20 Maj 2012, Nie 17:47, PID: 302521
Odświeżam wątek, chociaż nic się nie ruszyło. A właściwie "coś" się ruszyło. Ale bardzo jednostronnie.
W piątkowy wieczór wystosowałem do Niej (przez neta) coś w rodzaju propozycji randki. Konkretniej było to zaproszenie do kina. Do tej pory nie odpisała.
O tyle to dziwne, że na moją poprzednią wiadomość odpowiedziała niemal po chwili. Ale tamte dotyczyły linka który udostępniła.
Wiele emocji kosztowała mnie ta ekspozycja. I kosztuje nadal, bo nadal nie wiem na czym stoję. Możliwe scenariusze:
a) nie przeczytała
Nie wiem dlaczego - nie wchodzi na swój profil, nie sprawdza poczty? Jeśli tak, to przy najbliższej okazji nakreślę jej sytuację, że taka wiadomość u niej wisi
b) przeczytała
Dlaczego nie odpisała? Możliwe warianty:
- "nie umawiam się z facetami z pracy"
- "nie wiem co odpisać, jestem zszokowana, boję się spotkania, ale nie chcę go zranić" itp.
- "umyślnie mu nie odpiszę, niech sobie nie myśli" itp.
- (jakaś inna opcja, której nie przewidziałem)
Już sobie wyobrażam jutrzejszy dzień w pracy. Jeśli przeczytała, to mam cichą nadzieję, że się nie wygada. Wolałbym nie stać się przedmiotem plotek (choć w sumie to mi to wisi). Przy spotkaniu mnie może teraz odwracać wzrok, albo wręcz unikać spotkań. Opcja najbardziej pożądana - odniesie się do mojej propozycji z sympatią, a wtedy fakt, że nie odpisała, przestanie mieć dla mnie znaczenie
Aha, kwestia "dlaczego w necie?" W realu na tą chwilę po prostu bym się nie odważył. Choćby dlatego, że w godzinach pracy - pracuję, a gdy praca się kończy, mam tak wyprany mózg, że trudno zdobyć się na kolejny intelektualny wysiłek, jakim byłaby luźna rozmowa z koleżanką. Prywatnego numeru do Niej nie mam, tylko służbowy (który może jest na podsłuchu i sprawdzają, czy gadają o sprawach służbowych (żart)). Nie wyobrażam sobie siebie wparowującego do Jej działu i rzucającego przy świadkach "może gdzieś razem po pracy wyskoczymy". Nie zniósłbym tej salwy śmiechu. Gdybym miał do Niej (do nich) jakąś służbową sprawę, niechybnie bym z tej okazji skorzystał, żeby się do nich przejść - może przy okazji udałoby się zagadać. Ale jak na złość nie mam żadnej. Ciekawe, że tak to jest - kiedy idę do kogoś w służbowej sprawie, moja pewność siebie drastycznie wzrasta.
A więc trochę obawiam się jutra. Troszeczkę.
Bez urazy, ale z góry Was proszę - darujcie sobie wpisy w stylu: "no zagadaj w końcu, nic prostszego". Ja wiem.
W piątkowy wieczór wystosowałem do Niej (przez neta) coś w rodzaju propozycji randki. Konkretniej było to zaproszenie do kina. Do tej pory nie odpisała.
O tyle to dziwne, że na moją poprzednią wiadomość odpowiedziała niemal po chwili. Ale tamte dotyczyły linka który udostępniła.
Wiele emocji kosztowała mnie ta ekspozycja. I kosztuje nadal, bo nadal nie wiem na czym stoję. Możliwe scenariusze:
a) nie przeczytała
Nie wiem dlaczego - nie wchodzi na swój profil, nie sprawdza poczty? Jeśli tak, to przy najbliższej okazji nakreślę jej sytuację, że taka wiadomość u niej wisi
b) przeczytała
Dlaczego nie odpisała? Możliwe warianty:
- "nie umawiam się z facetami z pracy"
- "nie wiem co odpisać, jestem zszokowana, boję się spotkania, ale nie chcę go zranić" itp.
- "umyślnie mu nie odpiszę, niech sobie nie myśli" itp.
- (jakaś inna opcja, której nie przewidziałem)
Już sobie wyobrażam jutrzejszy dzień w pracy. Jeśli przeczytała, to mam cichą nadzieję, że się nie wygada. Wolałbym nie stać się przedmiotem plotek (choć w sumie to mi to wisi). Przy spotkaniu mnie może teraz odwracać wzrok, albo wręcz unikać spotkań. Opcja najbardziej pożądana - odniesie się do mojej propozycji z sympatią, a wtedy fakt, że nie odpisała, przestanie mieć dla mnie znaczenie
Aha, kwestia "dlaczego w necie?" W realu na tą chwilę po prostu bym się nie odważył. Choćby dlatego, że w godzinach pracy - pracuję, a gdy praca się kończy, mam tak wyprany mózg, że trudno zdobyć się na kolejny intelektualny wysiłek, jakim byłaby luźna rozmowa z koleżanką. Prywatnego numeru do Niej nie mam, tylko służbowy (który może jest na podsłuchu i sprawdzają, czy gadają o sprawach służbowych (żart)). Nie wyobrażam sobie siebie wparowującego do Jej działu i rzucającego przy świadkach "może gdzieś razem po pracy wyskoczymy". Nie zniósłbym tej salwy śmiechu. Gdybym miał do Niej (do nich) jakąś służbową sprawę, niechybnie bym z tej okazji skorzystał, żeby się do nich przejść - może przy okazji udałoby się zagadać. Ale jak na złość nie mam żadnej. Ciekawe, że tak to jest - kiedy idę do kogoś w służbowej sprawie, moja pewność siebie drastycznie wzrasta.
A więc trochę obawiam się jutra. Troszeczkę.
Bez urazy, ale z góry Was proszę - darujcie sobie wpisy w stylu: "no zagadaj w końcu, nic prostszego". Ja wiem.