16 Gru 2016, Pią 14:42, PID: 602365
Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Żółta żaróweczka, rodem z kreskówek, może zmienić moje życie. Problem w tym, że u nikogo nie mam żadnego wsparcia.
Zanim jednak zdradzę swoją tajną broń, w wielkim skrócie przedstawię historię, bez której wszystko mogłoby wydać się wam jedną, wielką abstrakcją.
Zacznę od tego, że mierzę skromne 163 cm. Jak na mężczyznę nie jest to dobry wzrost. O ile nie mam większych problemów z samoakceptacją, to brak uwagi ze strony kobiet podcina mi skrzydła.
Mam 25 lat i ostatni raz na randce byłem w zeszłym roku. Przez 12 miesięcy umówiłem się tylko z dwoma dziewczynami. Znajomość, jak to zwykle w moim przypadku miało miejsce, zakończyła się po pierwszym spotkaniu. W łóżku po raz ostatni bawiłem się z dziewczyną, w 2013 roku.
Kiedyś miałem mnóstwo koleżanek. Znajome mnie lubiły. Widziały we mnie pozytywnego, śmiałego, rozmownego, ułożonego i normalnego mężczyznę. Któregoś razu jedna z koleżanek wspomniała, że umówiła się z wysokim i potężnie zbudowanym chłopakiem i czuje się przez to niezręcznie. Przyjaciółki ni to żartem, ni to serio, przekonały ją o słuszności wyboru, bowiem, jak mówiły - facet musi być wysoki, a nie taki jak ja - wskazały na mnie. Niby było to mówione w żartach, ale było kilka podobnych sytuacji, więc musiało być coś na rzeczy. Z czasem ataki w moją stronę nasiliły się.
Niektóre koleżanki zaczęły się ze mnie naśmiewać. Z racji, że były to normalne, nie imprezujące, nie wymalowane, nie wystrojone i dobrze uczące się dziewczyny, nie byłem przygotowany na agresję z ich strony.
Któregoś razu powiedziałem sobie dość i zerwałem z nimi kontakt.
Udało się mi "związać" z dwoma dziewczynami. Najpierw, w 2012 roku umawiałem się z zakompleksioną, otyłą i zezowatą 18-latką. Młódka wprawdzie spotykała się ze mną i sypiała, jednak wprost mówiła że niczego do mnie nie czuła. Kiedy poznała innego chłopaka, od razu mnie zignorowała.
Rok później, w 2013 roku podobna historia miała miejsce z inną 18-latką. Porzucona nastolatka znalazła we mnie pocieszenie. Niestety, nie darzyła mnie żadnym uczuciem i na prawie każdym spotkaniu wypominała mi wzrost. Żadnych czułości typu głaskanie, masowanie z jej strony nie uświadczyłem. Dziewczyna dbała wyłącznie o własny interes. Interesowało ją to aby przyjemnie spędzić czas, mieć jakieś zajęcie. A wszystko zwalała na moje barki. W marcu 2014 roku rozstała się ze mną i związała z kimś, kogo znała około tygodnia.
Od tamtej pory nie miałem żadnej dziewczyny. W ciągu dwóch lat udało się mi spotkać z pięcioma pannami. Wszystkie znajomości urwały się po pierwszym spotkaniu.
Przepełniony goryczą i samotnością intensywnie szukałem kogoś z kim będę w związku. W ciągu dwóch lat zaczepiłem kilkaset dziewczyn. Podchodziłem w sposób pośredni. Nie ukazywałem zainteresowania. Zależało mi aby rozmowa jak najdłużej trwała, gdyż jak wierzyłem, wówczas ukażę swoje liczne zalety. Zdobyłem ponad 100 numerów telefonu, jednak nie przełożyło się liczbę spotkań. Najczęściej nikt nie odbierał.
Któregoś razu zrozumiałem, że coś jest ze mną nie tak. Mimo 25 lat mam fatalne wyniki z dziewczynami. Zero seksu, zero randek, zero zainteresowania, zero prawdziwego związku, zero bycia kochanym. Pomyślałem, że gdyby świat miałby się skończyć to żałowałbym tego że nigdy nie miałem prawdziwej dziewczyny.
To dało mi do myślenia.
Zacząłem rozglądać się za krajem, w którym dziewczyny nie patrzą na wzrost mężczyzny.
I znalazłem.
Filipiny zamieszkują kobiety których wzrost rzadko przekracza 155 cm. Przeciętny Filipińczyk mierzy 163 cm. Udało się mi porozmawiać z kilkoma Filipinkami (dla nich angielski jest jak dla nas polski) i wszystkie przyznały, że 163 cm u mężczyzny są w porządku.
Zdecydowałem wyjechać na Filipiny i znaleźć tam upragnioną ukochaną. Wyczytałem, że można tam za 1500 złotych spokojnie przeżyć cały miesiąc. Praca zdalna mogłaby mi zapewnić fundusze.
Wszyscy moi bliscy wybijają mi Azjatki z głowy. Starają się odciągnąć mnie od mojego pomysłu. Robią ze mnie wariata, mówią że problem mam w swojej głowie i że w Polsce znajdę dziewczynę.
Twarz mam ładną i sympatyczną. Oprócz tego jestem blondynem o niebieskich oczach. Jeżeli Polki mnie nie chcą, to po co mam wbrew ich woli je przekonywać do siebie, zwłaszcza że mogę podobać się azjatyckim kobietom.
