14 Cze 2021, Pon 9:07, PID: 844032
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 14 Cze 2021, Pon 9:08 przez Bobek90.)
To długa historia dlatego postaram się streścić ja maksymalnie.
W pracy przez dłuższy czas dziewczyna szukała mojej atencji. Ona jest z biura na górze, ja w magazynie na dole, wiec nasze spotkania były sporadyczne. Nie wiem kiedy to się zaczęło, w sensie kiedy to były zwykłe przypadkowe spotkania, a kiedy ona mnie szukała świadomie. Tak czy siak w pewnym momencie za każdym razem kiedy wchodziłem do góry zawsze napotykałem się na nią, ona zaczynała przychodzić do jadalni wtedy kiedy zazwyczaj jadłem. Czasami były jakieś nerwowe przywitanie ze obu stron, kontakt wzrokowy, ale nic więcej. Ona mi się podobała fizycznie ale byłem w takim stanie w którym kompletnie nie widziałem możliwości żebym był w stanie choćby z nią rozmawiać bez trzęsienia rąk czy drżącego głosu. Dlatego udawałem głupka, czasami jej "nie zauważałem". Ona potrafiła przez kilka dni nagle zacząć jadać o tej samej porze co ja by po kilku dniach, przy braku jakiejkolwiek reakcji z mojej strony, przestać przychodzić o tej godzinie. I po jakimś czasie wracała znowu. I tak to trwało z rok, może więcej, może mniej. Takie podchody zaczęły się w jakimś punkcie w 2018 i trwały przez cały 2019.
W pewnym punkcie w okresie letnim 2019 przyszedłem do pracy w nie mojej godzinie i poszedłem jeść o nietypowej dla mnie porze. Ona tam była i filtrowała z innym gościem. Adrian, też z magazynu tylko z innej sekcji. Okej, wszedłem przywitałem się i siadłem, ona jak tylko mnie zobaczyło to się zerwała na nogi i wyszła z jadalni nawet się nie żegnając z gościem. Swoją drogą Adriana znałem od 2016 i praktycznie nie lubiłem go od zaraz. Chwalipięta. Cwaniak. Prostak. Uznałem że w końcu się znudziła, cóż zrobić. Sęk w tym że na jesień wróciła znowu. Jeden dzień. Następny. Ja wtedy pomyślałem że może ją po prostu bawi że się robię spięty zawsze kiedy się pojawia, pojawiła się zraniona duma, dlatego zapomniałem o mojej fobii i powitałem ją pokazując pewność siebie, patrząc w oczy, itd. A następnego dnia zacząłem chodzić jeść o innej porze żeby czasami na nią nie wpaść.
Aż do momentu kiedy sprawiło że to było niemożliwe. Mam na 16 i przed wejściem jestem 10-30 min w jadalni. W grudniu 2019 zaczęła przychodzić o tej porze codziennie, czasami sama, czasami z kolegami czy koleżankami. Patrzyła na mnie, utrzymywała wzrok kiedy ja patrzyłem na nią. Starałem się ją olewać, raz nawet komentowała na głos koleżankom, po kolejnym razie kiedy udawałem głupka, że musi przestać się "obsesjonować". Nie nazwała mnie po imieniu ale to było jasne że miała mnie na myśli. W końcu nawet zaczęła schodzić do magazynu, dzień w dzień. To wtedy się zakochałem y chyba ona też. Zaczęliśmy sobie patrzeć w oczy i stało się. Ale ja byłem zesrany, nie byłem przygotowany, nie wiedziałem jak z tego wybrnąć. Raz na nią patrzyłem, drugi raz patrzyłem w drugą stronę. Ona ciągle nie dawała za wygraną, ale też zaczęła rozmawiać z Adrianem. Ja uznałem że to najlepszy pretekst, więc znowu zacząłem ją kompletnie unikać. Ona jeszcze przez kilka tygodni szukała przypadkowych spotkań a potem dała spokój.
