25 Mar 2008, Wto 18:18, PID: 16788
Witam wszystkich umęczonych
Piszę, bo właśnie przelała mi się czara goryczy i chyba napytałem sobie biedy. Nie wiem czy mam FS czy tylko unikającym leniem ale żyć mi ze sobą trudno - nie mówiąc o najbliższych.
A oto moja historia ... Mam prawie 27 lat, żonę, dziecko (), pracę, zainteresowania "trochę znajomych" i nie boję "chodzić po ulicy". W każdym bądź razie na oko OK. Problem polega na tym, że nie mogę no właśnie czego nie mogę ... możę zaczne od moich "osiągnięć":
1. Zawaliłem studia (na ostatnim roku - kto to widział!?) bo nie byłem w stanie pozałatwiać braków, wejść do dziekanatu - wejść jako spadochroniarz do nowej grupy. W kulminacyjnym punkcie ostatniej sesji jak "chodziłem za wpisami" mijałem się na korytarzu z wykładowcami od których potrzebowałem wpisu ale nie umiałem się odezwać (bo nie chodziłem na zajęcia i było mi wstyd się "poniżyć" i usłyszeć może jakąś krytykę). I tak w kółko odkładałem 1,2 3 lata i w końcu dałem sobie spokój (niedawno) i przyniosło mi to wielką ulgę. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał siłę psychiczną aby to zakończyć.
2. Właśnie zawalam pracę którą robię wspólnie z kolegami. Zawalem dlatego, że złapałem trochę opóźnienia i wpadłem w dołek "niemocy" i ... nie mogąc się do tego przyznać przestałem się z nimi kontakować. Co ciekawe cały czas pracuje nad projektem ale każde pytanie typu "jak idzie?", "na kiedy zrobisz" wzbudza we mnie taki strach, że przestaje cokolwiek robić i przestaje i wyłączam komunikator. No co kazdy może odejść od pracy. Na 1,2 ... godziny. Następnego dnia boję się włączyć komunikator, na meile jeszcze nie piszą. Drugiego już udaję wyładowaną komórkę e-mail i komunikator milczy. Właśnie jest 4-dzień ja zrobiłem "dużo" roboty ale strach przed wytłumaczeniem się czemu milczę 4 dni (dodajmy, że chyba zawaliłem termin) po prostu sprawia, że chce mi się iść na fajkę ... a tu trzeba w końcu to włączyć i odebrać meile, upomnienia wiadomości "hej, żyjesz?", "co się z tobą dzieje" ... i w końcu wytłumaczyć swoje zachowanie.
No właśnie - jak to wytłumaczyć ?
No i to jest 3-cia taka fucha. Po 2-óch robionych kilka lat temu miałem takiego stracha, że znowu zawalę, że siedziałem cicho i nie brałem się za żadną ambitną robotę (piękne unikanie). Spróbowałem i masz tu ... człowiek sam się nie zmienia ...
Dodając inne objawy to zawsze byłem nieśmiały. Już chyba się wyleczyłem z nieumiejętności załatwiania spraw urzędowych i "zadzwonienia do obcej osoby w sprawie" ale nadal okupuje to wszystko lekkim stresem. A... dużo by pisać ...
uff. napisałem
(uwaga nie czytałem i pewnie nie przeczytam odpowiedzi w obawie przed ... no właśnie czym ... ... )
Pozdrawiam, trochę mi ulżyło ale nadal nie wiem jak zagadać z zainteresowanimi ...
Piszę, bo właśnie przelała mi się czara goryczy i chyba napytałem sobie biedy. Nie wiem czy mam FS czy tylko unikającym leniem ale żyć mi ze sobą trudno - nie mówiąc o najbliższych.
A oto moja historia ... Mam prawie 27 lat, żonę, dziecko (), pracę, zainteresowania "trochę znajomych" i nie boję "chodzić po ulicy". W każdym bądź razie na oko OK. Problem polega na tym, że nie mogę no właśnie czego nie mogę ... możę zaczne od moich "osiągnięć":
1. Zawaliłem studia (na ostatnim roku - kto to widział!?) bo nie byłem w stanie pozałatwiać braków, wejść do dziekanatu - wejść jako spadochroniarz do nowej grupy. W kulminacyjnym punkcie ostatniej sesji jak "chodziłem za wpisami" mijałem się na korytarzu z wykładowcami od których potrzebowałem wpisu ale nie umiałem się odezwać (bo nie chodziłem na zajęcia i było mi wstyd się "poniżyć" i usłyszeć może jakąś krytykę). I tak w kółko odkładałem 1,2 3 lata i w końcu dałem sobie spokój (niedawno) i przyniosło mi to wielką ulgę. Mam nadzieję, że kiedyś będę miał siłę psychiczną aby to zakończyć.
2. Właśnie zawalam pracę którą robię wspólnie z kolegami. Zawalem dlatego, że złapałem trochę opóźnienia i wpadłem w dołek "niemocy" i ... nie mogąc się do tego przyznać przestałem się z nimi kontakować. Co ciekawe cały czas pracuje nad projektem ale każde pytanie typu "jak idzie?", "na kiedy zrobisz" wzbudza we mnie taki strach, że przestaje cokolwiek robić i przestaje i wyłączam komunikator. No co kazdy może odejść od pracy. Na 1,2 ... godziny. Następnego dnia boję się włączyć komunikator, na meile jeszcze nie piszą. Drugiego już udaję wyładowaną komórkę e-mail i komunikator milczy. Właśnie jest 4-dzień ja zrobiłem "dużo" roboty ale strach przed wytłumaczeniem się czemu milczę 4 dni (dodajmy, że chyba zawaliłem termin) po prostu sprawia, że chce mi się iść na fajkę ... a tu trzeba w końcu to włączyć i odebrać meile, upomnienia wiadomości "hej, żyjesz?", "co się z tobą dzieje" ... i w końcu wytłumaczyć swoje zachowanie.
No właśnie - jak to wytłumaczyć ?
No i to jest 3-cia taka fucha. Po 2-óch robionych kilka lat temu miałem takiego stracha, że znowu zawalę, że siedziałem cicho i nie brałem się za żadną ambitną robotę (piękne unikanie). Spróbowałem i masz tu ... człowiek sam się nie zmienia ...
Dodając inne objawy to zawsze byłem nieśmiały. Już chyba się wyleczyłem z nieumiejętności załatwiania spraw urzędowych i "zadzwonienia do obcej osoby w sprawie" ale nadal okupuje to wszystko lekkim stresem. A... dużo by pisać ...
uff. napisałem
(uwaga nie czytałem i pewnie nie przeczytam odpowiedzi w obawie przed ... no właśnie czym ... ... )
Pozdrawiam, trochę mi ulżyło ale nadal nie wiem jak zagadać z zainteresowanimi ...