01 Sie 2009, Sob 17:23, PID: 167042
Singiel, nie lubię mówić takich rzeczy wprost, ale Twoje historie są tak nieprawdopodobne, że trudno mi w nie uwierzyć...
01 Sie 2009, Sob 17:23, PID: 167042
Singiel, nie lubię mówić takich rzeczy wprost, ale Twoje historie są tak nieprawdopodobne, że trudno mi w nie uwierzyć...
01 Sie 2009, Sob 17:30, PID: 167044
Tylko w jakim celu miałby sobie robić żarty?
01 Sie 2009, Sob 17:51, PID: 167052
A co za różnica? Ja wiem, że nasi rodzice często bywają zaborczy, ale bez przesady. Gdyby to co singiel pisze było prawdą, to mógłby swych rodziców do pierdla wsadzić za maltretowanie. Przecież to jakiś rodzinny totalitaryzm.
01 Sie 2009, Sob 18:22, PID: 167062
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 01 Sie 2009, Sob 18:31 przez singiel1980rok.)
Uwolnię się od nich, jak umrą. Tylko niech oni jeszcze pożyją z 10 lat, to co wtedy? Będę 40-to letnim nieporadnym i nieprzystosowanym do życia kaleką i oczywiście starym kawalerem. Ale ojciec mówi "a żeń się, kto ci broni?", no tak, tylko że na moje wesele powiedział że nie przyjdzie. Jak niedawno rodzice byli u mnie w domu to ja tacie powiedziałem, że tata jest chyba okropnie zakompleksiony i że moim kosztem się podbudowuje, to matka, która stała obok powiedziała "a co ty nagle taki psycholog, co ty tak psychologicznie?". Ja powiedziałem, że każdy psycholog stwierdzi to samo, jak mu powiem o tym jak jestem traktowany, to ojciec od razu " a jak ja powiem jakim ty byłeś synem, jaki jesteś niewdzięczny, co wyprawiasz, jak się zachowujesz, to ciekawe co wtedy psycholog powie".
Moi rodzice kiedyś mi powiedzieli, że jak mnie adoptowali, to mieli rozmowę z psychologiem i podobno ten psycholog powiedział, żeby oni się nie spodziewali na starość pomocy z mojej strony, bo jestem "złym dzieckiem". I mówili mi to już chyba ze 100 razy. Tata mi kiedyś powiedział "gdybym wiedział że wyrośnie z ciebie takie coś, to bym cię nie brał z tego domu dziecka, albo bym się 10 razy zastanowił". A co ja takiego robię? Że chcę być samodzielny? Że chcę być traktowany jak dorosły człowiek? Czy to jakieś przestępstwo? Przecież ja mam prawie 30 lat, faceci w moim wieku mają dzieci, swoje rodziny, swoje sprawy, Mój kolega ze szkoły średniej z jednej klasy jeździ sobie super samochodem, ostatnio zrobił sobie wycieczkę i pojechał sobie samochodem do Moskwy, ciągle gdzieś jeździ, nigdy go nie ma w domu, ma narzeczoną, ma własną hurtownię warzyw i owoców, ma kasę, jest bogaty, ma willę ponad 100 metrową w której mieszka razem ze swoją matką, ale jego matka mu w niczym nie przeszkadza, ma basen przed domem, spotyka się z przyjaciółmi i żyje. Ciągle jeździ sobie do Torunia, do Bydgoszczy na jakieś zabawy z kumplami. A ja? Ja zdycham, siedzę sam w domu, nawet do sklepu nie wychodzę, bo ludzie ze wsi się zaraz ze mnie nabijają, Nie mam żadnego życia towarzyskiego, nigdzie nie chodzę, bo nawet nie mam gdzie i do kogo, bo nikogo nie znam, nikt do mnie nie przychodzi, nie miałem 18-tki bo tata nie pozwolił bo powiedział " u mnie w domu nie będzie się wyprawiało żadnych brewerii". Na dyskoteki jak jeszcze mieszkałem z rodzicami musiałem chodzić po kryjomu w wieku 22-23 lat, przeważnie zawsze jak grałem na dancingu w pewnym lokalu, to po