Ale było już kompletnie za późno, byłem już kompletnie zakochany w niej i ona chyba we mnie też. Zapisałem się po raz pierwszy w życiu na terapie ale w dalszym ciągu jej unikałem. W końcu w okolicach kwietnia/maja usłyszałem że Adrian chce z nią chodzić. Ona, w tym okresie, ostatni raz zeszła, ale ja olewałem, więc obaj zaczęli chodzić. Pojechali na wakacje. Byłem zdruzgotany, ale zdawałem sobie sprawę że cała wina lezy po mojej stronie, przez mój strach i moje niepewności. Po dwóch miesiącach ona nagle zerwała z Adrianem, i przez kilka dni znowu szukała mnie. Tym razem nie olewałem ją, byłem dla niej super miły, ale też nie podrywałem jej w żaden sposób, więc po kilku dni znowu z nim wróciło. I od lipca 2020 do dzisiaj zerwała z nim i wróciła do niego chyba ze 100 razy. Zwykle to wygląda tak, zrywa z nim, schodzi, jeśli nie reaguje, wraca do niego. I tak w kółko. Wszyscy w pracy o tym plotkują. Ja publicznie przyznałem się do tego że wówczas się przestraszyłem, że zapisałem się przez to na terapie. Ba, dostałem dwóch ataków paniki w jej obecności na jesieni. Mimo to dalej to wygląda tak samo, przychodzi, mogę być miły ale jeśli nie idę w punkt, wraca z nim czasami na noc, czasami na kilka dni.
Zacząłem się odkochiwać, o ile poczucie winny który towarzyszy mi od samego początku nigdy nie zniknęło, o tyle pojawił się resentyment. W tak gdzieś w okolicach kwietnia ona pojawiła się znowu - pojawia się już rzadko, raz na tydzień czy dwa, i na krótko - ale mnie to tylko rozdrażniło. W końcu nie mogłem powstrzymać frustracji i skomentowałem komuś w pracy że jestem kompletnie zawiedziony (mniej więcej). W pracy wszyscy o tym plotkują od miesięcy więc wiedziałem że to do niej dojdzie. To był piątek. Niektórzy ludzi w pracy, bardziej przychylni Adrianowi, zaczęli się śmiąc "no i się skończyło." Poczułem straszny smutek i przyszedł czas refleksji, był weekend. W poniedziałek, pogodzony że to już koniec koniec, traktując to jako pożegnanie skomentowałem komuś że biorę wine na siebie, że przykro mi, i tak dalej. To miało być pożegnanie, ale ona na następny dzień znowu zeszła. Postanowiłem że tym razem nie będę jej ignorować. To trwało kilka dni. Nie unikałem jej wzroku, witałem ją, raz ją zagadałem, raz zeszło z kolegą do jadalni kiedy jadłem, i włączyłem się do rozmowy. Potem poszedłem na wakacje, wróciłem, i ona zeszła. Powitałem ją, patrzyłem, ale widać była że jest czuje się niepewnie. Tego samego dnia wróciła do Adriana, wiem bo Adrian następnego dnia zaczął się przechwalać co to z nią nie robił (robi to od samego początku). Wcześniej nie, ale teraz tak, poczułem się kompletnie zdradzony, przez kilka dni nie mogłem spać. Następnego tygodnia powiedziałem to publiczne kończąc słowami że dziewczyna może "spie*dalać". Ona następnego dnia znowu zeszła ale ja nie wyszedłem z przebieralnie, nie chciałem jej spotkać. Znowu się pojawiło ogromne poczucie winy. Tego samego dnia musiałem iść do domu bo nie mogłem spać od 30 godzin i jeśli ktoś jeszcze w pracy nie wiedział że ją kochałem, to już wiedzieli wszyscy.
I dale to się tak kręci. Nie rozumiem jej zachowania. Zdaje sobie sprawę że wina lezy po mojej stronie, ale z drugiej strony czuję się nią kompletnie zawiedziony. Dalej ją kocham, ale za dużo się stało, i nie wyobrażam sobie jakbym mógłby z nią być, abstrahując fobie. Dobrze robię starając się ją skreślić?
