05 Sie 2012, Nie 21:17, PID: 311427
Moje małe kujawsko-mazowieckie wesele, czyli jak to przeżyłem?
Przeżyłem właśnie wesele i poprawiny. Najbliższe w ciągu około 2-3 lat. Pora na konfrontację z tym co pisałem jakiś czas temu. Na wyjście przygotowałem się za pomocą mocnej kawy, lekkiego Bellergota i magnezu.
Tego nie musiałem się obawiać. Owszem, na 100 osób było wiele ciotek a 2/3 ludzi widziałem po raz pierwszy na oczy. Do mnie to nawet nikt nie podchodził Jakieś fluidy wokół siebie roztaczam czy co? Dobra, trochę pogadałem z kuzynem którego nie widziałem od 2 lat i jakąś ciotką [to na poprawinach]. Nawet próbowałem zagadać do jednej dziewczyny . Osób w moim limicie wiekowym (17 lat) nie było. Przyuważyłem, że jest jakaś dziewczyna troszkę z gatunku "so shy" bo przez pewien czas siedziała za stołem. Ja zagadałem z trudem oczywiście bo przy warunkach na sali w moim wydaniu rozmowa zamienia się w wzajemne przekrzykiwanie. Dialog zakończył się szybko bo przy pytaniu o szkołę. Pierwsza klasa gimnazjum. I tu rada dla narzekających na zbyt młody wygląd: okulary typu Skrillex skutecznie postarzają o 3-4 lata
Dzięki Bogu wokół domu weselnego było dużo miejsc zielonych. Jakieś bagienko, ławki, porozrzucane stare kopaczki i prakombajny. W holu domu były kanapy tak więc tam przekimałem niemałą część uroczystości.
Jako że izolację opanowałem do perfekcji też nie miałem problemu. Potańczyłem parę razy w kółku przy piosenkach typu "Jedzie pociąg" oraz parę razy z matką. Parę razy wyciągano mnie do tańca ale się nie dałem . Powiem więcej - nagle na oczepinach zacząłem szaleć. Męska część gości rzuciła się do tańczenia wokół panny młodej tańca zorba. Dyscypliny nie utrzymano a ja nagle zacząłem odstawiać chołubce i wykonałem nie perfekcyjnie ale jednak kazaczoka, kozaka (nie znam nazwy, wschodni taniec z wymachiwaniem nogami w kucaniu). Kamera to zarejestrowała.
Ten punkt można skreślić lub zamienić na "polewanie". W każdym razie te dwa punkty się zazębiają. Pilnowałem się i będę się pilnował żeby nie skończyć jak... o tym później.
Kto jest trzeźwy niech pierwszy rzuci kamień... Oh wait... Przyznaję się, nie byłem w 100% trzeźwy. Za pierwszym razem świadomie, za drugim niekoniecznie. Nie były to monstrualnie ilości. W czasie nocy weselnej brat znudzony i zażenowany poziomem wrócił do domu. W dodatku był chory (miał gorączkę). Zostało po nim nakrycie i pełny kieliszek. Przywłaszczyłem sobie talerze. Po paru godzinach mnie skusiło. Wiedziałem jedno - tylko ten jeden raz i koniec. Z góry przyjąłem, że mam słaby organizm więc nie ma sensu rywalizacja z wujostwem i polewanie bo mogło to się skończyć fatalnie zdrowotnie i mentalnie bo opr-em. Było po pierwszej. Ja rozglądałem się wokoło. Każdy był zajęty sobą. Wokół nie było praktycznie nikogo. Z góry przyjąłem, że to będzie "dla kurażu". Trwało to kilka sekund. Zapiłem Fantą. Ze względów bezpieczeństwa w obawie przed pawiem trzymałem się wyjścia. Nic się nie stało.
I tu rada numer dwa moi fobicy: picie alkoholu niewiele daje. Albo otwiera na chwilę albo wcale. A zapijanie się kończy się na ogół nieszczęściem. Dozwolony jeden, góra kieliszki "dla podtrzymania tradycji".
Drugą dawkę otrzymałem nie z własnej woli. Na poprawinach podszedł do mnie młody (całkiem w porządku gość) i powiedziałem, że brat mi kazał gdzieś iśc. Byłem przygotowany na to co się stanie za chwilę choć miałem ostrego pietra. Na miejscu czekała jego rodzina której nagadał jakich to ja olimpad i przedmiotówek nie wygrałem. Ja potwierdziałem co nieco w międzyczasie szukając możliwości ucieczki. Nie udało się ale odbębniłem wszystko sposobem "Pola Monola + Coca-Cola". Jedyne czego się tutaj obawiałem to wsypy ale chyba nic nie wyszło poza grono kilku świadków.
Byłem na to przygotowany. Było czasem zgodnie z opisem nawet zabawnie.
Po pewnym czasie głośna muzyka przy której ciężko się porozumiewać zaczęła mnie drażnić. Na szczęście jak mówiłem było gdzie się ulotnić. Ja sam miałem też alternatywne źródło dźwięków które zawsze noszę przy sobie czyli empetrójkę.
