Jak czytałem początek, co opisywałaś to miałem refleksje, że podobne do borderline, ale ja się nie znam. A to moje rozpoznanie traktuję jako "wstępne", choć zgadza się w wielu aspektach, więc uważam, że jest duże prawdopodobieństwo, że jest prawdziwe.
aga_p - akurat siedze troszke w sluzbie zdrowia. I jesli chodzi o kody, diagnozy, to czesto sie je wpisuje "na chybil trafil", byle w miarę pasowalo lub mialo iles tam punktow. Np. mialam kiedys praktyke na oddziale zaburzen osobowosci i lekarze WSZYSTKIM wpisywali taką diagnoze ( jakies tam mieszane zaburzenia osobowosci, ten sam kod dla wszystkich). Naprawde nie ma sensu zglebianie znaczenia tych kodów i rozkminianie kazdej cyferki, bo lekarze nie przywiazują do tego jakiejkolwiek wagi.
aga_p, tu nie jest tak bardzo istotne, co jest na 100% prawdą, a co nie. Przesłanie tego, co napisała alice.s było takie, że często diagnoza jest inna niż dolegliwość. Wynika to z różnych powodów:
- trudność w diagnozie (złożoność dolegliwości),
- lenistwa, niechciejstwa, niechlujstwa (tu chyba był taki przykład). alice.s też nie napisała, że wszystkim wszędzie na świecie wpisują to samo, tylko opisała swoje spostrzeżenie ze swojego doświadczenia. Ty jej piszesz, że to nie prawda, czyżbyś była w tym samym miejscu i czasie, o którym napisała?
Co do diagnozy, to ja osobiście uważam, że mi nazwa do szczęścia potrzebna nie jest. Dla mnie dobrze jest się dowiedzieć, jaki(e) mam problem i sobie z nim(i) poradzić. Diagnoza uważam najbardziej przydatna/pomocna jest lekarzom. Choćby np. przy ordynowaniu leków.
aga_p napisał(a):Równie dobrze mogliby wpisać, że mam osobowość zależną, unikającą, lękliwą i to też byłaby prawda.
Zgadza się. Przy czym ponoć (co z resztą ma ręce i nogi) jako diagnozę wymienia się jednostkę najbardziej dominującą u danego pacjenta.
aga_p napisał(a):Ja myślę, że przez pół roku oni dobrze ludzi obserwują, żeby w miarę trafnie zdiagnozować...
Też tak myślę.
aga_p napisał(a):...bo mój lekarz psychiatra jest dalej od prawdy niż ja, zresztą nie słucha jakie mam objawy, bo ma koncepcję na mój temat i się przy niej upiera, bez względu na to, co mówię. Dlatego nic nie mówię.
Niestety w przychodniach lekarze mają znacznie więcej pacjentów, o tym ile czasu czasu mogą poświęcić pacjentowi, to juz nie ma co w ogóle wspominać. Inaczej jest w szpitalu, gdzie lekarz nawet nie chcąc styka się z pacjentem znacznie częściej. Też mam prawie zawsze takie wrażenie, że lekarz słucha tego, co mówię jednym uchem, a drugim zaraz mu ucieka. A ja mówię b. ważne dla mnie rzeczy. Również mam bardzo duże opory, żeby coś mówić, skoro lekarz i tak sobie z tego nic nie robi. Co do tego, jak obserwuję, że lekarze się upierają przy swojej diagnozie, to podobnie mam takie wrażenie, ale tu już znacznie mniej.
Dwie najprostsze teorie - albo nie potrafią/nie chcą stawiać dokładnej diagnozy albo widzą kilka zaburzeń osobowości na raz co samo przez się stanowi argument by użyć multi-określenia, które nie istnieje bądż nie jest w pełni akceptowane jak np borderline-avoidant mixed personality, a to przecież zlepek dopiero 2 z. osobowości.