26 Maj 2021, Śro 16:20, PID: 843120
Jak wasze rodziny podchodza do tego, że macie problemy psychiczne? W sensie, wiedzą o tym? Mówicie im? Jakie są ich reakcje? Macie wsparcie, czy nie bardzo? A może przez reakcje rodziny jesteście jeszcze bardziej zaburzeni lub utwierdzacie się w swoich zaburzeniach?
Moze zacznę od siebie. U mnie wsparcia i zrozumienia dla problemow psychicznych nie ma wcale.
W sensie nie żeby moja siostra negowała istnienie chorob psychicznych, co to to nie, ale ona postrzega je w bardziej "filmowy" sposób. Czyli np. dla niej osoba z depresją, to TYLKO ktoś, kto wiecznie chodzi smutny, siłą nie da sie go z domu wyciągnąc, ma przynajmniej kilka prób samobójczych. Tylko wtedy mozna mówić o depresji. To samo alkoholizm. Przez lata żyliśmy pod jednym dachem z moim szwagrem, który byl klasycznym alkoholikiem-przemocowcem. Moja siostra latami negowała u niego poważny alkoholizm, w sensie wiedziała, ze ma problemy z piciem, ale przez fakt, że on generalnie dbał o siebie i o dom (w sensie pomagał w sprzątaniu itp.) to dla niej "nie bylo jeszcze tak źle". Bo dla niej alkoholik kwalifikujący si do leczenia, to ktoś kto pije codziennie i śpi pod płotem, taki żulik typowy. Alkoholizm moejgo szwagra dopiero z łaski swojej zaczęła dostrzegać po takich sytuacjach jak: silne urojenia zazdrości, kiedy to szwagier impulsywnie po alkoholu wsiadł do auta i jechał z Holandii do Polski, bo uroił sobie, że siostra go zdradza, przy czym spowodował wypadek na auostrazie i leżał w szpitalu, gadanie głupot co już zajeżdża powoli jakimś uszkodeniem mózgu albo chorobą psychiczną, próba samobójcza i też pobyt w szpitalu.
To samo było ze mną. Mam od dziecka problemy psychiczne, myslę, e niektóre moje reakcje były zrozumiałe dość jak na okoliczności bo np. jako dziecko okaleczałam się. W tamtym okresie miałam na głowie 3 poważne sytuacje w życiu, które się nałożyły wszystkie w jednym czasie: śmierć rodziców, zmiana otoczenia (nowa rodzina), przemoc szkolna. Zdaniem mojej siostrzyczki miałam tak z dnia na dzień pogodzić się z tym wszystkim i nie tylko iść o przodu, co jeszcze osiągać sukcesy, wiecie, 5 w szkole przynosić, być grzeczna, zachowywać się. Moje samookaleczenia siostra karała biciem, tak długo aż nie przestałam tego robić. Albo grożeniem, że odda mnie do domu dziecka, raz pamiętam jak zesrana siedziałam w pokoju, bo ona gdzieś dzwoniła i z kimś gadala (z perspektywy czasu myślę, że udawała, że z kimś gada ale pewności nie mam), że mają po mnie przyjechać itp.
Generalnie dla niej moje samookaleczenia były próbą zwrócenia na siebie uwagi, uwazała, że jestem histeryczką, że jestem nadwrażliwa i ż przesadzam. Generalnie, że sobie wymyślam.
Byłam trudnym dzieckiem, bywały sytuacje, gdzie oja siostra już nie miała siły i brała mnei z łaski swojej do psychologa, ale nie po to, żey zapewnić mi pomoc, tylko po to, żeby ktoś ją przekonał, że problem leży we mnie, żeby mogła to przyklepać i tyle. Np. raz jak się samookaleczałam, to poszła ze mną do psychologa, który stwierdził, że mam osobowość niedojrzałą. To czy diagnoza si zgadza czy nie, to nie istotne, bo nie miałam prowadzonej żadnej terapii, żadnego leczenia (a mogłam mieć na nfz), moja siostra po prostu poszła tam przyklepac, że jestem nieojrzała emocjonalnie i potem przez wiekszość nastoletności słyszałam ten argument jak coś źle zrobiłam.
Moje problemy zaczynała minimalnie bardziej poważnie postrzegać jak włączyl mi się agresor i jak dom podpaliłam. Wtedy poparła moją chęć pójścia do psychiatry, ale na tym się skończyło, bo jak problem z agresją pozornie mi minął, to wszystko wróciło do normy.
