20 Maj 2008, Wto 1:11, PID: 23456
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 20 Maj 2008, Wto 1:14 przez Sub-Zero.)
Czesc, przedstawie się-jestem nowy na tym forum i musze powiedziec ze niestety nie czuje sie ani trochę lepiej z tego powodu ..mam 23 lata a dotarło do mnie że jest cos nie tak jakies 5 lat temu. Jak to zazwyczaj- nie mam dziewczyny, seksu, radości, normalnej rozmowy, relaksu, zaufania do siebie i co najbardziej mnie boli- nie jestem wolny w moim ciele. Siedzę w domu i wegetuję na studiach. Ostatnie kilka dni jest niestety najgorszych w moim życiu..nie mam myśli samobójczych-bo to nielajtowe no i co o mnie by pomyśleli ale gdybym mógł się wyłączyć to wyłączyłbym się bez dłuższego zastanawiania się
..przez te 5lat dużo myślałem o tym wszystkim, zaczęło się od "Boże co się dzieje z moim ciałem, mój mózg mnie zdradza!.." moze z 10 lat temu miałem zapowiadające to co dziś jest rzeczywistością powtarzające się smutne sny -powtarzający się motyw opuszczenia, braku kontaktu i uczuciu jakbym był w innym wymiarze, uwięziony pod lodem, o sukcesach nie dających satysfakcji i pustym "wylajtowaniu" którym coraz trudniej mi maskować lęk i to że zatrzymałem się w miejscu.. Robiłem różne rzeczy żeby wyrwać się z tego bagna, jeździłem w obce miejsca do obcych ludzi-niestety lęki chodziły za mną jak zły duch i po jakimś miesiącu kiedy "nawiązywałem połaczenia" z nowym miejscem lęki intensyfikowały się i zaczynało się od nowa, brałem prochy ale nic mi to nie dało a czułem się jeszcze gorzej jak bezradny frajer, może 3 lata temu zainteresowałem się "rozsądnymi elementami New Age" i oobe-i w tym widzę jakieś światełko jeszcze -ale wszystko to nie dało mi to czego oczekiwałem. Jeszcze pół roku temu kiedy zmieniłem środowisko - bo to dziwne "zabetonowanie" nie dawało mi spokoju -było gites. Wydawało mi się że będzie dobrze-dobry humor, gadka-szmatka, miłe rozmowy, coś się dzieje, luz-cieszyłem się z przełamywania jakiśtam barier-nowi ludzie słuchali mnie mam nadzieję z przyjemnością..teraz wszystko się zmieniło, zblakło, czuję pustkę, nie ma satysfakcjonującej rozmowy nie ma niczego. Ludzie podświadomie boją się mnie-te charakterystyczne czujne i przestraszone spojrzenia kiedy nie ma "lajtu" a jest fobia dobijają mnie. Wszystko wróciło po raz kolejny przyprawione przygnębieniem i tym ze czas niestety nie stoi w miejscu..zdaję sobie sprawę że inaczej odbieram rzeczywistość i jakość mojego życia jest żadna, teraz już nawet nie martwi mnie fobia-mogłaby być moim pluszakiem -ale jest już coś więcej- zmiany w osobowości, pogłębiające się poczucie kompletnego odcięcia od społeczeństwa mimo że studiuję i mijam się z ludźmi uczucie kompletnej pustki i to że moje życie jest zupelnie jałowe-płytkie radości, żadne libido, żadnego działania.. tylko momenty na plaży kiedy widzę zadowolonych uśmiechniętych ludzi, jędrne kobiece pośladki i seksowne piersi myślę sobię "czemu mnie tam z nimi nie ma, czemu nie sprawiam innym radości sobą?" Jestem dość przystojny, dużo osób dziwi się że nie mam dziewczyny-część myśli ze mogę być gejem, w tym mój ojciec poddaje w wątpliwość czy podobają mi się dziewczyny- mimo że mówiłem mu co ze mną nie tak..ten żal za zmarnowanym życiem chyba jest najgorszy, gdyby nie to coś co dowiedziałem się że nazywa się fobią spłeczną w mojej głowie miałbym wszystko co chciałbym mieć-miłość, radość, satysfakcję z życia-teraz nie mam prawie nic co ceniłbym i co miałoby dla mnie wartość.
