25 Lis 2009, Śro 21:58, PID: 187218
Witam.Mam 16 lat i jestem w 2 klasie LO. Ja już nie mogę sama uporać się z moim problemem, więc postanowiłam napisać na forum, z nadzieją że nie jestem sama taka na świecie może znajdę tu wsparcie ops:
Najgorsze że nie wiem co mi dolega. Niedawno zrozumiałam że mam pewien problem w kontaktacj z ludźmi. Właściwie to unikam kontaktu Wszystkiego się boję, wszyscy mnie krępują...wcześniejo zwalałam to na moją nieśmiałość, ale muszę przyznać że to coś więcej. Od dawna unikam miejsc gdzie jest dużo ludzi, starałam się jak najmniej wychodzić z domu. No chyba że do szkoły, do której zresztą też przestałam chodzić (o tym później) Przejechać parę przystanków tramwajem dla mnie to prawdziwy koszmar.(dlatego też tego nie robię). W ogóle boję się wychodzić na ulicę. Tyle tam ludzi Żeby wyjść np. z psem, albo do sklepu na dół potrzebuję z pół godziny żeby zebrać się na siłach. Bo muszę...
Lecz prawdziwą udręką dla mnie jest szkoła. Dlaczego sama nie wiem. Może to przez te "miłe"wspomnienia z gimnazjum. Napiszę o nich pod spodem. Bo to przeszłość, a problem jest teraz Lecz strach pozostał:0
Liceum ogólnie fajne, gdyby ktoś spytał napewnobym poleciła. Jedna z najlepszych w mieście. Teraz jestem w drugiej. Klasa ogólnie fajna, przynajmniej wmawiałam że zgrana, chociaż z połową osób nigdy nawet nie rozmawiałam. Mam na szczęscie parę koleżanek, ale nawet z nimi czuję się bardzo samotnie w szkole. Tak się stało że z miesiąc temu zachorowałam i przez 1,5 tygodnie nie chodziłam do szkoły. I jak trzeba było już wracać...to nie mogłam. Czułam ze wpadam w depresję. Nadal mi nie przeszła. Potrafię znienacka zacząć płakać.Nic mi już nie cieszy, na wszystko nie mam sił, nawet gdy wiem że muszę. W ogóle przestałam gdziekolwiek wychodzić. Jak nawet wyjście za dom staram się unikać to co dopiero pójście do szkoły! Muszę przyznać że parę razy próbowałam wrócić. Zawsze jakoś radziłam sobie (właśnie że jakoś) z lękiem przed szkołą, ale też zawsze tak miałam że jak mi 1 dzień nie było to wszystko przeżywałam jakby od nowa, 1 dzień w szkole. A teraz to w ogóle stało się niemożliwe opanować swój strach.parę razy udało mi się przełamać siebie i wejść do sali. ale czułam się koszmarnie. Po 1 lekcji poszłam do domu, dosłownie wybiegłam ze szkoły. Nie mogłam wytrzymać. Jak dotarłam do domu zamknęłam się w pokoju i przez godzinę płakałam. Drugi raz udało mi się wytrzymać 5 lekcji. Lecz przez te 5 godz. przeżyłam prawdziwe piekło. Ciągle musiałam się powstrzymywać od płaczu. Czułam na sobie wzrok innych (często tak mam). Jak na złość słyszałam że ktoś mnie obgaduję, a ja tego nie znoszę. NA lekcji fizyki czułam że warjuję. Nagle stawało mi się gorąco, już nie byłam w stanie skupić sie na czymkolwiek i jedynie co mi się bardzo chciało to wykrzyknąć "AAAA!"i zniknąć. Teraz to mi się wydaje śmieszne ale wtedy to naprawdę musiałam wbijać paznokcie w rękę żeby nie zacząć tego robić (typu, obudź sie, jesteś wśród ludzi!). NAstępnym razem to już w ogóle nie mogłam wejść do sali, bo wszyscy już byli, a była lekcja matematyki, a nauczyciela naprawdę się boję od 1 klasy. MOże dlatego że to jest kolejny matematyk, który mnie upokorzył przed całą klasą i to kilkakrotnie. Jak wracam poprostu z ulicy to przez parę godz czuję się nieswojo, a jak ze szkoły to naprawdę straszne rzeczy. Problemy z zaśnięciem, ciągle koszmary, budzę się z myślami samobójczymi (których nie mogę powstrzymać, bo jestem połusenna) i na dodatek dostaję jakichś dziwnych drgawek
Oczywiście zapisałam się na terapię. byłam na 2 wizytach. NA początku babka mnie jakoś olała, typu nic poważnego. dopiero jak powiedziałam o tym że nie chcę żyć zaleciła mi test ( nie pamiętam tego skrótu, ale miał 566 pytań). jak napisałam zadzwoniła po weekendzie do mamy i co powiedziała?