Jak jes dzisaj? Nie mówię jej wcale o moim samopoczuciu i o tym, czy coś złego się u mnie dzieje, chyba, że jest to konieczne jak np, wtedy gdy straciłam prace. Ale tak na co dzień jak dzwonię to zawsze jest u mnie super, wszysko idzie ku lepszemu, generalnie jestem podekscytowana życiem, widze kwiatki i tęczę XD Jakoś tak wraz z pelnym wejścim w dorosłość intuicyjnie wyczułam, że lepiej już się nie użalać i udawać, że wszystko jest ok. Miałam rację, bo jak w okresie bezrobocia poprosiłam siostrę o załatwienie mi psychotropów, to wydarła się na mnie, że jestem lekomanka i sobie problemy wymyślam znowu.
Generalnie zdaniem mojej siostry, jak ktoś nie śpi pod mostem, nie ma prób samobójczych, jakiś poważnych zwidów czy halucynacji, to sobie wymysla, nie ma żadnych zaburzeń i ma nie wymyslac.
Co więcej, moja siostra autentyznie się dziwi, czemu ja nie mam dobrej pracy, czemu się nie rozwijam i nie robie nic ze swoim życiem XD Jj zdaniem wszystko co mnie spotkało jest nieistotne, powinnam być przeciez w ch*j pewna siebie, rządzić na rynku pracy, dyktować warunki i ogólnie błyszczeć. No ciekawe czemu tak nie jest XD
Czy to się na mnie odbiło? Bardzo, bo boję się chodzić do specjalistów, boję się nazwania mnie symulantem, że sobie wymyślam i że histeryzuję, bo paaaanie, tutaj ludzie przychodza po próbach samobójczych, z silnymi urojeniami, a pani mi tu d*pe zawraca.
Teraz idę na terapię i mam te same obawy. Zwlaszcza, że minimalnie mi się polepszyło, w takich momentach zawsze mam wrażenie, ze sobie wymyslam problemy.
Moja siostra to jeeszcze nic, matka mojego chłopaka kazała mu na+ć do roboty i że ma w domu się nie pokazywac, jak nas pobili w Niemczech. Chłopak wysłal jej zdjęcie pobitej twarzy (miał normalnie siniaki, limo pod okiem), yo ona stwierdziła, że on sobie wymyśla i ma iść do roboty, a nie użalać się nad sobą, bo "ona tez ciężko pracuje na 2 etaty"....
Moze zacznę od siebie. U mnie wsparcia i zrozumienia dla problemow psychicznych nie ma wcale.
W sensie nie żeby moja siostra negowała istnienie chorob psychicznych, co to to nie, ale ona postrzega je w bardziej "filmowy" sposób. Czyli np. dla niej osoba z depresją, to TYLKO ktoś, kto wiecznie chodzi smutny, siłą nie da sie go z domu wyciągnąc, ma przynajmniej kilka prób samobójczych. Tylko wtedy mozna mówić o depresji. To samo alkoholizm. Przez lata żyliśmy pod jednym dachem z moim szwagrem, który byl klasycznym alkoholikiem-przemocowcem. Moja siostra latami negowała u niego poważny alkoholizm, w sensie wiedziała, ze ma problemy z piciem, ale przez fakt, że on generalnie dbał o siebie i o dom (w sensie pomagał w sprzątaniu itp.) to dla niej "nie bylo jeszcze tak źle". Bo dla niej alkoholik kwalifikujący si do leczenia, to ktoś kto pije codziennie i śpi pod płotem, taki żulik typowy. Alkoholizm moejgo szwagra dopiero z łaski swojej zaczęła dostrzegać po takich sytuacjach jak: silne urojenia zazdrości, kiedy to szwagier impulsywnie po alkoholu wsiadł do auta i jechał z Holandii do Polski, bo uroił sobie, że siostra go zdradza, przy czym spowodował wypadek na auostrazie i leżał w szpitalu, gadanie głupot co już zajeżdża powoli jakimś uszkodeniem mózgu albo chorobą psychiczną, próba samobójcza i też pobyt w szpitalu.
