Ja wyrywam? XD W życiu do nikogo sama nie zarwałam, a impreza w normalnym klubie, nie remizie. Strasznie źle się czuję w takich miejscach: pełno ludzi, głośna muzyka... nawet jakieś głośniejsze dźwięki na ulicy potrafią mnie wprawić w przerażenie a co dopiero coś takiego. Tańczyć zresztą nie umiem.
Ktoś Ci zaproponował więc przejmie inicjatywę, nie musisz się specjalnie wysilać. Nie musisz tańczyć, nikt Cię nie zmusi, możesz posiedziec, wypić drinka. Jak się rozluźnisz możesz nawet pomachać łapkami w miejscu, większość jest nawalona więc nikt nie zwraca uwagi na to jak tańczysz. W każdej chwili możesz wrócić do domu pod jakimś pretekstem. Może Ci się spodoba
Nie chodzę już ale kilka razy byłem i powiem Ci że im więcej wypiłem alkoholu tym lepiej. Ale Ty nie masz się czym przejmować bo idziesz z kimś. W dodatku ten ktoś Cię tam zaprosił co znaczy że będzie się tam Tobą zajmował i interesował. Idź, spróbuj bo warto. W życiu warto próbować wszystkiego. Sama też najlepiej się go trzymaj i powinno być dobrze
Uwielbiam i chodzilbym codziennie, ale forma na siłowni sama się nie zrobi no i hajsu brak, jak się studiuje pracując na pół etatu.
Ogl zadnego problemu nie mam w takiej sytuacji, bo tam ludzie chodza typowo sie bawic, rozmawiac, podrywac, nie to co w bardizej powaznych miejscach socjalnych, gdize duzo latwiej o ocene moim zdaniem.
Nie ma mowy o dyskotekach, ja nawet dokładnie nie wiem jak to wygląda. Również nie potrafię podać ani jednego miejsca, do którego można się udać na dyskotekę w moim mieście. Tak bardzo nie dla mnie. Ludzie, forma zabawy, wszystko mi nie pasuje Dx
Teraz już niezbyt chodzę do klubów, ale w liceum częściej się zdarzało i lubiłam to. Nie mam problemów, żeby potańczyć w tłumie ludzi, nie jestem też specjalnie wybredna co do muzyki. Najlepiej się wyluzować jakimś alkoholem (ale wiadomo, lepiej nie przesadzić) i trzymać osoby, z którą się przyszło. Dobrze wspominam większość tych imprez.
Ja tez wlasnie w liceum częściej chodziłam i lubiłam to, teraz jakoś mi się nie chce, choć raz na jakiś czas mogę się przejść. Tańczyć w tłumie nie mam problemu, najlepiej po dwóch trzech piwach.
Bardzo miło wspominam fobiczne pójście do klubu sprzed kilku miesięcy
A ja z kolei zostałam zaproszona do swingers clubu gdzie jedynym obowiązującym tam strojem jest bielizna lub jakiś erotyczny strój mimo że się trochę obawiam to pójdę, zawsze byłam ciekawa tego typu miejsc xd najpierw jednak trzeba byłoby zrzucić te 5-6 kg
(06 Maj 2017, Sob 14:27)niki11 napisał(a): A ja z kolei zostałam zaproszona do swingers clubu gdzie jedynym obowiązującym tam strojem jest bielizna lub jakiś erotyczny strój mimo że się trochę obawiam to pójdę, zawsze byłam ciekawa tego typu miejsc xd najpierw jednak trzeba byłoby zrzucić te 5-6 kg
Oh gosh, jak to wygląda ? Pewnie sami faceci w majtkach ? o_o
Też dobrze wspominam okres szkoły średniej, mój najlepszy okres, kiedy miało się jeszcze kolegów. Pierwsze imprezy, alkohol, urwane filmy. Jednak nigdy na trzeźwo.
Zdarza mi się wybierać do klubu czy tym podobnych miejsc ale nie dzieję się to za często. Wiele zależy od miejsca i ilości osób tam. Czasami potrafię się jakoś wyluzować a innym razem jestem strasznie spięty. Wolę spotkania w mniejszych grupach.
Na dyskotece byłam chyba 2 razy (nie licząc tych szkolnych w podstawówce i gimnazjum) może jakieś 6-7 lat temu. Czułam się wtedy nie najlepiej bo oczywiście z nikim nie rozmawiałam, a tańczyć też nie umiem więc musiałam znosić uwagi na temat tego, czemu się nie ruszam.
Nie chodze, zdarzyło się 2-3 razy wyjśc do klubu, ale tylko przy okazji imprezy z muzyką która lubie. Co prawda tylko raz zatańczyłem podczas takiej imprezy, ale co posłuchałem muzyki to moje
Tak po prawdzie to nie bardzo wiem po co mam w takie miejsca chodzić... tańczyć nie umiem, ludzi nie znam... a siedzieć przy barze i pić pzrez kilka godzin to tak nie tego
Byłem kilka razy na typowej dyskotece. Uczucia, jakie mi wtedy towarzyszyły to skrajny dyskomfort i obcość; nawet alkohol nie pomógł mi ich przezwyciężyć. Uśmiechnięci, tańczący ludzi wkoło, a ja, wykonując jakieś nieporadne ruchy, zastanawiałem się wciąż: co ja tu właściwie robię? po co się zmuszam? A mimo wszystko wrócę tam znów, gdy nadarzy się ta rzadka okazja, a to wszystko przez gnębiące uczucie, że coś tracę, że coś przemija, ucieka... To rozdarcie... Ta nieporadność... I tak źle, i tak niedobrze.