1.że sama nie da rady mnie leczyć, bez pomocy psychiatry
2. nie wie czym jest spowodowany mój strach, ale napewno zaszedł za daleko
3. zaleca leczenie kliniczne
Bardzo się zdołowałam. Najgorsze że nie mogę dokładnie powiedzieć czego się boję w tej cholernej szkole! Ale żeby tak odrazu do kliniki?! Teraz myślę by podać na nauczanie indywidualne (nie wiem czy z tym sobie poradzę). ale nie wiem czy jest w tym sens. Jak na złość zbliżasię koniec semestru. Dużo zaległości. Wiem że jakbym się postarała to może jakoś cudem udałoby mi się zaliczyć semestr. Nawet zrobiłam krok -wczoraj przełamałam siebie i otworzyłam książkę od majzy i zrobiłam parę przykładów. Muiałam nadzieję. Lecz dziś ją straciłam. Bo na decyzję trzeba z mies czekać, a jak nie będę chodzić to nie zdam. A jak pójde to zwarjuję i to dosłownie. Oczywiście nikogo to nie obchodzi. Nie było mnie miesiąc w szkole, a wtedy jak próbowałam nauczyciele kazali mi sie uczyć zaległy materiał na następny dzień, góra za 3 dni. Co najlepsze za ten miesiąc nikt ze szkoły nie pytal co sie u mnie dzieje oprócz koleżanki. Nawet wychowawczyni nie razu nie zadzwoniła! Pewnie nawet się nie skapnęła... Już naprawdę nie widzę żadnej przyczyny by dalej ciągnąc ten koszmar. Mój ciągły smutek doprowadza mamę do szału. Nie dziwię jej się. Samej mi często nie dobrze ze sobą. Tak niedobrze że nie chcę żyć.
NA MARGINESIE... A to są niektóre moje wspomnienia..
Chodziłam do koszmarnego gimnazjum (tam zaczęły się moje problemy).Nie mogłam się tam odnależć. Byli osoby które mnie dręczyli, a ja nie mogłam się im postawić, bo nie chciałm robić problemów, to nie w moim stylu i tp... W 2 klasie miałam "trudny okres". W ogóle byłam załamana. Wyjechałam na parę miesięcy za granicę (to dla mnie żadna nowość).ale długo tam nie wytrzymałam. Tam klasa była w ogóle w porzo, ale ja miałam te złe wspomnienia z gimnazjum dlatego nie bardzo ufnie podchodziłam do rówiesników. Niestety ta szkołą okazałą się prawdziwym terrorem. Brr. Jakaś tyrania! NAuczyciele (o ile tak w ogóle ich można nazwać) mieli uczniów gdzieś, ciągle na nich wrzeszczali. Zwłaszcza źle wspominam panią od fizyki, algebry i geometrii (3 w 1 co za ironia)na sam widok której ciarki przechodzą po skórze( waży ze 160 kg, gdzieś 1,80 wzrostu, sama złość na twarzy)Przezwałąm ją king kongiem. Przychodziła na lekcje kiedy jej się chciało mogłą się spóźnić nawet na 30 min,zawsze ze wrzaskiem, pretensjami.eh... nieraz łapała ucznia np. za koszułkę,ciągnęłą do drzwi i dosłownie wywalała z klasy.albo wypichała z sali na przerwie.Mogła podejść i zgnieść ci cały zeszyt bo nie uważasz na lekcji.Raz, jak się spóźniłam na lekcję,a było doświadczenie z jakimiś metalowymi prętami, których nie umiałam przykręcić do siebie tak wpadła w szał, że dosłownie przebiegła przez całą salę do mnie, wyrwała mi te rury z rąk i rzuciła nimi o podłogę. Byłam w szoku. Nie miałam ani długopisu (bo plecak został w sali) ani specjalnego zeszytu, bo mi nie dała. Siedziałam i bałam się odezwać Nieraz specjalnie wyzywała mnie do tablicy, chociaż wiedziała że nie przerabiałam tego tematu. Za każdym razem upokorzenie Widziałąm też jak inni nauczyciele np, rzucają coś w uczniów, albo też jak ktoś gada to podchodzi do niego i z zamachu wali go ręką w glowę. Większość nauczycieli dopiero po miesiącu sie skapnęli że jest ktoś nowy w klasie. Starałam się siedzić bardzo cichiutko żeby nie daj boże oberwać No oczywiście zawaliłam naukę, bo przerabiali zupewnie inny program niż w Polsce, babcia z którą mieszkałam nie umiałą mi pomóc, a na pomoc ze strony nauczycieli...hm jakoś na to nie liczyłam, ciekawe dlaczeg Później postanowiłam wiać stamtąd jak najprędzej...