Na szczęście płyta dojdzie już wtedy kiedy nie będę obecny w domu i nie będę mógł jej zobaczyć. W każdym razie zawstydziłem się i zacząłem zbywać matkę gdy spytała się o mój wpis do księgi gości. Zrobiłem dosyć ładny rysunek i wplotłem w niego życzenia.
Oczywiście po godzinie 2.30 czułem że wpadłem w czarną dziurę. Chciałem wracać, byłem zmęczony ale nie było transportu. Do domu zajechałem przed 6. Nie chciałem kłaść się spać tłumacząc że już jest dzień. W międzyczasie byłem zmuszony słuchać pijanego ojca narzekająco na cały świat a dokładniej na to, że jadąc 13 km/h po polnej drodze jedziemy za szybko. Całość była okraszona wstawką już w domu "Nauczę was (...) żyć" i garścią jakże ciepłych słów. Na poprawiny nie chciałem jechać ale w końcu padłem ofiarą szantażu emocjonalnego. Żałuję że pojechałem.
Poprawiny czyli upadek syna człowieczego, dramat w 2 aktach
Na poprawinach było luźniej. Raz że było mniej ludzi. Dwa, że zachowanie były luźniejsze z racji braku fleszy i kamer. Na dzień dobry podirytywało mnie to, że jest DJ. Przyjąłem, że byłoby o wiele taniej czyli za darmo jakby zamiast DJ-a był komputer/wieża/odbiornik radiowy i zapuszczone osławione Radio HIT (@Siri z pewnością zna te rozgłośnię z autopsji). To co tam leci wcale się nie różniło od plejlisty poprawionowej. Na poprawinach jak już wspomniałem byłem rozmowniejszy, zaaplikowano mi setkę, nie tańczyłem. Gorzej z bratem, który nagle zabrał się za rywalizację choć tego pożałował kiedyś. Zjedliśmy to samo: mięso na zimno, dużo zimnych napoi, ciasta, wódka. On wyduldał bez przymusu 5 kieliszków. Ja z przymusu jeden. To się na nim zemściło bo się zatruł. Przykro było patrzeć jak przez 2 godziny rzyga jak kot a nawet gorzej. Chciałem aby podjechać na pogotowie ale się wszyscy wzbraniali. Na szczęście sytuacja się ustabilizowała.
Brat śpi a teraz starzy w TV oglądają film [nomen omen] "Wesele". O matko...
Przeżyłem właśnie wesele i poprawiny. Najbliższe w ciągu około 2-3 lat. Pora na konfrontację z tym co pisałem jakiś czas temu. Na wyjście przygotowałem się za pomocą mocnej kawy, lekkiego Bellergota i magnezu.
Cytat:- pytania ciotek w stylu "Czy masz już dziewczynę?"
Tego nie musiałem się obawiać. Owszem, na 100 osób było wiele ciotek a 2/3 ludzi widziałem po raz pierwszy na oczy. Do mnie to nawet nikt nie podchodził Jakieś fluidy wokół siebie roztaczam czy co? Dobra, trochę pogadałem z kuzynem którego nie widziałem od 2 lat i jakąś ciotką [to na poprawinach]. Nawet próbowałem zagadać do jednej dziewczyny . Osób w moim limicie wiekowym (17 lat) nie było. Przyuważyłem, że jest jakaś dziewczyna troszkę z gatunku "so shy" bo przez pewien czas siedziała za stołem. Ja zagadałem z trudem oczywiście bo przy warunkach na sali w moim wydaniu rozmowa zamienia się w wzajemne przekrzykiwanie. Dialog zakończył się szybko bo przy pytaniu o szkołę. Pierwsza klasa gimnazjum. I tu rada dla narzekających na zbyt młody wygląd: okulary typu Skrillex skutecznie postarzają o 3-4 lata
Dzięki Bogu wokół domu weselnego było dużo miejsc zielonych. Jakieś bagienko, ławki, porozrzucane stare kopaczki i prakombajny. W holu domu były kanapy tak więc tam przekimałem niemałą część uroczystości.
Cytat:- kwestia tańca
Jako że izolację opanowałem do perfekcji też nie miałem problemu. Potańczyłem parę razy w kółku przy piosenkach typu "Jedzie pociąg" oraz parę razy z matką. Parę razy wyciągano mnie do tańca ale się nie dałem . Powiem więcej - nagle na oczepinach zacząłem szaleć. Męska część gości rzuciła się do tańczenia wokół panny młodej tańca zorba. Dyscypliny nie utrzymano a ja nagle zacząłem odstawiać chołubce i wykonałem nie perfekcyjnie ale jednak kazaczoka, kozaka (nie znam nazwy, wschodni taniec z wymachiwaniem nogami w kucaniu). Kamera to zarejestrowała.
Cytat:- kontrola rodziców
Ten punkt można skreślić lub zamienić na "polewanie". W każdym razie te dwa punkty się zazębiają. Pilnowałem się i będę się pilnował żeby nie skończyć jak... o tym później.
