30 Lip 2015, Czw 13:26, PID: 457024
Jestem po strasznej histerii i nie mogę wrócić do normalnego funkcjonowania. Nie wiem, czy można pisać post pod postem, aczkolwiek nikt tu dawno nie pisał a ja potrzebuję się wygadać.
Moja mama rozmawiała dziś z moją ciotką. Ot, jak zwykle, robią to prawie codziennie. Tym razem poruszyły temat mojej urody i mama zadała to straszne pytanie: "Jak myślisz, czy Roza jest ładna?". Moja ciocia odpowiedziała: "Cóż. Roza ma specyficzną urodę". Moja mama wszystko mi to powtórzyła, a ja jako panna ze skrajną dysmorfofobią uznałam, że to nie było miłe. Wydawało mi się, że chciała po prostu uniknąć tematu. Lepiej powiedzieć komuś "specyficznie wyglądasz" niż po prostu "jesteś brzydki". Na tym się oparłam i resztę ranka spędziłam na podłych rozmyślaniach o swojej urodzie. Miałyśmy z babcią i z mamą jechać dziś do sąsiedniego miasta na zakupy. Okej, niech będzie. Wczoraj w końcu wyszłam na spacer i nie było aż tak źle, choć przyznam, że od piątku moja dysmorfofobia znów wróciła z dość mocną siłą. Kiedy zaś doszło do momentu, w którym miałam się poczesać i pomalować... po prostu się rozkleiłam. Chociaż to chyba zbyt subtelne określenie tego, jak się zachowywałam. To nie był płacz, to był szloch połączony ze skomleniem. Przypomniałam sobie słowa mojej ciotki i było mi jeszcze gorzej. Mama próbowała jakoś załagodzić sytuację słowami: "Nie jesteś przecież aż tak brzydka jak Ci się wydaje!", co, jak możecie sobie wyobrazić odniosło katastrofalny skutek. Potem przyszła babcia ze słowami: "Są brzydsze od Ciebie". Nie muszę mówić, że moja rodzina doskonale wie, jak trzeba się obchodzić z osobami chorymi na dysmorfofobię w czasie histerii. Doszło do tego, że stwierdziły, że mnie nie zostawią samej w domu, chociaż uparcie nalegałam by same jechały. Więcej pożytku miałabym, gdyby mnie zostawiły i przestały tak okrutnie mnie "pocieszać". Ale nie przemówiłam im do rozsądku i zostały a mama cały czas narzeka mówiąc: "Taka piękna pogoda! Tak chciałam wyjść z domu!".
W każdym razie, mimo że przestałam płakać i jedynie oczy mnie pieką, czuję się fatalnie. Mam dziwne, być może irracjonalne wrażenie, że one po prostu przyznały iż jestem brzydka. Może tylko w zdenerwowaniu użyły niefortunnych słów, może ciotka też miała coś innego na myśli, nie zmienia to faktu, że pozostawiły dość przykre wrażenie. Siedzę teraz i myślę tylko o tym, że może nie mam urojeń. A jeśli już, to urojenia piękna. Skoro mózg potrafi wytworzyć nieprawdziwy obraz brzydkiej twarzy, dlaczego nie może być na odwrót? Może tak intensywnie pragnę bycia ładną, że po prostu to czasem widzę?
Nie potrafię się skupić na niczym innym, myślę tylko o tym.
Doszłam do wniosku, że jeśli rzeczywiście nie jestem urodziwą kobietą, nie chcę o tym wiedzieć. Jeśli moje urojenia dotyczą atrakcyjności, to chyba chcę żyć w nich już nieustannie. Po prostu nie wiem jak sobie poradzę z tym, że jestem paskudą. I irytuje mnie, że tak się tym przejmuję. Dlaczego inni, mniej atrakcyjni ludzie, zupełnie nie zwracają uwagi na swoją aparycję? Czy ja po prostu jestem aż tak próżna?
Moja mama rozmawiała dziś z moją ciotką. Ot, jak zwykle, robią to prawie codziennie. Tym razem poruszyły temat mojej urody i mama zadała to straszne pytanie: "Jak myślisz, czy Roza jest ładna?". Moja ciocia odpowiedziała: "Cóż. Roza ma specyficzną urodę". Moja mama wszystko mi to powtórzyła, a ja jako panna ze skrajną dysmorfofobią uznałam, że to nie było miłe. Wydawało mi się, że chciała po prostu uniknąć tematu. Lepiej powiedzieć komuś "specyficznie wyglądasz" niż po prostu "jesteś brzydki". Na tym się oparłam i resztę ranka spędziłam na podłych rozmyślaniach o swojej urodzie. Miałyśmy z babcią i z mamą jechać dziś do sąsiedniego miasta na zakupy. Okej, niech będzie. Wczoraj w końcu wyszłam na spacer i nie było aż tak źle, choć przyznam, że od piątku moja dysmorfofobia znów wróciła z dość mocną siłą. Kiedy zaś doszło do momentu, w którym miałam się poczesać i pomalować... po prostu się rozkleiłam. Chociaż to chyba zbyt subtelne określenie tego, jak się zachowywałam. To nie był płacz, to był szloch połączony ze skomleniem. Przypomniałam sobie słowa mojej ciotki i było mi jeszcze gorzej. Mama próbowała jakoś załagodzić sytuację słowami: "Nie jesteś przecież aż tak brzydka jak Ci się wydaje!", co, jak możecie sobie wyobrazić odniosło katastrofalny skutek. Potem przyszła babcia ze słowami: "Są brzydsze od Ciebie". Nie muszę mówić, że moja rodzina doskonale wie, jak trzeba się obchodzić z osobami chorymi na dysmorfofobię w czasie histerii. Doszło do tego, że stwierdziły, że mnie nie zostawią samej w domu, chociaż uparcie nalegałam by same jechały. Więcej pożytku miałabym, gdyby mnie zostawiły i przestały tak okrutnie mnie "pocieszać". Ale nie przemówiłam im do rozsądku i zostały a mama cały czas narzeka mówiąc: "Taka piękna pogoda! Tak chciałam wyjść z domu!".
W każdym razie, mimo że przestałam płakać i jedynie oczy mnie pieką, czuję się fatalnie. Mam dziwne, być może irracjonalne wrażenie, że one po prostu przyznały iż jestem brzydka. Może tylko w zdenerwowaniu użyły niefortunnych słów, może ciotka też miała coś innego na myśli, nie zmienia to faktu, że pozostawiły dość przykre wrażenie. Siedzę teraz i myślę tylko o tym, że może nie mam urojeń. A jeśli już, to urojenia piękna. Skoro mózg potrafi wytworzyć nieprawdziwy obraz brzydkiej twarzy, dlaczego nie może być na odwrót? Może tak intensywnie pragnę bycia ładną, że po prostu to czasem widzę?
Nie potrafię się skupić na niczym innym, myślę tylko o tym.
Doszłam do wniosku, że jeśli rzeczywiście nie jestem urodziwą kobietą, nie chcę o tym wiedzieć. Jeśli moje urojenia dotyczą atrakcyjności, to chyba chcę żyć w nich już nieustannie. Po prostu nie wiem jak sobie poradzę z tym, że jestem paskudą. I irytuje mnie, że tak się tym przejmuję. Dlaczego inni, mniej atrakcyjni ludzie, zupełnie nie zwracają uwagi na swoją aparycję? Czy ja po prostu jestem aż tak próżna?