Najgorsze że nie wiem co mi dolega. Niedawno zrozumiałam że mam pewien problem w kontaktacj z ludźmi. Właściwie to unikam kontaktu Wszystkiego się boję, wszyscy mnie krępują...wcześniejo zwalałam to na moją nieśmiałość, ale muszę przyznać że to coś więcej. Od dawna unikam miejsc gdzie jest dużo ludzi, starałam się jak najmniej wychodzić z domu. No chyba że do szkoły, do której zresztą też przestałam chodzić (o tym później) Przejechać parę przystanków tramwajem dla mnie to prawdziwy koszmar.(dlatego też tego nie robię). W ogóle boję się wychodzić na ulicę. Tyle tam ludzi Żeby wyjść np. z psem, albo do sklepu na dół potrzebuję z pół godziny żeby zebrać się na siłach. Bo muszę...
Lecz prawdziwą udręką dla mnie jest szkoła. Dlaczego sama nie wiem. Może to przez te "miłe"wspomnienia z gimnazjum. Napiszę o nich pod spodem. Bo to przeszłość, a problem jest teraz Lecz strach pozostał:0
Liceum ogólnie fajne, gdyby ktoś spytał napewnobym poleciła. Jedna z najlepszych w mieście. Teraz jestem w drugiej. Klasa ogólnie fajna, przynajmniej wmawiałam że zgrana, chociaż z połową osób nigdy nawet nie rozmawiałam. Mam na szczęscie parę koleżanek, ale nawet z nimi czuję się bardzo samotnie w szkole. Tak się stało że z miesiąc temu zachorowałam i przez 1,5 tygodnie nie chodziłam do szkoły. I jak trzeba było już wracać...to nie mogłam. Czułam ze wpadam w depresję. Nadal mi nie przeszła. Potrafię znienacka zacząć płakać.Nic mi już nie cieszy, na wszystko nie mam sił, nawet gdy wiem że muszę. W ogóle przestałam gdziekolwiek wychodzić. Jak nawet wyjście za dom staram się unikać to co dopiero pójście do szkoły! Muszę przyznać że parę razy próbowałam wrócić. Zawsze jakoś radziłam sobie (właśnie że jakoś) z lękiem przed szkołą, ale też zawsze tak miałam że jak mi 1 dzień nie było to wszystko przeżywałam jakby od nowa, 1 dzień w szkole. A teraz to w ogóle stało się niemożliwe opanować swój strach.parę razy udało mi się przełamać siebie i wejść do sali. ale czułam się koszmarnie. Po 1 lekcji poszłam do domu, dosłownie wybiegłam ze szkoły. Nie mogłam wytrzymać. Jak dotarłam do domu zamknęłam się w pokoju i przez godzinę płakałam. Drugi raz udało mi się wytrzymać 5 lekcji. Lecz przez te 5 godz. przeżyłam prawdziwe piekło. Ciągle musiałam się powstrzymywać od płaczu. Czułam na sobie wzrok innych (często tak mam). Jak na złość słyszałam że ktoś mnie obgaduję, a ja tego nie znoszę. NA lekcji fizyki czułam że warjuję. Nagle stawało mi się gorąco, już nie byłam w stanie skupić sie na czymkolwiek i jedynie co mi się bardzo chciało to wykrzyknąć "AAAA!"i zniknąć. Teraz to mi się wydaje śmieszne ale wtedy to naprawdę musiałam wbijać paznokcie w rękę żeby nie zacząć tego robić (typu, obudź sie, jesteś wśród ludzi!). NAstępnym razem to już w ogóle nie mogłam wejść do sali, bo wszyscy już byli, a była lekcja matematyki, a nauczyciela naprawdę się boję od 1 klasy. MOże dlatego że to jest kolejny matematyk, który mnie upokorzył przed całą klasą i to kilkakrotnie. Jak wracam poprostu z ulicy to przez parę godz czuję się nieswojo, a jak ze szkoły to naprawdę straszne rzeczy. Problemy z zaśnięciem, ciągle koszmary, budzę się z myślami samobójczymi (których nie mogę powstrzymać, bo jestem połusenna) i na dodatek dostaję jakichś dziwnych drgawek
Oczywiście zapisałam się na terapię. byłam na 2 wizytach. NA początku babka mnie jakoś olała, typu nic poważnego. dopiero jak powiedziałam o tym że nie chcę żyć zaleciła mi test ( nie pamiętam tego skrótu, ale miał 566 pytań). jak napisałam zadzwoniła po weekendzie do mamy i co powiedziała?
