23 Lip 2021, Pią 11:18, PID: 845676
Temat dla osób bezrobotnych, utrzymywanych przez rodziców/partnera/męża/żonę/kogokolwiek. Albo dla osób, ktore zarabiają mniej od partnera, który w związku z tym musi więcej dokładać do wspólnych rachunków.
Czy też odczuwacie w związku z tym poczucie winy?
Ja przyznam, że mnie gnębi praktycznie codziennie i to w dużm stopniu, nie moge się tego pozbyć, żadne racjonalizacje nie pomagają, ani nawet zapewnienia partnera, że jemu to nie przeszkadza.
Wcześniej jak jeszcze byłam na bezrobociu to właściwie facet sam mnie namawiał, żebym psychicznie odpcozęła, doszła do siebie. Teraz mam prace, a nawet dwie ale są to takie fuchy do dorobenia się, pracuję mniej więcej na pól etatu. Nie byłam w stanie znaleźć niczego na pelen etat w tamtym okresie przez covid, fobię i brak prawa jazdy (z mojego miasta do miejscowości obok dojazd jest lipny, nie mam szans na pracę zmianową, a większość tutaj jest na zmiany). Część mojej wypłaty idzie oczywiście do partnera na opłate rachunków itp. Wciąż jest to mniej niż on wykłada w swojej połowie.
Ja natomiast zajmuje się domem tak, ze on po powrocie z pracy nic nie musi robić, ma czas dla siebie. Ja gotuję, sprzątam, robie mu posilki do pracy, jedynie w środy i czwartki on sam musi o siebie zadbać, bo ja wtedy też jestem w robocie.
Mimo to nie mogę pozby się poczucia winy, które mnie gnębi cały czas praktycznie. Mój chłopak dba o mnei bardzo i mnie lubi "rozpieszczać", często spontanicznie mi coś kupi, zabierze mnie gdzieś mimo, że wszystko to idzie z jego niewielkich oszczędności (ja niczego nie wymagam, żadnych prezentów, on sam je robi).
Czuję się winna, że mu sidzę na głowie i argument o tym, że jednak pracuję i zajmuję się domem, a nie siedzeniem na tyłku do mnie nie dociera jakoś. W sensie rozumiem to tak poznawczo ale do moich emocji i głębokich przekonań nie chce to dotrzeć.
Byłam wychowana przez siostrę, która siedziała całe życie na utrzymaniu męża pijaka i w nas wszystkich zaszczepiła silne poglądy o niezależności finansowej od faceta, genralnie w przestrzenu publicznej też obecnie jest mocn podkreslane 100% partnerstwo w związku i niezależność finansowa, obecncie kobietu siedzące na utrzumaniu męża czy partnera z różnych powodów, podlegają ostracyzmowi. Ja byłam święcie przekonana, że będę niezależna, że po prostu będę zawsze i wszędzie dzielić się z drugą połówką po równo, po równo płacić za rachunki i wszystko inne. Nie sądziłam ,że zaburzenia psychiczne uniemożliwią mi życie zawodowe, w życiu się tego nie spodziwalam. A jednak stało się.
Chłopak mnie utrzymuje i mimo, że skaczę wokól niego jak moge, to jednak i tak jest mi wstyd.
Sytuacje pogarsza fakt, że ja wyglądowałam tak z powodu zaburzeń, mój chłopak poza chodzneiem do pracy na etat musiał jeszcze znosić moje najgorssze miesiace, ostatecznie doszło do tego, że on sam zaczyna sobie psychicznie nie radzić, bardzo często w pracy mi pisze, że miał lub ma zły humor, że czuje sę źle i że jest w nim masa negatywnych emocji,z którymi nie umie sobie poradzić.
Oczywiście to powoduje moje dalsze obwinianie siebie, że go do tego stanu doprowadziłam, że jestem pasożytem i że jestem bezużyteczna (nic za mną nie stoi, nie mam prawa jazdy, nie mam żadnych dobrych kwalifiacji, mam zaburzenia psychiczne i nie radze sobie ze stresem no i boj się nawet prostych interakcji z ludźmi). Nic nie daje, że mój chłopak każe mi przestać siebie obwiniać i mówi, że jego emocje są też przez złe relacje z rodziną, ja i tak mam wrażenie, że on gdzieś tam podświadomie może mieć problem o to, ale mnie kocha i mi tego nie powie wprost. Być może sobie tuaj dopisuję ale nie mogę pozbyć się tego wrażenia.
