06 Lis 2008, Czw 2:39, PID: 86617
Coś o mnie:
Przy końcu studenckiej drogi, zdiagnozowana fobia społeczna,
od 3 tygodni na Paroksetynie, i początki podejścia do wrzucanej tu na forum terapii "overcoming social anxiety"
Po dłuugim zastanowieniu,dojściu do wniosku, że nie potrafię samemu poradzić sobie ze swoim problemem, kilku podejściach do psychiatry(publicznie i prywatnie), w końcu zdecydowałem się zacząć walczyć z fobią społeczną.
Nie było to łatwe, kilka razy zawracałem sprzed poradni zdrowia psychicznego, bo
a) uznałem, że jeszcze nie jestem gotowy,
b)zawsze mogę to dalej odwlec
c)w środku ktoś jest
d)wszyscy na mnie patrzą itd.
Psychiatra w moim rodzinnym mieście zbyła mnie ogólnikowym "troche pan nieśmiały i zagubiony", na szczęście po powrocie do Warszawy udało mi się porozmawiać prywatnie z psychiatrą,który uświadomił mi nieco dokładniej problem. Dopiero wtedy dowiedziałem się, czym jest fobia społeczna.
Jeśli chodzi o dystymię, nie rozmawialiśmy o tym z psychiatrą, jednak
6/7 objawów występuje stale. (tylko jeść uwielbiam i mogę to robić o każdej porze;-))
Jak większość fobików unikam ludzi. Chociaż jest jedna grupa, w której uczestniczę - chór (cóż za paradoks). Nie przeszkadza mi, kiedy z nimi śpiewam. Fobia się włącza, kiedy muszę rozmawiać. Wypowiedzi przy większej grupie w ogóle nie wchodzą w grę. Największy stres, to koniec próby, gdzie chcąc nie chcąc trzeba się z kimś wsiąść do środka komunikacji i o czymś rozmawiać przy nieznajomych współpasażerach. W związku z tym często przejdę pieszo kilka przystanków lub wychodzę 1szy bądź ostatni.
Jeśli ktoś się pyta - co się stało, czemu jesteś smutny, wszystko w porządku, odpowiadam, tak w porządku. Wciąż to tylko maska...
Relacje z ludźmi rozpoczynają się zwykle od uczucia, dlaczego dana osoba niechciałaby ze mną rozmawiać, następnie, wyszukania swoich wad, które umniejszają moją wartość, a następnie wyszukania przeze mnie wad u drugiej osoby, które sprawiłyby, że coś mnie w niej irytuje i nie chciałbym z nią nawiązywać kontaktów.
Kontakty z rodziną i przyjaciółmi, zwykle nawiązywane są przez nich.
Ciężko mi znaleźć jakieś przykłady inicjatywy czegokolwiek z mojej strony.
Abstrahując od innych objawów fobii i dystymii, które były już poruszane,
moim problemem jest m.in. deficyt uwagi.
Generalnie problemem jest to, że za dużo myślę. tak 5-10%moich myśli jest produktywnych, reszta, to reminescencje z przeszłości,
wymyślanie, w jaki sposób mógłbym poprowadzić konwersację, która się odbyła, lub obmyślanie, tego co powiem w przyszłości, albo kompletny random.
Nigdy nie potrafiłem prowadzić żadnego organizera, czy to w wersji elektronicznej, czy kalendarza, zwykle je gubiłem lub zapominałem o nich.
Przekłada się to na problem z samoorganizacją.
Wyjście z domu zajmuje mi czasem kilka godzin, bo (oprócz tego, że budzę się z myślą, że to kolejny dzień który upłynie mi w atmosferze marazmu i bezproduktywności) zdarza mi się zamyślić pod prysznicem, 5 razy wracać się do domu, założenie, że zrobię coś codziennie o tej samej porze(wezmę tabletkę, pójdę gdzieś, itd.), w praktyce nigdy nie jest spełnione.
Nie potrafie napisać np. dłuższego smsa jednym ciągiem. Zdarza mi się ok. 3-10 razy napisać kawałek smsa, wyjść do menu telefonu, wejsc ponownie do smsa, nic nie napisać,ponownie wyjść do menu itd...
Maile- piszę rzadko, a jeśli pisze dłuższego maila, trwa to czasem tydzień.
Wykłady, służą mi tylko po to, żeby wyjść z domu i zająć się czymś, sprowadza się to do tego, że uciekam do ostatniej ławki i po początku notowania, mój umysł gdzieś ucieka... zwykle przy okazji, po zeszycie zdążę nabazgrać batalion nieudanych kluczy wiolinowych.
Napisanie pracy mgr czy rozpoczęcie poszukiwania pracy jest jak na razie ponad moje siły.
Dzisiejszy dzień to powrót do domu o 14 i naprzemienny sen/gapienie się w monitor Mam nadzieje, ze prochy zaczną działać już wkrótce...