1.że sama nie da rady mnie leczyć, bez pomocy psychiatry
2. nie wie czym jest spowodowany mój strach, ale napewno zaszedł za daleko
3. zaleca leczenie kliniczne
Bardzo się zdołowałam. Najgorsze że nie mogę dokładnie powiedzieć czego się boję w tej cholernej szkole! Ale żeby tak odrazu do kliniki?! Teraz myślę by podać na nauczanie indywidualne (nie wiem czy z tym sobie poradzę). ale nie wiem czy jest w tym sens. Jak na złość zbliżasię koniec semestru. Dużo zaległości. Wiem że jakbym się postarała to może jakoś cudem udałoby mi się zaliczyć semestr. Nawet zrobiłam krok -wczoraj przełamałam siebie i otworzyłam książkę od majzy i zrobiłam parę przykładów. Muiałam nadzieję. Lecz dziś ją straciłam. Bo na decyzję trzeba z mies czekać, a jak nie będę chodzić to nie zdam. A jak pójde to zwarjuję i to dosłownie. Oczywiście nikogo to nie obchodzi. Nie było mnie miesiąc w szkole, a wtedy jak próbowałam nauczyciele kazali mi sie uczyć zaległy materiał na następny dzień, góra za 3 dni. Co najlepsze za ten miesiąc nikt ze szkoły nie pytal co sie u mnie dzieje oprócz koleżanki. Nawet wychowawczyni nie razu nie zadzwoniła! Pewnie nawet się nie skapnęła... Już naprawdę nie widzę żadnej przyczyny by dalej ciągnąc ten koszmar. Mój ciągły smutek doprowadza mamę do szału. Nie dziwię jej się. Samej mi często nie dobrze ze sobą. Tak niedobrze że nie chcę żyć.
NA MARGINESIE... A to są niektóre moje wspomnienia..
Chodziłam do koszmarnego gimnazjum (tam zaczęły się moje problemy).Nie mogłam się tam odnależć. Byli osoby które mnie dręczyli, a ja nie mogłam się im postawić, bo nie chciałm robić problemów, to nie w moim stylu i tp... W 2 klasie miałam "trudny okres". W ogóle byłam załamana. Wyjechałam na parę miesięcy za granicę (to dla mnie żadna nowość).ale długo tam nie wytrzymałam. Tam klasa była w ogóle w porzo, ale ja miałam te złe wspomnienia z gimnazjum dlatego nie bardzo ufnie podchodziłam do rówiesników. Niestety ta szkołą okazałą się prawdziwym terrorem. Brr. Jakaś tyrania! NAuczyciele (o ile tak w ogóle ich można nazwać) mieli uczniów gdzieś, ciągle na nich wrzeszczali. Zwłaszcza źle wspominam panią od fizyki, algebry i geometrii (3 w 1 co za ironia)na sam widok której ciarki przechodzą po skórze( waży ze 160 kg, gdzieś 1,80 wzrostu, sama złość na twarzy)Przezwałąm ją king kongiem. Przychodziła na lekcje kiedy jej się chciało mogłą się spóźnić nawet na 30 min,zawsze ze wrzaskiem, pretensjami.eh... nieraz łapała ucznia np. za koszułkę,ciągnęłą do drzwi i dosłownie wywalała z klasy.albo wypichała z sali na przerwie.Mogła podejść i zgnieść ci cały zeszyt bo nie uważasz na lekcji.Raz, jak się spóźniłam na lekcję,a było doświadczenie z jakimiś metalowymi prętami, których nie umiałam przykręcić do siebie tak wpadła w szał, że dosłownie przebiegła przez całą salę do mnie, wyrwała mi te rury z rąk i rzuciła nimi o podłogę. Byłam w szoku. Nie miałam ani długopisu (bo plecak został w sali) ani specjalnego zeszytu, bo mi nie dała. Siedziałam i bałam się odezwać Nieraz specjalnie wyzywała mnie do tablicy, chociaż wiedziała że nie przerabiałam tego tematu. Za każdym razem upokorzenie Widziałąm też jak inni nauczyciele np, rzucają coś w uczniów, albo też jak ktoś gada to podchodzi do niego i z zamachu wali go ręką w glowę. Większość nauczycieli dopiero po miesiącu sie skapnęli że jest ktoś nowy w klasie. Starałam się siedzić bardzo cichiutko żeby nie daj boże oberwać No oczywiście zawaliłam naukę, bo przerabiali zupewnie inny program niż w Polsce, babcia z którą mieszkałam nie umiałą mi pomóc, a na pomoc ze strony nauczycieli...hm jakoś na to nie liczyłam, ciekawe dlaczeg Później postanowiłam wiać stamtąd jak najprędzej...