To samo było ze mną. Mam od dziecka problemy psychiczne, myslę, e niektóre moje reakcje były zrozumiałe dość jak na okoliczności bo np. jako dziecko okaleczałam się. W tamtym okresie miałam na głowie 3 poważne sytuacje w życiu, które się nałożyły wszystkie w jednym czasie: śmierć rodziców, zmiana otoczenia (nowa rodzina), przemoc szkolna. Zdaniem mojej siostrzyczki miałam tak z dnia na dzień pogodzić się z tym wszystkim i nie tylko iść o przodu, co jeszcze osiągać sukcesy, wiecie, 5 w szkole przynosić, być grzeczna, zachowywać się. Moje samookaleczenia siostra karała biciem, tak długo aż nie przestałam tego robić. Albo grożeniem, że odda mnie do domu dziecka, raz pamiętam jak zesrana siedziałam w pokoju, bo ona gdzieś dzwoniła i z kimś gadala (z perspektywy czasu myślę, że udawała, że z kimś gada ale pewności nie mam), że mają po mnie przyjechać itp.
Generalnie dla niej moje samookaleczenia były próbą zwrócenia na siebie uwagi, uwazała, że jestem histeryczką, że jestem nadwrażliwa i ż przesadzam. Generalnie, że sobie wymyślam.
Byłam trudnym dzieckiem, bywały sytuacje, gdzie oja siostra już nie miała siły i brała mnei z łaski swojej do psychologa, ale nie po to, żey zapewnić mi pomoc, tylko po to, żeby ktoś ją przekonał, że problem leży we mnie, żeby mogła to przyklepać i tyle. Np. raz jak się samookaleczałam, to poszła ze mną do psychologa, który stwierdził, że mam osobowość niedojrzałą. To czy diagnoza si zgadza czy nie, to nie istotne, bo nie miałam prowadzonej żadnej terapii, żadnego leczenia (a mogłam mieć na nfz), moja siostra po prostu poszła tam przyklepac, że jestem nieojrzała emocjonalnie i potem przez wiekszość nastoletności słyszałam ten argument jak coś źle zrobiłam.
Moje problemy zaczynała minimalnie bardziej poważnie postrzegać jak włączyl mi się agresor i jak dom podpaliłam. Wtedy poparła moją chęć pójścia do psychiatry, ale na tym się skończyło, bo jak problem z agresją pozornie mi minął, to wszystko wróciło do normy.
Jak jes dzisaj? Nie mówię jej wcale o moim samopoczuciu i o tym, czy coś złego się u mnie dzieje, chyba, że jest to konieczne jak np, wtedy gdy straciłam prace. Ale tak na co dzień jak dzwonię to zawsze jest u mnie super, wszysko idzie ku lepszemu, generalnie jestem podekscytowana życiem, widze kwiatki i tęczę XD Jakoś tak wraz z pelnym wejścim w dorosłość intuicyjnie wyczułam, że lepiej już się nie użalać i udawać, że wszystko jest ok. Miałam rację, bo jak w okresie bezrobocia poprosiłam siostrę o załatwienie mi psychotropów, to wydarła się na mnie, że jestem lekomanka i sobie problemy wymyślam znowu.
Generalnie zdaniem mojej siostry, jak ktoś nie śpi pod mostem, nie ma prób samobójczych, jakiś poważnych zwidów czy halucynacji, to sobie wymysla, nie ma żadnych zaburzeń i ma nie wymyslac.
Co więcej, moja siostra autentyznie się dziwi, czemu ja nie mam dobrej pracy, czemu się nie rozwijam i nie robie nic ze swoim życiem XD Jj zdaniem wszystko co mnie spotkało jest nieistotne, powinnam być przeciez w ch*j pewna siebie, rządzić na rynku pracy, dyktować warunki i ogólnie błyszczeć. No ciekawe czemu tak nie jest XD
Czy to się na mnie odbiło? Bardzo, bo boję się chodzić do specjalistów, boję się nazwania mnie symulantem, że sobie wymyślam i że histeryzuję, bo paaaanie, tutaj ludzie przychodza po próbach samobójczych, z silnymi urojeniami, a pani mi tu d*pe zawraca.
Teraz idę na terapię i mam te same obawy. Zwlaszcza, że minimalnie mi się polepszyło, w takich momentach zawsze mam wrażenie, ze sobie wymyslam problemy.
Moja siostra to jeeszcze nic, matka mojego chłopaka kazała mu na+ć do roboty i że ma w domu się nie pokazywac, jak nas pobili w Niemczech. Chłopak wysłal jej zdjęcie pobitej twarzy (miał normalnie siniaki, limo pod okiem), yo ona stwierdziła, że on sobie wymyśla i ma iść do roboty, a nie użalać się nad sobą, bo "ona tez ciężko pracuje na 2 etaty"....