Czy też odczuwacie w związku z tym poczucie winy?
Ja przyznam, że mnie gnębi praktycznie codziennie i to w dużm stopniu, nie moge się tego pozbyć, żadne racjonalizacje nie pomagają, ani nawet zapewnienia partnera, że jemu to nie przeszkadza.
Wcześniej jak jeszcze byłam na bezrobociu to właściwie facet sam mnie namawiał, żebym psychicznie odpcozęła, doszła do siebie. Teraz mam prace, a nawet dwie ale są to takie fuchy do dorobenia się, pracuję mniej więcej na pól etatu. Nie byłam w stanie znaleźć niczego na pelen etat w tamtym okresie przez covid, fobię i brak prawa jazdy (z mojego miasta do miejscowości obok dojazd jest lipny, nie mam szans na pracę zmianową, a większość tutaj jest na zmiany). Część mojej wypłaty idzie oczywiście do partnera na opłate rachunków itp. Wciąż jest to mniej niż on wykłada w swojej połowie.
Ja natomiast zajmuje się domem tak, ze on po powrocie z pracy nic nie musi robić, ma czas dla siebie. Ja gotuję, sprzątam, robie mu posilki do pracy, jedynie w środy i czwartki on sam musi o siebie zadbać, bo ja wtedy też jestem w robocie.
Mimo to nie mogę pozby się poczucia winy, które mnie gnębi cały czas praktycznie. Mój chłopak dba o mnei bardzo i mnie lubi "rozpieszczać", często spontanicznie mi coś kupi, zabierze mnie gdzieś mimo, że wszystko to idzie z jego niewielkich oszczędności (ja niczego nie wymagam, żadnych prezentów, on sam je robi).
Czuję się winna, że mu sidzę na głowie i argument o tym, że jednak pracuję i zajmuję się domem, a nie siedzeniem na tyłku do mnie nie dociera jakoś. W sensie rozumiem to tak poznawczo ale do moich emocji i głębokich przekonań nie chce to dotrzeć.
Byłam wychowana przez siostrę, która siedziała całe życie na utrzymaniu męża pijaka i w nas wszystkich zaszczepiła silne poglądy o niezależności finansowej od faceta, genralnie w przestrzenu publicznej też obecnie jest mocn podkreslane 100% partnerstwo w związku i niezależność finansowa, obecncie kobietu siedzące na utrzumaniu męża czy partnera z różnych powodów, podlegają ostracyzmowi. Ja byłam święcie przekonana, że będę niezależna, że po prostu będę zawsze i wszędzie dzielić się z drugą połówką po równo, po równo płacić za rachunki i wszystko inne. Nie sądziłam ,że zaburzenia psychiczne uniemożliwią mi życie zawodowe, w życiu się tego nie spodziwalam. A jednak stało się.
Chłopak mnie utrzymuje i mimo, że skaczę wokól niego jak moge, to jednak i tak jest mi wstyd.
Sytuacje pogarsza fakt, że ja wyglądowałam tak z powodu zaburzeń, mój chłopak poza chodzneiem do pracy na etat musiał jeszcze znosić moje najgorssze miesiace, ostatecznie doszło do tego, że on sam zaczyna sobie psychicznie nie radzić, bardzo często w pracy mi pisze, że miał lub ma zły humor, że czuje sę źle i że jest w nim masa negatywnych emocji,z którymi nie umie sobie poradzić.
Oczywiście to powoduje moje dalsze obwinianie siebie, że go do tego stanu doprowadziłam, że jestem pasożytem i że jestem bezużyteczna (nic za mną nie stoi, nie mam prawa jazdy, nie mam żadnych dobrych kwalifiacji, mam zaburzenia psychiczne i nie radze sobie ze stresem no i boj się nawet prostych interakcji z ludźmi). Nic nie daje, że mój chłopak każe mi przestać siebie obwiniać i mówi, że jego emocje są też przez złe relacje z rodziną, ja i tak mam wrażenie, że on gdzieś tam podświadomie może mieć problem o to, ale mnie kocha i mi tego nie powie wprost. Być może sobie tuaj dopisuję ale nie mogę pozbyć się tego wrażenia.