Powiedzcie:
1. Problem leży w mojej głowie, czy jednak wariatem nie jestem i moja strategia jest logiczna?
2. Nigdy nie byłem za granicą, gdzie i jak ubiegać się o paszport i wizę?
3. Gdzie się zaszczepić i jak to się robi?
4. W jaki sposób przedłużać wizę z prośbą o kolejny miesiąc pobytu?
Zanim jednak zdradzę swoją tajną broń, w wielkim skrócie przedstawię historię, bez której wszystko mogłoby wydać się wam jedną, wielką abstrakcją.
Zacznę od tego, że mierzę skromne 163 cm. Jak na mężczyznę nie jest to dobry wzrost. O ile nie mam większych problemów z samoakceptacją, to brak uwagi ze strony kobiet podcina mi skrzydła.
Mam 25 lat i ostatni raz na randce byłem w zeszłym roku. Przez 12 miesięcy umówiłem się tylko z dwoma dziewczynami. Znajomość, jak to zwykle w moim przypadku miało miejsce, zakończyła się po pierwszym spotkaniu. W łóżku po raz ostatni bawiłem się z dziewczyną, w 2013 roku.
Kiedyś miałem mnóstwo koleżanek. Znajome mnie lubiły. Widziały we mnie pozytywnego, śmiałego, rozmownego, ułożonego i normalnego mężczyznę. Któregoś razu jedna z koleżanek wspomniała, że umówiła się z wysokim i potężnie zbudowanym chłopakiem i czuje się przez to niezręcznie. Przyjaciółki ni to żartem, ni to serio, przekonały ją o słuszności wyboru, bowiem, jak mówiły - facet musi być wysoki, a nie taki jak ja - wskazały na mnie. Niby było to mówione w żartach, ale było kilka podobnych sytuacji, więc musiało być coś na rzeczy. Z czasem ataki w moją stronę nasiliły się.
Niektóre koleżanki zaczęły się ze mnie naśmiewać. Z racji, że były to normalne, nie imprezujące, nie wymalowane, nie wystrojone i dobrze uczące się dziewczyny, nie byłem przygotowany na agresję z ich strony.
Któregoś razu powiedziałem sobie dość i zerwałem z nimi kontakt.
Udało się mi "związać" z dwoma dziewczynami. Najpierw, w 2012 roku umawiałem się z zakompleksioną, otyłą i zezowatą 18-latką. Młódka wprawdzie spotykała się ze mną i sypiała, jednak wprost mówiła że niczego do mnie nie czuła. Kiedy poznała innego chłopaka, od razu mnie zignorowała.
Rok później, w 2013 roku podobna historia miała miejsce z inną 18-latką. Porzucona nastolatka znalazła we mnie pocieszenie. Niestety, nie darzyła mnie żadnym uczuciem i na prawie każdym spotkaniu wypominała mi wzrost. Żadnych czułości typu głaskanie, masowanie z jej strony nie uświadczyłem. Dziewczyna dbała wyłącznie o własny interes. Interesowało ją to aby przyjemnie spędzić czas, mieć jakieś zajęcie. A wszystko zwalała na moje barki. W marcu 2014 roku rozstała się ze mną i związała z kimś, kogo znała około tygodnia.
Od tamtej pory nie miałem żadnej dziewczyny. W ciągu dwóch lat udało się mi spotkać z pięcioma pannami. Wszystkie znajomości urwały się po pierwszym spotkaniu.
Przepełniony goryczą i samotnością intensywnie szukałem kogoś z kim będę w związku. W ciągu dwóch lat zaczepiłem kilkaset dziewczyn. Podchodziłem w sposób pośredni. Nie ukazywałem zainteresowania. Zależało mi aby rozmowa jak najdłużej trwała, gdyż jak wierzyłem, wówczas ukażę swoje liczne zalety. Zdobyłem ponad 100 numerów telefonu, jednak nie przełożyło się liczbę spotkań. Najczęściej nikt nie odbierał.
Któregoś razu zrozumiałem, że coś jest ze mną nie tak. Mimo 25 lat mam fatalne wyniki z dziewczynami. Zero seksu, zero randek, zero zainteresowania, zero prawdziwego związku, zero bycia kochanym. Pomyślałem, że gdyby świat miałby się skończyć to żałowałbym tego że nigdy nie miałem prawdziwej dziewczyny.
To dało mi do myślenia.
Zacząłem rozglądać się za krajem, w którym dziewczyny nie patrzą na wzrost mężczyzny.
I znalazłem.
Filipiny zamieszkują kobiety których wzrost rzadko przekracza 155 cm. Przeciętny Filipińczyk mierzy 163 cm. Udało się mi porozmawiać z kilkoma Filipinkami (dla nich angielski jest jak dla nas polski) i wszystkie przyznały, że 163 cm u mężczyzny są w porządku.
Zdecydowałem wyjechać na Filipiny i znaleźć tam upragnioną ukochaną. Wyczytałem, że można tam za 1500 złotych spokojnie przeżyć cały miesiąc. Praca zdalna mogłaby mi zapewnić fundusze.
Wszyscy moi bliscy wybijają mi Azjatki z głowy. Starają się odciągnąć mnie od mojego pomysłu. Robią ze mnie wariata, mówią że problem mam w swojej głowie i że w Polsce znajdę dziewczynę.
Twarz mam ładną i sympatyczną. Oprócz tego jestem blondynem o niebieskich oczach. Jeżeli Polki mnie nie chcą, to po co mam wbrew ich woli je przekonywać do siebie, zwłaszcza że mogę podobać się azjatyckim kobietom.
Powiedzcie:
1. Problem leży w mojej głowie, czy jednak wariatem nie jestem i moja strategia jest logiczna?
2. Nigdy nie byłem za granicą, gdzie i jak ubiegać się o paszport i wizę?
3. Gdzie się zaszczepić i jak to się robi?
4. W jaki sposób przedłużać wizę z prośbą o kolejny miesiąc pobytu?