W pracy przez dłuższy czas dziewczyna szukała mojej atencji. Ona jest z biura na górze, ja w magazynie na dole, wiec nasze spotkania były sporadyczne. Nie wiem kiedy to się zaczęło, w sensie kiedy to były zwykłe przypadkowe spotkania, a kiedy ona mnie szukała świadomie. Tak czy siak w pewnym momencie za każdym razem kiedy wchodziłem do góry zawsze napotykałem się na nią, ona zaczynała przychodzić do jadalni wtedy kiedy zazwyczaj jadłem. Czasami były jakieś nerwowe przywitanie ze obu stron, kontakt wzrokowy, ale nic więcej. Ona mi się podobała fizycznie ale byłem w takim stanie w którym kompletnie nie widziałem możliwości żebym był w stanie choćby z nią rozmawiać bez trzęsienia rąk czy drżącego głosu. Dlatego udawałem głupka, czasami jej "nie zauważałem". Ona potrafiła przez kilka dni nagle zacząć jadać o tej samej porze co ja by po kilku dniach, przy braku jakiejkolwiek reakcji z mojej strony, przestać przychodzić o tej godzinie. I po jakimś czasie wracała znowu. I tak to trwało z rok, może więcej, może mniej. Takie podchody zaczęły się w jakimś punkcie w 2018 i trwały przez cały 2019.
W pewnym punkcie w okresie letnim 2019 przyszedłem do pracy w nie mojej godzinie i poszedłem jeść o nietypowej dla mnie porze. Ona tam była i filtrowała z innym gościem. Adrian, też z magazynu tylko z innej sekcji. Okej, wszedłem przywitałem się i siadłem, ona jak tylko mnie zobaczyło to się zerwała na nogi i wyszła z jadalni nawet się nie żegnając z gościem. Swoją drogą Adriana znałem od 2016 i praktycznie nie lubiłem go od zaraz. Chwalipięta. Cwaniak. Prostak. Uznałem że w końcu się znudziła, cóż zrobić. Sęk w tym że na jesień wróciła znowu. Jeden dzień. Następny. Ja wtedy pomyślałem że może ją po prostu bawi że się robię spięty zawsze kiedy się pojawia, pojawiła się zraniona duma, dlatego zapomniałem o mojej fobii i powitałem ją pokazując pewność siebie, patrząc w oczy, itd. A następnego dnia zacząłem chodzić jeść o innej porze żeby czasami na nią nie wpaść.
Aż do momentu kiedy sprawiło że to było niemożliwe. Mam na 16 i przed wejściem jestem 10-30 min w jadalni. W grudniu 2019 zaczęła przychodzić o tej porze codziennie, czasami sama, czasami z kolegami czy koleżankami. Patrzyła na mnie, utrzymywała wzrok kiedy ja patrzyłem na nią. Starałem się ją olewać, raz nawet komentowała na głos koleżankom, po kolejnym razie kiedy udawałem głupka, że musi przestać się "obsesjonować". Nie nazwała mnie po imieniu ale to było jasne że miała mnie na myśli. W końcu nawet zaczęła schodzić do magazynu, dzień w dzień. To wtedy się zakochałem y chyba ona też. Zaczęliśmy sobie patrzeć w oczy i stało się. Ale ja byłem zesrany, nie byłem przygotowany, nie wiedziałem jak z tego wybrnąć. Raz na nią patrzyłem, drugi raz patrzyłem w drugą stronę. Ona ciągle nie dawała za wygraną, ale też zaczęła rozmawiać z Adrianem. Ja uznałem że to najlepszy pretekst, więc znowu zacząłem ją kompletnie unikać. Ona jeszcze przez kilka tygodni szukała przypadkowych spotkań a potem dała spokój.
