10 Maj 2018, Czw 13:26, PID: 745956
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 10 Maj 2018, Czw 13:32 przez MamMokrePranie.
Powód edycji: nie będę publikować z błędami :P
)
Rozwinę swoją wypowiedź.
Ciężka praca fizycznie i psychicznie. Dźwigasz towary: serki, zgrzewki czy kartony piwa. Kręgosłup siada jak o niego odpowiednio nie zadbasz. Dostawy różne. Czasami pięć palet do rozłożenia - czyli lajcik, a czasami 25 - czyli zdychasz i błagasz, żeby to się już skończyło. Do tego rano biegasz jak dzika świnia, żeby zdążyć zrobić wypiek, żeby kochani klienci mieli świeże pieczywko (dodatkowy stres, gdy pieczywo do wypieku nie przyjechało). Oczywiście w międzyczasie rzucasz robotę i biegniesz na kasę, bo dzwonek był, a spróbuj tylko przyjść trochę później - zeżrą cię i klienci, i koleżanki. Przerwa trwa 15 min - szybko mija skubana. Aha, musisz znać pierdylion krótkich kodów na kasę, żeby sprawnie kasować, a one lubią się często zmieniać, albo złośliwie nie wchodzić. W międzyczasie ogarniasz warzywniak, żeby nie wyglądał jak po wojnie, odkładasz towar z okolic kas (burakom ciężko odnieść, gdy się rozmyślą), myjesz podłogę harleyem, sprawdzasz jak tam pieczywko. Co parę dni zmieniasz ofertę non-foodową, czyli robisz wszystko co do tej pory i dodatkowo bawisz się z tym syfem co jest w koszach. Nie zapominajmy, że co parę dni, gdy masz zmianę popołudniową, to po zamknięciu musisz oblecieć cały sklep, zdjąć cenówki i wyłożyć nowe. Co jakiś czas przychodzi pani rejonowa, której w sumie już nie podoba się wygląd sklepu i postanawia, że zmieniamy layout. Czyli robisz wszystko co do tej pory plus nowy layout, czyli zmienianie wysokości półek i układanie towaru wg kartki (pamiętaj, że też musisz latać na kasę ). Czasami po prostu przekładasz towar z miejsca na miejsce, bo tak się rejonowej bardziej podoba. Jeździsz sobie wózkiem z parotonowym ładunkiem po sklepie, gdzie jest mnóstwo emerytów, wózków, dzieci (najgorsze to te na tych wszystkich hulajnogach!) no i starasz się ich nie rozjechać. Zapomniałam o najważniejszym - w czasie każdej czynności może podejść do ciebie klient i prosić (czasami żądać), żebyś mu w czymś pomogła, zaprowadziła itp. Multitasking lvl biedronka.
Skoro już napsioczyłam na to, co lubiłam najbardziej, to teraz kasa. Na początku horror, wolno kasujesz, mało jest wyrozumiałych klientów. Jak coś się nie zgadza na paragonie, to kulturalny klient podchodzi do kasy i spokojnie mówi w czym rzecz, ale burak tak nie robi. Poznasz go po tym, że drze się od początku i próbuje zrównać cię z ziemią. Kasy się zacinają, bilon ciężko zdobyć, musisz żebrać od klientów, terminale lubią wysiadać, karty pierdonkowe nie wchodzić (masakra w okresie świeżaków i innych tym podobnych durnych akcji). Nie zniechęcaj się. Przyzwyczaisz się i wyrobisz odporność na stres . Do kadry właściwie nic nie mam - ale tu dużo zależy od kierownika. Dobry kierownik - zgrany zespół i fajna praca. Kierownicza łajza - uciekaj, błagaj o przeniesienie, bo jak jesteś młoda, to będziesz robić wszystko za te stare krowy.
Nigdy już tam nie wrócę. Szkoda zdrowia.
Ciężka praca fizycznie i psychicznie. Dźwigasz towary: serki, zgrzewki czy kartony piwa. Kręgosłup siada jak o niego odpowiednio nie zadbasz. Dostawy różne. Czasami pięć palet do rozłożenia - czyli lajcik, a czasami 25 - czyli zdychasz i błagasz, żeby to się już skończyło. Do tego rano biegasz jak dzika świnia, żeby zdążyć zrobić wypiek, żeby kochani klienci mieli świeże pieczywko (dodatkowy stres, gdy pieczywo do wypieku nie przyjechało). Oczywiście w międzyczasie rzucasz robotę i biegniesz na kasę, bo dzwonek był, a spróbuj tylko przyjść trochę później - zeżrą cię i klienci, i koleżanki. Przerwa trwa 15 min - szybko mija skubana. Aha, musisz znać pierdylion krótkich kodów na kasę, żeby sprawnie kasować, a one lubią się często zmieniać, albo złośliwie nie wchodzić. W międzyczasie ogarniasz warzywniak, żeby nie wyglądał jak po wojnie, odkładasz towar z okolic kas (burakom ciężko odnieść, gdy się rozmyślą), myjesz podłogę harleyem, sprawdzasz jak tam pieczywko. Co parę dni zmieniasz ofertę non-foodową, czyli robisz wszystko co do tej pory i dodatkowo bawisz się z tym syfem co jest w koszach. Nie zapominajmy, że co parę dni, gdy masz zmianę popołudniową, to po zamknięciu musisz oblecieć cały sklep, zdjąć cenówki i wyłożyć nowe. Co jakiś czas przychodzi pani rejonowa, której w sumie już nie podoba się wygląd sklepu i postanawia, że zmieniamy layout. Czyli robisz wszystko co do tej pory plus nowy layout, czyli zmienianie wysokości półek i układanie towaru wg kartki (pamiętaj, że też musisz latać na kasę ). Czasami po prostu przekładasz towar z miejsca na miejsce, bo tak się rejonowej bardziej podoba. Jeździsz sobie wózkiem z parotonowym ładunkiem po sklepie, gdzie jest mnóstwo emerytów, wózków, dzieci (najgorsze to te na tych wszystkich hulajnogach!) no i starasz się ich nie rozjechać. Zapomniałam o najważniejszym - w czasie każdej czynności może podejść do ciebie klient i prosić (czasami żądać), żebyś mu w czymś pomogła, zaprowadziła itp. Multitasking lvl biedronka.
Skoro już napsioczyłam na to, co lubiłam najbardziej, to teraz kasa. Na początku horror, wolno kasujesz, mało jest wyrozumiałych klientów. Jak coś się nie zgadza na paragonie, to kulturalny klient podchodzi do kasy i spokojnie mówi w czym rzecz, ale burak tak nie robi. Poznasz go po tym, że drze się od początku i próbuje zrównać cię z ziemią. Kasy się zacinają, bilon ciężko zdobyć, musisz żebrać od klientów, terminale lubią wysiadać, karty pierdonkowe nie wchodzić (masakra w okresie świeżaków i innych tym podobnych durnych akcji). Nie zniechęcaj się. Przyzwyczaisz się i wyrobisz odporność na stres . Do kadry właściwie nic nie mam - ale tu dużo zależy od kierownika. Dobry kierownik - zgrany zespół i fajna praca. Kierownicza łajza - uciekaj, błagaj o przeniesienie, bo jak jesteś młoda, to będziesz robić wszystko za te stare krowy.
Nigdy już tam nie wrócę. Szkoda zdrowia.