Na razie szczyt moich osiągnięć to ów post
Pozdrawiam
tuiteraz
Przy końcu studenckiej drogi, zdiagnozowana fobia społeczna,
od 3 tygodni na Paroksetynie, i początki podejścia do wrzucanej tu na forum terapii "overcoming social anxiety"
Po dłuugim zastanowieniu,dojściu do wniosku, że nie potrafię samemu poradzić sobie ze swoim problemem, kilku podejściach do psychiatry(publicznie i prywatnie), w końcu zdecydowałem się zacząć walczyć z fobią społeczną.
Nie było to łatwe, kilka razy zawracałem sprzed poradni zdrowia psychicznego, bo
a) uznałem, że jeszcze nie jestem gotowy,
b)zawsze mogę to dalej odwlec
c)w środku ktoś jest
d)wszyscy na mnie patrzą itd.
Psychiatra w moim rodzinnym mieście zbyła mnie ogólnikowym "troche pan nieśmiały i zagubiony", na szczęście po powrocie do Warszawy udało mi się porozmawiać prywatnie z psychiatrą,który uświadomił mi nieco dokładniej problem. Dopiero wtedy dowiedziałem się, czym jest fobia społeczna.
Jeśli chodzi o dystymię, nie rozmawialiśmy o tym z psychiatrą, jednak
6/7 objawów występuje stale. (tylko jeść uwielbiam i mogę to robić o każdej porze;-))
Jak większość fobików unikam ludzi. Chociaż jest jedna grupa, w której uczestniczę - chór (cóż za paradoks). Nie przeszkadza mi, kiedy z nimi śpiewam. Fobia się włącza, kiedy muszę rozmawiać. Wypowiedzi przy większej grupie w ogóle nie wchodzą w grę. Największy stres, to koniec próby, gdzie chcąc nie chcąc trzeba się z kimś wsiąść do środka komunikacji i o czymś rozmawiać przy nieznajomych współpasażerach. W związku z tym często przejdę pieszo kilka przystanków lub wychodzę 1szy bądź ostatni.
Jeśli ktoś się pyta - co się stało, czemu jesteś smutny, wszystko w porządku, odpowiadam, tak w porządku. Wciąż to tylko maska...
Relacje z ludźmi rozpoczynają się zwykle od uczucia, dlaczego dana osoba niechciałaby ze mną rozmawiać, następnie, wyszukania swoich wad, które umniejszają moją wartość, a następnie wyszukania przeze mnie wad u drugiej osoby, które sprawiłyby, że coś mnie w niej irytuje i nie chciałbym z nią nawiązywać kontaktów.
Kontakty z rodziną i przyjaciółmi, zwykle nawiązywane są przez nich.
Ciężko mi znaleźć jakieś przykłady inicjatywy czegokolwiek z mojej strony.
Abstrahując od innych objawów fobii i dystymii, które były już poruszane,
moim problemem jest m.in. deficyt uwagi.
Generalnie problemem jest to, że za dużo myślę. tak 5-10%moich myśli jest produktywnych, reszta, to reminescencje z przeszłości,
wymyślanie, w jaki sposób mógłbym poprowadzić konwersację, która się odbyła, lub obmyślanie, tego co powiem w przyszłości, albo kompletny random.
Nigdy nie potrafiłem prowadzić żadnego organizera, czy to w wersji elektronicznej, czy kalendarza, zwykle je gubiłem lub zapominałem o nich.
Przekłada się to na problem z samoorganizacją.
Wyjście z domu zajmuje mi czasem kilka godzin, bo (oprócz tego, że budzę się z myślą, że to kolejny dzień który upłynie mi w atmosferze marazmu i bezproduktywności) zdarza mi się zamyślić pod prysznicem, 5 razy wracać się do domu, założenie, że zrobię coś codziennie o tej samej porze(wezmę tabletkę, pójdę gdzieś, itd.), w praktyce nigdy nie jest spełnione.
Nie potrafie napisać np. dłuższego smsa jednym ciągiem. Zdarza mi się ok. 3-10 razy napisać kawałek smsa, wyjść do menu telefonu, wejsc ponownie do smsa, nic nie napisać,ponownie wyjść do menu itd...
Maile- piszę rzadko, a jeśli pisze dłuższego maila, trwa to czasem tydzień.
Wykłady, służą mi tylko po to, żeby wyjść z domu i zająć się czymś, sprowadza się to do tego, że uciekam do ostatniej ławki i po początku notowania, mój umysł gdzieś ucieka... zwykle przy okazji, po zeszycie zdążę nabazgrać batalion nieudanych kluczy wiolinowych.
Napisanie pracy mgr czy rozpoczęcie poszukiwania pracy jest jak na razie ponad moje siły.
Dzisiejszy dzień to powrót do domu o 14 i naprzemienny sen/gapienie się w monitor Mam nadzieje, ze prochy zaczną działać już wkrótce...
Na razie szczyt moich osiągnięć to ów post
Pozdrawiam
tuiteraz