój chłopak radzi sobie z tego typu sprawami świetnie. Też miał drobne problemy na swoim kierunku, ale teraz na niego wraca i jest pewny swojego sukcesu. Ja w mój sukces jakoś nie wierzę On zarabia na nasze mieszkanie, bo ja chwilowo nie mam pracy, a pójść gdzieś pracować też jest mi ciężko, bo nie chcę już wykonywać dłużej tych samych małopłatnych zawodów typu pracownik piekarni, cukierni, czy baru Namawiał mnie od dawna, żebym wrócił na studia, a ja zapisałem się na nie po raz kolejny właśnie z tego powodu, że straciłem pracę i nie wiedziałem, co mógłbym zrobić dalej. W sumie studia filologiczne zawsze były jego pomysłem, a ja fakt że również mam zacięcie do uczenia się nowych języków, chętnie się na tę opcję filologiczną zgadzałem.
I kompletnie już nie wiem, co dalej zrobić! Boję się iść na te studia, bo obawiam się kolejnej porażki już na samym starcie
Dodam, zę u psychologa nigdy nie byłem, bo mimo problemów zawsze starałem się je jakoś rozwiązać sam, poza tym bałem się z nim konfrontacji. A poza tym, co mi taki psycholog doradzi? Leki? Terapię poznawczo-bechawioralną? I co mi to da? Przezwyciężę fobię i lęki z nią związane i nagle przestanę się bać studiów, kolegów, wykładowców, referatów, wystąpień bla bla itp. itd?
Zawsze byłem uśmiechniętym, pogodnym chłopakiem, niesamowicie otwartym do ludzi, ale w momentach, kiedy dopadała mnie ta moja fobia i strach przed odpowiedzialnością stawałem się zupełnie inny, tak jak teraz
Nie wiem, co mam robić, pomóżcie... I przepraszam za straszną dłużyznę, ale będę wdzięczny za wszelkie wskazówki i rady od Was