23 Kwi 2021, Pią 12:48, PID: 841342
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23 Kwi 2021, Pią 12:49 przez Alexander Guard.)
Przerastają mnie zbyt silne emocje na tle, jeśli nie potrzeby bycia z drugą osobą, to potrzeby bycia w grupie. Do kwestii grupy jeszcze powrócę.
Zaznaczę, że spotkałem się (jak pewnie wielu z Was) z odrzuceniem tak przez grupę, klasa w szkole, jak i potem nie byłem chciany przez płeć damską. I wcale nie oceniam tego jako przejaw złej woli, ot jak któraś nie podziela mojego uczucia, to wolny wybór, z jakiego i ja korzystam w życiu, również nie każdą chcąc. Z kolei w przypadku klasy w szkole, to już bardziej nie koleżeńskie jest kiedy kogoś z grona wykluczamy. Tylko tutaj to bywa tak, że jest tak ostro, że się cieszyło z mniejszych obrażeń - na psychice, jak i tych fizycznych... Z wypowiedzi pewnego psychologa usłyszałem, że chłopcy jakim nie dane było nauczyć się relacji koleżeńskich, mają potem problem z zawieraniem relacji romantycznych. My najwyraźniej jesteśmy na to przykładem. Niemniej jednak poświęciłem ten wątek własnej sytuacji psychicznej, bo jest on proszeniem o podpowiedź, wskazówkę.
Obiecałem, że rozwinę kwestię swojej potrzeby bycia w grupie. Mam w sobie dużo uczucia, jakim chciałbym obdarzyć ukochaną osobę; jak dotąd jednak nie udało mi się wejście w związek. W związku z tym obserwuję po sobie, że silnie przywiązuję się do naszej grupy, jak do rodziny, co rodzi spore niepokoje w mojej psychice. Za bardzo biorę wszystko do siebie, przejmuję się, cieszę uprzejmościami i rozpaczam nad powtórzeniem się sytuacji zostania nie zaakceptowanym przez grupę. Chyba już urojeń dostaję, że się to dzieje, kiedy nic takiego może nie ma miejsca. Gdy poznam interesującą osobę, tak przeżywam relację, że ona to wyczuwa i się dystansuje.
Co robić, udać się gdzieś? Jeśli tak, to gdzie? I czy nie jest to aby jakaś osobowość zależna? Aż za słabo się czuję, by o niej dziś czytać. To pasmo cierpień. Błagam o pomoc!
Zaznaczę, że spotkałem się (jak pewnie wielu z Was) z odrzuceniem tak przez grupę, klasa w szkole, jak i potem nie byłem chciany przez płeć damską. I wcale nie oceniam tego jako przejaw złej woli, ot jak któraś nie podziela mojego uczucia, to wolny wybór, z jakiego i ja korzystam w życiu, również nie każdą chcąc. Z kolei w przypadku klasy w szkole, to już bardziej nie koleżeńskie jest kiedy kogoś z grona wykluczamy. Tylko tutaj to bywa tak, że jest tak ostro, że się cieszyło z mniejszych obrażeń - na psychice, jak i tych fizycznych... Z wypowiedzi pewnego psychologa usłyszałem, że chłopcy jakim nie dane było nauczyć się relacji koleżeńskich, mają potem problem z zawieraniem relacji romantycznych. My najwyraźniej jesteśmy na to przykładem. Niemniej jednak poświęciłem ten wątek własnej sytuacji psychicznej, bo jest on proszeniem o podpowiedź, wskazówkę.
Obiecałem, że rozwinę kwestię swojej potrzeby bycia w grupie. Mam w sobie dużo uczucia, jakim chciałbym obdarzyć ukochaną osobę; jak dotąd jednak nie udało mi się wejście w związek. W związku z tym obserwuję po sobie, że silnie przywiązuję się do naszej grupy, jak do rodziny, co rodzi spore niepokoje w mojej psychice. Za bardzo biorę wszystko do siebie, przejmuję się, cieszę uprzejmościami i rozpaczam nad powtórzeniem się sytuacji zostania nie zaakceptowanym przez grupę. Chyba już urojeń dostaję, że się to dzieje, kiedy nic takiego może nie ma miejsca. Gdy poznam interesującą osobę, tak przeżywam relację, że ona to wyczuwa i się dystansuje.
Co robić, udać się gdzieś? Jeśli tak, to gdzie? I czy nie jest to aby jakaś osobowość zależna? Aż za słabo się czuję, by o niej dziś czytać. To pasmo cierpień. Błagam o pomoc!