dancingu i pierwszej w nocy zostawiałem sprzęt w lokalu, bo za tydzień miałem znowu grać i szedłem na okoliczną dyskotekę i wracałem do domu rano podpity i mówiłem, że dancing się przedłużył. W wieku 23 lat jak chciałem się napić piwa, to musiałem go do domu wnosić pod kurtką, żeby rodzice nie widzieli. Kolegów nie miałem nigdy, takich z którymi bym się spotykał, chodził po mieście itd. A od kiedy się wyprowadziłem, to jestem totalnie sam, u mnie na wsi wszyscy ze wszystkimi a ja osobno, małe dzieci się ze mnie nabijają, mówią do mnie na ty, obgadują mnie na okolicznych wsiach kilka kilometrów od mojej wsi. Jestem totalnie nieporadny życiowo. Ja wiem jak będzie wyglądało moje życie po śmierci rodziców.... Tak jak teraz, identycznie, nic się nie zmieni. Tylko, że będzie jeszcze gorzej, bo ja jestem nieprzystosowany do życia, jestem nieporadny, z prostymi rzeczami mam wielki problem, do żadnej pracy się nie nadaję, bo niby co mam robić? Gotować umiem, gram na instrumentach, śpiewam na weselach, zabawach, festynach, zajmuję się moim ogrodem, znam się na ogrodnictwie najlepiej z całej mojej wsi, bo to moja pasja, no i to wszystko. Ja nigdzie nie chodzę, tylko siedzę cały czas w domu, nawet do ogródka wychodzę w nocy(mam w ogródku halogena) i pracuję w nim po nocach. Bo jak w dzień mnie ktoś zobaczy, np jakaś 13-to latka która przechodzi o bok mojego domu, to już słychać z daleka chichotanie i jakieś głupie teksty w moim kierunku. Najchętniej to bym się po prostu zabił i ... już. Ale nie mam odwagi i boję się śmierci i bólu. Z TAKICH SPRAW SIĘ NIE ROBI ŻARTÓW, A JA NIE MAM 10 LAT I NIE JESTEM DZIECIEM NEO, ŻEBY WYMYŚLAĆ TAKIE GŁUPOTY, MAM PRAWIE 30 LAT, JESTEM DOROSŁY I NIE ORBIĘ SOBIE ŻARTÓW. JUŻ WIELE RAZY BYŁEM OSKARŻANY O TO ŻE WYMYŚLAM, BO NIKT MI NIE CHCE WIERZYĆ, JAK OPOWIEM JEMU HISTORIĘ MOJEGO ŻYCIA... NO ALE TAKA JEST RZECZYWISTOŚĆ, NICZEGO NIE ZMYŚLAM I PO CO MIAŁBYM TO ROBIĆ?!!!! A ja tutaj i tak jeszcze wszystkiego nie napisałem, bo gdybym napisał to już w ogóle nikt by mi w to nie uwierzył. Ja mógłbym napisać grubą książkę z mojego życia i to by był najstraszniejszy horror w dziejach tego świata. Takie miałem życie i takie mam i nic na to nie poradzę. Od urodzenia już miałem przerąbane, bo się urodziłem w rodzinie patologicznej gdzie matka alkoholiczka a ojciec kryminalista i zostałem odebrany moim rodzicom i trafiłem do domu dziecka w którym byłem do 6-tego roku życia i wtedy byłem adoptowany przez moich aktualnych rodziców i wcale mój koszmar się nie skończył. Od małego dziecka mój ojciec robił wszystko żeby wzbudzić we mnie poczucie winy. Nawet jak wracał z pracy pijany, potem bił matkę, robił awantury, jak po północy jako 9-10cio letnie dziecko w piżamie uciekałem przed ojcem po dużym osiedlu między blokami, do mojej cioci, to też potem powiedział że to moja wina, bo byłem niegrzeczny. Tak było. Wyszedłem z domu i poszedłem do mojej cioci która mieszka 1km od bloku moich rodziców i szedłem po ciemku między blokami w piżamie i potem u niej spałem i na drugi dzień mnie ojciec odebrał jak wytrzeźwiał. A moja mama wtedy była w szpitalu, nie pamiętam z jakiego powodu, ale to też była oczywiście moja wina. Jak zawsze. Tata dostał zawału, to dlatego że go zdenerwowałem.
