04 Gru 2015, Pią 19:49, PID: 493152
Od jakiegoś czasu męczy mnie ten temat, więc chętnie przeczytam, jak na koncepcję czystości przedmałżeńskiej zapatrują się inni.
Pisząc o sobie, zacznę od tego, że jestem samotny i bardzo chciałbym związać się kiedyś z jakąś dziewczyną. Kiedy wyobrażam sobie taką relację, nieodmiennie wychodzi na to, że ta dziewczyna nie mogłaby posiadać żadnych doświadczeń seksualnych. Chciałbym być dla niej pierwszym partnerem. Chciałbym, żeby ona była dla mnie pierwszą i jedyną partnerką. Chciałbym też poczekać z seksem do czasu, w którym uczucia się ugruntują i okrzepną, w którym oboje bylibyśmy gotowi na ślub.
Może obejrzałem za dużo naiwnych filmów, ale wydaje mi się, że tylko taki związek byłby wyjątkowy i piękny.
Gdyby hipotetyczna partnerka miała przede mną innych mężczyzn, to w głębi serca zawsze bym się nią brzydził, byłbym zazdrosny i czułbym, że "należy" do kogoś innego. Nie pokochałbym jej całkowicie. Próbowałem przekonać się do innych punktów widzenia, ale nic się nie zmieniło. Może dlatego, że pomimo 29 lat na karku sam nigdy nie miałem dziewczyny i nie wnosiłbym do związku żadnej "przeszłości".
Poza nerwicą i skrajnym osamotnieniem (w ogóle nie mam znajomych) moją sytuację komplikuje dodatkowo to, że jestem ateistą. Nawet gdybym w końcu się trochę uspołecznił (w styczniu zaczynam terapię grupową), to i tak żadna ortodoksyjna chrześcijanka się mną nie zainteresuje. A w naszych realiach pewnie trudno jest znaleźć dwudziestokilkuletnią dziewczynę, która nie jest ortodoksyjną chrześcijanką i nie ma za sobą inicjacji seksualnej.
Pisząc o sobie, zacznę od tego, że jestem samotny i bardzo chciałbym związać się kiedyś z jakąś dziewczyną. Kiedy wyobrażam sobie taką relację, nieodmiennie wychodzi na to, że ta dziewczyna nie mogłaby posiadać żadnych doświadczeń seksualnych. Chciałbym być dla niej pierwszym partnerem. Chciałbym, żeby ona była dla mnie pierwszą i jedyną partnerką. Chciałbym też poczekać z seksem do czasu, w którym uczucia się ugruntują i okrzepną, w którym oboje bylibyśmy gotowi na ślub.
Może obejrzałem za dużo naiwnych filmów, ale wydaje mi się, że tylko taki związek byłby wyjątkowy i piękny.
Gdyby hipotetyczna partnerka miała przede mną innych mężczyzn, to w głębi serca zawsze bym się nią brzydził, byłbym zazdrosny i czułbym, że "należy" do kogoś innego. Nie pokochałbym jej całkowicie. Próbowałem przekonać się do innych punktów widzenia, ale nic się nie zmieniło. Może dlatego, że pomimo 29 lat na karku sam nigdy nie miałem dziewczyny i nie wnosiłbym do związku żadnej "przeszłości".
Poza nerwicą i skrajnym osamotnieniem (w ogóle nie mam znajomych) moją sytuację komplikuje dodatkowo to, że jestem ateistą. Nawet gdybym w końcu się trochę uspołecznił (w styczniu zaczynam terapię grupową), to i tak żadna ortodoksyjna chrześcijanka się mną nie zainteresuje. A w naszych realiach pewnie trudno jest znaleźć dwudziestokilkuletnią dziewczynę, która nie jest ortodoksyjną chrześcijanką i nie ma za sobą inicjacji seksualnej.