19 Gru 2015, Sob 1:15, PID: 497214
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 19 Gru 2015, Sob 1:19 przez verti.)
W sumie równie dobrze mógłbym umieścić ten wpis na tej stronie:
http://www.$ibg/
ale myślę, że lepiej zrobić to tutaj.
Nie mam siły na swoje życie. Każdy jego aspekt ma w sobie cechy negatywne. Pracuję w firmie, która wyzyskuje ludzi do maksimum i każdy dzień w niej przysparza mi ogromnych nerwów. Relacje między szefostwem a pracownikami są fatalne (chociaż ci pierwsi tego nie widzą). Frustracja spowodowana problemami w pracy odbija się na każdym i część pracowników między sobą też jest skłócona. Nie mam na razie możliwości zmiany pracy, bo mieszkam w fatalnym regionie. Dopiero po skończeniu studiów (2 lata mi zostało) zamierzam stąd wyjechać. Studia... No właśnie. Niby studiuje kierunek techniczny, ale na prywatnej uczelni, która w zasadzie nie stawia żadnych kryteriów swoim studentom. Przed pójściem tam cieszyłem się, że będę miał ważny papier ze skończonym przyszłościowym kierunkiem. Dzisiaj okazuje się, że będę mógł się nim podetrzeć, bo moja wiedza branżowa będzie zapewne taka, że pracownicy bez wykształcenia, ale z doświadczeniem będą lata świetlne lepsi ode mnie. W ten sposób jestem raczej skazany na branżę w której obecnie pracuje, co nie napawa mnie optymizmem.
Wyjechałem z domu rodzinnego zrywając wszystkie kontakty przez wydarzenia z przeszłości (jedynie z rodzicami je utrzymuje) i nie mam tam już po co wracać. Mieszkam obecnie na stancji i życie (nie licząc czesnego) kosztuje mnie połowę mojej pensji. Nie mam szczęścia do współlokatorów, bo za każdym razem muszę mieszkać w brudasami, którzy także nie zawsze potrafią uszanować to, że ktoś chce mieć święty spokój.
Jeszcze rok temu byłem po wielu zawodach miłosnych, jednak uważałem, że zawsze kiedyś w moim życiu może się trafić osoba, która wynagrodzi mi stracone lata. Po ostatnim epizodzie z pewną dziewczyną (o której pisałem w innym temacie) mam już dość młodych kobiet. Zależało mi na niej, bo miała wszystkie cechy kogoś, kogo szukałem latami, jednak ona mnie okłamywała, nie potrafiła powiedzieć prawdy wprost, nie szanowała mnie, po prostu mną pomiatała jak psem. A teraz o mnie zapomniała i ma mnie w czterech literach. Nienawidzę jej za to - chociaż wiem, że takie podejście uderza tylko we mnie, nie w nią. Leczę się z niej już pół roku i to co do niej teraz czuję to zauroczenie pomieszane z nienawiścią. To mnie niszczy od środka.
Na co dzień spotykam się z ostracyzmem ze strony niemal każdej osoby, która chce poznać szerzej moje poglądy na różne sprawy. Ostracyzm jest spowodowany tym, że nie pije alkoholu i nie chodzę do kościoła. Zdecydowana większość ludzi, która mnie otacza niestety nie potrafi zaakceptować jednej z tych dwóch rzeczy. Dodałbym do tego jeszcze muzykę disco polo, której słuchaczy spotykam na każdym kroku i którzy dziwią się jak można jej nie lubić.
Napisałbym jeszcze wiele innych problemów w jakimi na co dzień się zmagam, ale dzisiaj już niestety nie mam czasu na ich wymienienie. Dziękuję za uwagę.
http://www.$ibg/
ale myślę, że lepiej zrobić to tutaj.
Nie mam siły na swoje życie. Każdy jego aspekt ma w sobie cechy negatywne. Pracuję w firmie, która wyzyskuje ludzi do maksimum i każdy dzień w niej przysparza mi ogromnych nerwów. Relacje między szefostwem a pracownikami są fatalne (chociaż ci pierwsi tego nie widzą). Frustracja spowodowana problemami w pracy odbija się na każdym i część pracowników między sobą też jest skłócona. Nie mam na razie możliwości zmiany pracy, bo mieszkam w fatalnym regionie. Dopiero po skończeniu studiów (2 lata mi zostało) zamierzam stąd wyjechać. Studia... No właśnie. Niby studiuje kierunek techniczny, ale na prywatnej uczelni, która w zasadzie nie stawia żadnych kryteriów swoim studentom. Przed pójściem tam cieszyłem się, że będę miał ważny papier ze skończonym przyszłościowym kierunkiem. Dzisiaj okazuje się, że będę mógł się nim podetrzeć, bo moja wiedza branżowa będzie zapewne taka, że pracownicy bez wykształcenia, ale z doświadczeniem będą lata świetlne lepsi ode mnie. W ten sposób jestem raczej skazany na branżę w której obecnie pracuje, co nie napawa mnie optymizmem.
Wyjechałem z domu rodzinnego zrywając wszystkie kontakty przez wydarzenia z przeszłości (jedynie z rodzicami je utrzymuje) i nie mam tam już po co wracać. Mieszkam obecnie na stancji i życie (nie licząc czesnego) kosztuje mnie połowę mojej pensji. Nie mam szczęścia do współlokatorów, bo za każdym razem muszę mieszkać w brudasami, którzy także nie zawsze potrafią uszanować to, że ktoś chce mieć święty spokój.
Jeszcze rok temu byłem po wielu zawodach miłosnych, jednak uważałem, że zawsze kiedyś w moim życiu może się trafić osoba, która wynagrodzi mi stracone lata. Po ostatnim epizodzie z pewną dziewczyną (o której pisałem w innym temacie) mam już dość młodych kobiet. Zależało mi na niej, bo miała wszystkie cechy kogoś, kogo szukałem latami, jednak ona mnie okłamywała, nie potrafiła powiedzieć prawdy wprost, nie szanowała mnie, po prostu mną pomiatała jak psem. A teraz o mnie zapomniała i ma mnie w czterech literach. Nienawidzę jej za to - chociaż wiem, że takie podejście uderza tylko we mnie, nie w nią. Leczę się z niej już pół roku i to co do niej teraz czuję to zauroczenie pomieszane z nienawiścią. To mnie niszczy od środka.
Na co dzień spotykam się z ostracyzmem ze strony niemal każdej osoby, która chce poznać szerzej moje poglądy na różne sprawy. Ostracyzm jest spowodowany tym, że nie pije alkoholu i nie chodzę do kościoła. Zdecydowana większość ludzi, która mnie otacza niestety nie potrafi zaakceptować jednej z tych dwóch rzeczy. Dodałbym do tego jeszcze muzykę disco polo, której słuchaczy spotykam na każdym kroku i którzy dziwią się jak można jej nie lubić.
Napisałbym jeszcze wiele innych problemów w jakimi na co dzień się zmagam, ale dzisiaj już niestety nie mam czasu na ich wymienienie. Dziękuję za uwagę.