Ale było już kompletnie za późno, byłem już kompletnie zakochany w niej i ona chyba we mnie też. Zapisałem się po raz pierwszy w życiu na terapie ale w dalszym ciągu jej unikałem. W końcu w okolicach kwietnia/maja usłyszałem że Adrian chce z nią chodzić. Ona, w tym okresie, ostatni raz zeszła, ale ja olewałem, więc obaj zaczęli chodzić. Pojechali na wakacje. Byłem zdruzgotany, ale zdawałem sobie sprawę że cała wina lezy po mojej stronie, przez mój strach i moje niepewności. Po dwóch miesiącach ona nagle zerwała z Adrianem, i przez kilka dni znowu szukała mnie. Tym razem nie olewałem ją, byłem dla niej super miły, ale też nie podrywałem jej w żaden sposób, więc po kilku dni znowu z nim wróciło. I od lipca 2020 do dzisiaj zerwała z nim i wróciła do niego chyba ze 100 razy. Zwykle to wygląda tak, zrywa z nim, schodzi, jeśli nie reaguje, wraca do niego. I tak w kółko. Wszyscy w pracy o tym plotkują. Ja publicznie przyznałem się do tego że wówczas się przestraszyłem, że zapisałem się przez to na terapie. Ba, dostałem dwóch ataków paniki w jej obecności na jesieni. Mimo to dalej to wygląda tak samo, przychodzi, mogę być miły ale jeśli nie idę w punkt, wraca z nim czasami na noc, czasami na kilka dni.
Zacząłem się odkochiwać, o ile poczucie winny który towarzyszy mi od samego początku nigdy nie zniknęło, o tyle pojawił się resentyment. W tak gdzieś w okolicach kwietnia ona pojawiła się znowu - pojawia się już rzadko, raz na tydzień czy dwa, i na krótko - ale mnie to tylko rozdrażniło. W końcu nie mogłem powstrzymać frustracji i skomentowałem komuś w pracy że jestem kompletnie zawiedziony (mniej więcej). W pracy wszyscy o tym plotkują od miesięcy więc wiedziałem że to do niej dojdzie. To był piątek. Niektórzy ludzi w pracy, bardziej przychylni Adrianowi, zaczęli się śmiąc "no i się skończyło." Poczułem straszny smutek i przyszedł czas refleksji, był weekend. W poniedziałek, pogodzony że to już koniec koniec, traktując to jako pożegnanie skomentowałem komuś że biorę wine na siebie, że przykro mi, i tak dalej. To miało być pożegnanie, ale ona na następny dzień znowu zeszła. Postanowiłem że tym razem nie będę jej ignorować. To trwało kilka dni. Nie unikałem jej wzroku, witałem ją, raz ją zagadałem, raz zeszło z kolegą do jadalni kiedy jadłem, i włączyłem się do rozmowy. Potem poszedłem na wakacje, wróciłem, i ona zeszła. Powitałem ją, patrzyłem, ale widać była że jest czuje się niepewnie. Tego samego dnia wróciła do Adriana, wiem bo Adrian następnego dnia zaczął się przechwalać co to z nią nie robił (robi to od samego początku). Wcześniej nie, ale teraz tak, poczułem się kompletnie zdradzony, przez kilka dni nie mogłem spać. Następnego tygodnia powiedziałem to publiczne kończąc słowami że dziewczyna może "spie*dalać". Ona następnego dnia znowu zeszła ale ja nie wyszedłem z przebieralnie, nie chciałem jej spotkać. Znowu się pojawiło ogromne poczucie winy. Tego samego dnia musiałem iść do domu bo nie mogłem spać od 30 godzin i jeśli ktoś jeszcze w pracy nie wiedział że ją kochałem, to już wiedzieli wszyscy.
I dale to się tak kręci. Nie rozumiem jej zachowania. Zdaje sobie sprawę że wina lezy po mojej stronie, ale z drugiej strony czuję się nią kompletnie zawiedziony. Dalej ją kocham, ale za dużo się stało, i nie wyobrażam sobie jakbym mógłby z nią być, abstrahując fobie. Dobrze robię starając się ją skreślić?