06 Maj 2016, Pią 12:48, PID: 539184
Witam. Mam spory problem. Poza fobią społeczną mam także nerwicę i depresję. Do tego mieszkam na małej wsi i finansowo też nie jest za ciekawie, to wszystko składa się na to, że praktycznie nigdy nie byłam na żadnych wakacjach, czy też nocować u kogoś itd. Ciągle siedzę w domu, trochę ze strachu, a trochę bo nie mam nawet z kim wyjść. I w związku z tym, że przez 20 lat swojego życia nie doświadczyłam żadnego wypadu poza dom z kimś z poza rodziny (były może 2-3 wspólne weekendy ale tylko z rodziną więc bez stresu) ja nie wiem, jak się zachować w różnych sytuacjach. Boję się, co pomyśli o mnie np przyjaciel, który zaproponował, żebyśmy się spotkali na tych wakacjach. Zakładając, że chciałabym jechać z kimś na weekend na przykład do Krakowa, ja nie wiem, ile wszystkiego spakować, żeby nie wyjść na idiotkę, że wzięłam za mało albo za dużo, ja nie będę umiała się samodzielnie poruszać komunikacją miejską, ja nie będę potrafiła normalnie się zachować w restauracji, nie chodzi już tylko o fobię, ale i o to, że nic w życiu nie widziałam, nigdzie nie byłam i nic nie wiem, gdyby teraz puścić mnie samą do większego miasta, albo nawet średniego jak Rzeszów, to ja bym usiadła na ławce i płakała, chodziłabym wszędzie na nogach bo byłoby mi głupio kupić bilet w kiosku, zgubiłabym się bo nie umiałabym zapytać o drogę gdziekolwiek, nie weszłabym do połowy miejsc wartych odwiedzenia jak muzea czy baseny, bo nie wiedziałabym nawet gdzie iść, jak kupić bilet i co z nim później zrobić. Ja po prostu nie umiem funkcjonować poza wsią, nie znam "większego" świata i nie mogę się przełamać, żeby go poznać, nawet z osobami, które wiedzą, że jestem chora i chcą mi pomóc. Akceptują to, jaka jestem, wiedzą, że w każdej chwili mogę spanikować, że we wszystkim trzeba będzie mi pomagać, oferują swoją pomoc, i nawet cieszą się z tego, że będą mogli mnie gdzieś zabrać i coś mi pokazać, a ja w końcu i tak zawsze wszystko odwołuję, bo widzę w swojej głowie, jak ta właśnie "pełna zrozumienia" osoba myśli sobie o mnie "Boże, co za idiotka, nie potrafi wcisnąć guzika w windzie" albo "Jezu, jak to się stało, że ona ma 20 lat i jeszcze nigdy nie była w teatrze?". Czuję się jak nic nie warte nie powiem co, które nic nie wie, nie ma pojęcia o świecie i żyje w epoce kamienia łupanego. Mam świetną propozycję na wakacje, ale boję się, że znowu ją odwołam, mało tego, wiem, że ją odwołam, bo przecież ja nie potrafię funkcjonować poza moim małym zadupiem, poza tym nic nie umiem, nie umiem pływać, mam tak słabą kondycję, że góry czy rowery też odpadają i na dobrą sprawę jedyne co można ze mną robić to siedzieć i rozmawiać. O ile się odezwę... Nie wiem, czy powinnam powiedzieć o tych obawach znajomym. Oni wiedzą tyle, że mam depresję i nerwicę. Ale nie wiedzą, że mam fobię społeczną i nie wiedzą, jak to wygląda. Chyba nie do końca są świadomi tego, że na kilku pierwszych spotkaniach nawet nie zjem w ich obecności i będę uciekała wzrokiem i chowała twarz za włosami. Nie wiem, czy powinnam ich uprzedzić i przyznać się do tego, czy udawać, że jestem "normalna".