Niestety przed ludźmi nie ma tajemnic wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich na poziomie podświadomym-brzmi paranoicznie-ale każdy wyczuje że "coś jest nie tak" ile widziałem róznych reakcji w zależniości od tego jak się czułem-wszystko automatycznie-już nie wspomnę o męczących rozmowach, "ściane energetycznej",tym że ktoś się męczy w mojej obecności, że w "stresie" nie znajduję słów i nie mam ochoty romawiać-bywało też dobrze lub bardzo dobrze ale mało kiedy..Bez naturalności, radosnego spokojnego poczucia że sytuacja rozwija się sama nie ma -dla mnie przynajmniej- życia. Kilka razy poczułem co znaczy być "wyzwolonym" od tych męczących lęków i natrętnych myśli-chce się żyć, działać, rozmawiać-z tym balastem który mam/y nie ma to sensu, to gra nie fair, zmęczony jestem tym wszystkim a najbardziej prześladuje mnie to poczucie próżni, kiedyś miałem lęki ale coś się działo-teraz to wszystko jest inne-właśnie puste.. Już nie chce mi sie pisać o mojej jeszcze nadziei-oobe i dokładniej opisywać co ciekawego widziałem-moze innym razem-z takich ciekawostek raz po biofeedbacku(czyli koncentracja+placebo i raz(tylko raz) po MDMA(ecstasy) czułem się normalnie szedłem ulicą patrzyłem na ludzi normalnie nie na chodnik nikt nie odpowiadał mi przestraszonym wzrokiem, czułem się "jak inni" Po tych doświadczeniach mogę powiedzieć że jest mi przykro i jestem zażenowany tym co mnie otacza, że nie mogę robić tego co chcę, jakies idiotyczne niewidzialne bariery, jakość codziennego myślenia kontaktowania się z "rzeczywistością" jest żadna, już nie będę wspominał o typowych objawach-myślowych dziwoloągach, głupich reato jest już nudne i chyba każdy ma dość gadania o tym..
..w sumie nie wiem po co to piszę i tak nic nie zmieni to a Wy mi raczej nie pomożecie-lubię ludzi, przebywać z ludźmi, poznawać rozmawiać spędzać czas-ale cho***nie mnie to męczy i najwyraźniej boję się niestety bez wewnętrznej spójności nic nie będzie, rzucenie się w tzw. wir wydarzeń nic nie da jeżeli nie ma pozytywnej zwrotnej odpowiedzi z własnego mózgu a tego nie ma bardzo często jeżeli coś traktuje się jakby było na Marsie- to będzie na Marsie-nawet głupie chodzenie ulicą-tak mi się wydaję i to się sprawdza..Po normalnej rozmowie, przełamaniu "barier", po tym kiedy coś zrobię kiedy coś się dzieję co zapełni mi tę pustkę czuję się "tak jakby normalnie" ale szybko mi wracają wszystkie koszmary-czuję się znowu "zabetonowany" w "sobie" ..piszę też tego posta też dlatego że spotkałbym się z kimś kto jest "podobny" w ramach ćwiczeń z przełamywania schematów-bo co mi pozostało?-raczej ze znudzoną niczym dziewczyną w jakiś słoneczny dzień. Z chłopakami nie mam ochoty mnożyć złej energii a tak jest jak się spotka dwóch fobików jednej płci-zazwyczaj brak seksu, brak "czegoś" w rozmowie robi swoje i nic z tego nie wynika dobrego-brak satysfakcji-Zastanawiałem się czy nie pójść znów do psychiatry z tym wszystkim ale to chyba nie jest wyjście-szczęścia tam jak bułek w sklepie spozywczym nie kupię..słyszałem właśnie od psychiatry ze sam sobie nie poradzę z fobią społeczną -w końcu co mi jest?Mało serotoniny?Skopane połączenia synaptyczne, zła chemia mózgu? Ja widzę jeszcze nadzieję w "medytacji" i oobe które niestety są 100x łatwiejsze do osiągnięcia przez osoby zadowolone z życia ale próbuję dalej.. no i spotykaniu się z ludźmi jakby na siłę i wbrew sobie dlatego jakby ktoś miał ochotę zrobić coś niekonwencjonalnego wbrew fobii niech pisze na gg-może coś to da?mi chyba nic innego nie zostało-muszę się męczyć na tym świecie jeszcze dobrych kilka lat hehe, pozdr no chyba że któregoś ranka obudzę się normalny bez powodu