02 Sie 2009, Nie 4:26, PID: 167153
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02 Sie 2009, Nie 4:27 przez Niered.)
Eh ,to wcale nie jest tak, że byłeś niegrzeczny, tylko Twój ojciec był nietrzeźwy i zrobił z Ciebie, i matki współuzależnionych. Przecież u kogoś poczucie winy wywołać musiał, alkoholizm jest przecież największą z cnót, więc sobie do zarzucenia nic nie miał. Dorastałeś więc w rodzinie dysfunkcyjnej, siłą rzeczy musiało to odcisnąć jakieś piętno na Twoim późniejszym życiu. Rodziców na terapie raczej już nie poślesz chyba, ale sobie wciąż możesz pomóc.
Dobra jest raczej każda terapia gdzie są jakieś warsztaty osobowości i współpraca z terapeutą (od uzależnień jest popularna chyba w kraju, dda też mogą a nawet powinny brać w niej udział, swoją drogą też się przymierzam...już jakiś czas) Trzeba zmienić punkt patrzenia koniecznie, bo ten obecny nic ciekawego nie wróży, tkwienie w nim może tylko jeszcze pogorszyć sytuację. Zamierzasz tak czekać aż rodzice się wykończą? A jeśli będą żyć 150 lat, to też będziesz czekał, lepiej już zacząć próbować brać się w garść i pracować nad sobą...
02 Sie 2009, Nie 4:44, PID: 167154
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 02 Sie 2009, Nie 4:50 przez singiel1980rok.)
Do mojej mamy nic nie mam, bo ona jest po prostu chorobliwie nadopiekuńcza, bo się o mnie martwi(za bardzo, aż do przesady), ale ojciec wcale się nie martwi, on wszystko robi złośliwie. Sam ma pewnie kompleksy i na mnie je wyładowuje.
A długo chyba żyć nie będą, szczególnie mama, bo od ponad 10 lat choruje na raka płuc, nosiła kiedyś perukę, miała chemioterapię, już kilka razy leżała w szpitalu i umierała i zawsze ją odratowywali, a od zeszłego roku ma wstawiony rozrusznik w serce. A ojciec jest po zawale. Oczywiście taty zawał to była moja wina, bo go zdenerwowałem. Nawet jak mama leżała w szpitalu i prawie umierała, to tata mi wtedy powiedział, że jak matka umrze, to będzie to moja wina i że powinienem wtedy mieć wyrzuty sumienia do końca życia, powiedział "wykończyłeś matkę". Jak chciałem mamę odwiedzić w szpitalu, to tata mi powiedział "no nie wiem czy matka chce ciebie teraz widzieć?" Ale po jakimś czasie mama doszła do siebie i jakoś cały czas żyje. Ale co jakiś czas trafia do szpitala. Mamę kocham, mimo wszystko, mimo tego, że zawsze broni ojca, że zawsze trzyma jego stronę, ale ojca nienawidzę i to bardzo szczerze. Wcale po nim płakać nie będę.
02 Sie 2009, Nie 14:30, PID: 167164
singiel1980rok napisał(a):od ponad 10 lat choruje na raka płuc singiel1980rok napisał(a):Nawet jak mama leżała w szpitalu i prawie umierała, to tata mi wtedy powiedział, że jak matka umrze, to będzie to moja wina i że powinienem wtedy mieć wyrzuty sumienia do końca życia, powiedział "wykończyłeś matkę". Ale wiesz chyba, że jest to głupie gadanie? Może paliła, albo jest to wina zatrutego środowiska... A ojciec znając życie miał zawał zapewne z powodu nieprawidłowego trybu życia połączonego ze złym odżywianiem, to chyba jest normą nawet po 50tce To powiedzmy bardziej racjonalny powód takiego ich stanu zdrowia.
02 Sie 2009, Nie 17:49, PID: 167197
Mama zachorowała na raka, bo bardzo dużo paliła, ojciec też palił i jak byłem mały, to dużo pił wódkę, potem jak dostał zawału to przestał palić i pić, a mama jak zachorowała na raka, to też przestała palić. Ale teraz jeszcze doszły problemy z sercem, bo ma rozrusznik.
Tata ma 70 lat a mama 65 |
|