Kto jest trzeźwy niech pierwszy rzuci kamień... Oh wait... Przyznaję się, nie byłem w 100% trzeźwy. Za pierwszym razem świadomie, za drugim niekoniecznie. Nie były to monstrualnie ilości. W czasie nocy weselnej brat znudzony i zażenowany poziomem wrócił do domu. W dodatku był chory (miał gorączkę). Zostało po nim nakrycie i pełny kieliszek. Przywłaszczyłem sobie talerze. Po paru godzinach mnie skusiło. Wiedziałem jedno - tylko ten jeden raz i koniec. Z góry przyjąłem, że mam słaby organizm więc nie ma sensu rywalizacja z wujostwem i polewanie bo mogło to się skończyć fatalnie zdrowotnie i mentalnie bo opr-em. Było po pierwszej. Ja rozglądałem się wokoło. Każdy był zajęty sobą. Wokół nie było praktycznie nikogo. Z góry przyjąłem, że to będzie "dla kurażu". Trwało to kilka sekund. Zapiłem Fantą. Ze względów bezpieczeństwa w obawie przed pawiem trzymałem się wyjścia. Nic się nie stało.
I tu rada numer dwa moi fobicy: picie alkoholu niewiele daje. Albo otwiera na chwilę albo wcale. A zapijanie się kończy się na ogół nieszczęściem. Dozwolony jeden, góra kieliszki "dla podtrzymania tradycji".
Drugą dawkę otrzymałem nie z własnej woli. Na poprawinach podszedł do mnie młody (całkiem w porządku gość) i powiedziałem, że brat mi kazał gdzieś iśc. Byłem przygotowany na to co się stanie za chwilę choć miałem ostrego pietra. Na miejscu czekała jego rodzina której nagadał jakich to ja olimpad i przedmiotówek nie wygrałem. Ja potwierdziałem co nieco w międzyczasie szukając możliwości ucieczki. Nie udało się ale odbębniłem wszystko sposobem "Pola Monola + Coca-Cola". Jedyne czego się tutaj obawiałem to wsypy ale chyba nic nie wyszło poza grono kilku świadków.
Cytat:- popisy wujków(...)
Byłem na to przygotowany. Było czasem zgodnie z opisem nawet zabawnie.
Cytat:- głośna muzyka
Po pewnym czasie głośna muzyka przy której ciężko się porozumiewać zaczęła mnie drażnić. Na szczęście jak mówiłem było gdzie się ulotnić. Ja sam miałem też alternatywne źródło dźwięków które zawsze noszę przy sobie czyli empetrójkę.
Cytat:- oglądanie siebie na filmie po fakcie
Na szczęście płyta dojdzie już wtedy kiedy nie będę obecny w domu i nie będę mógł jej zobaczyć. W każdym razie zawstydziłem się i zacząłem zbywać matkę gdy spytała się o mój wpis do księgi gości. Zrobiłem dosyć ładny rysunek i wplotłem w niego życzenia.
Oczywiście po godzinie 2.30 czułem że wpadłem w czarną dziurę. Chciałem wracać, byłem zmęczony ale nie było transportu. Do domu zajechałem przed 6. Nie chciałem kłaść się spać tłumacząc że już jest dzień. W międzyczasie byłem zmuszony słuchać pijanego ojca narzekająco na cały świat a dokładniej na to, że jadąc 13 km/h po polnej drodze jedziemy za szybko. Całość była okraszona wstawką już w domu "Nauczę was (...) żyć" i garścią jakże ciepłych słów. Na poprawiny nie chciałem jechać ale w końcu padłem ofiarą szantażu emocjonalnego. Żałuję że pojechałem.
Poprawiny czyli upadek syna człowieczego, dramat w 2 aktach
Na poprawinach było luźniej. Raz że było mniej ludzi. Dwa, że zachowanie były luźniejsze z racji braku fleszy i kamer. Na dzień dobry podirytywało mnie to, że jest DJ. Przyjąłem, że byłoby o wiele taniej czyli za darmo jakby zamiast DJ-a był komputer/wieża/odbiornik radiowy i zapuszczone osławione Radio HIT (@Siri z pewnością zna te rozgłośnię z autopsji). To co tam leci wcale się nie różniło od plejlisty poprawionowej. Na poprawinach jak już wspomniałem byłem rozmowniejszy, zaaplikowano mi setkę, nie tańczyłem. Gorzej z bratem, który nagle zabrał się za rywalizację choć tego pożałował kiedyś. Zjedliśmy to samo: mięso na zimno, dużo zimnych napoi, ciasta, wódka. On wyduldał bez przymusu 5 kieliszków. Ja z przymusu jeden. To się na nim zemściło bo się zatruł. Przykro było patrzeć jak przez 2 godziny rzyga jak kot a nawet gorzej. Chciałem aby podjechać na pogotowie ale się wszyscy wzbraniali. Na szczęście sytuacja się ustabilizowała.
Brat śpi a teraz starzy w TV oglądają film [nomen omen] "Wesele". O matko...