..przez te 5lat dużo myślałem o tym wszystkim, zaczęło się od "Boże co się dzieje z moim ciałem, mój mózg mnie zdradza!.." moze z 10 lat temu miałem zapowiadające to co dziś jest rzeczywistością powtarzające się smutne sny -powtarzający się motyw opuszczenia, braku kontaktu i uczuciu jakbym był w innym wymiarze, uwięziony pod lodem, o sukcesach nie dających satysfakcji i pustym "wylajtowaniu" którym coraz trudniej mi maskować lęk i to że zatrzymałem się w miejscu.. Robiłem różne rzeczy żeby wyrwać się z tego bagna, jeździłem w obce miejsca do obcych ludzi-niestety lęki chodziły za mną jak zły duch i po jakimś miesiącu kiedy "nawiązywałem połaczenia" z nowym miejscem lęki intensyfikowały się i zaczynało się od nowa, brałem prochy ale nic mi to nie dało a czułem się jeszcze gorzej jak bezradny frajer, może 3 lata temu zainteresowałem się "rozsądnymi elementami New Age" i oobe-i w tym widzę jakieś światełko jeszcze -ale wszystko to nie dało mi to czego oczekiwałem. Jeszcze pół roku temu kiedy zmieniłem środowisko - bo to dziwne "zabetonowanie" nie dawało mi spokoju -było gites. Wydawało mi się że będzie dobrze-dobry humor, gadka-szmatka, miłe rozmowy, coś się dzieje, luz-cieszyłem się z przełamywania jakiśtam barier-nowi ludzie słuchali mnie mam nadzieję z przyjemnością..teraz wszystko się zmieniło, zblakło, czuję pustkę, nie ma satysfakcjonującej rozmowy nie ma niczego. Ludzie podświadomie boją się mnie-te charakterystyczne czujne i przestraszone spojrzenia kiedy nie ma "lajtu" a jest fobia dobijają mnie. Wszystko wróciło po raz kolejny przyprawione przygnębieniem i tym ze czas niestety nie stoi w miejscu..zdaję sobie sprawę że inaczej odbieram rzeczywistość i jakość mojego życia jest żadna, teraz już nawet nie martwi mnie fobia-mogłaby być moim pluszakiem -ale jest już coś więcej- zmiany w osobowości, pogłębiające się poczucie kompletnego odcięcia od społeczeństwa mimo że studiuję i mijam się z ludźmi uczucie kompletnej pustki i to że moje życie jest zupelnie jałowe-płytkie radości, żadne libido, żadnego działania.. tylko momenty na plaży kiedy widzę zadowolonych uśmiechniętych ludzi, jędrne kobiece pośladki i seksowne piersi myślę sobię "czemu mnie tam z nimi nie ma, czemu nie sprawiam innym radości sobą?" Jestem dość przystojny, dużo osób dziwi się że nie mam dziewczyny-część myśli ze mogę być gejem, w tym mój ojciec poddaje w wątpliwość czy podobają mi się dziewczyny- mimo że mówiłem mu co ze mną nie tak..ten żal za zmarnowanym życiem chyba jest najgorszy, gdyby nie to coś co dowiedziałem się że nazywa się fobią spłeczną w mojej głowie miałbym wszystko co chciałbym mieć-miłość, radość, satysfakcję z życia-teraz nie mam prawie nic co ceniłbym i co miałoby dla mnie wartość.
Niestety przed ludźmi nie ma tajemnic wszyscy wiedzą wszystko o wszystkich na poziomie podświadomym-brzmi paranoicznie-ale każdy wyczuje że "coś jest nie tak" ile widziałem róznych reakcji w zależniości od tego jak się czułem-wszystko automatycznie-już nie wspomnę o męczących rozmowach, "ściane energetycznej",tym że ktoś się męczy w mojej obecności, że w "stresie" nie znajduję słów i nie mam ochoty romawiać-bywało też dobrze lub bardzo dobrze ale mało kiedy..Bez naturalności, radosnego spokojnego poczucia że sytuacja rozwija się sama nie ma -dla mnie przynajmniej- życia. Kilka razy poczułem co znaczy być "wyzwolonym" od tych męczących lęków i natrętnych myśli-chce się żyć, działać, rozmawiać-z tym balastem który mam/y nie ma to sensu, to gra nie fair, zmęczony jestem tym wszystkim a najbardziej prześladuje mnie to poczucie próżni, kiedyś miałem lęki ale coś się działo-teraz to wszystko jest inne-właśnie puste.. Już nie chce mi sie pisać o mojej jeszcze nadziei-oobe i dokładniej opisywać co ciekawego widziałem-moze innym razem-z takich ciekawostek raz po biofeedbacku(czyli koncentracja+placebo i raz(tylko raz) po MDMA(ecstasy) czułem się normalnie szedłem ulicą patrzyłem na ludzi normalnie nie na chodnik nikt nie odpowiadał mi przestraszonym wzrokiem, czułem się "jak inni" Po tych doświadczeniach mogę powiedzieć że jest mi przykro i jestem zażenowany tym co mnie otacza, że nie mogę robić tego co chcę, jakies idiotyczne niewidzialne bariery, jakość codziennego myślenia kontaktowania się z "rzeczywistością" jest żadna, już nie będę wspominał o typowych objawach-myślowych dziwoloągach, głupich reato jest już nudne i chyba każdy ma dość gadania o tym..
..w sumie nie wiem po co to piszę i tak nic nie zmieni to a Wy mi raczej nie pomożecie-lubię ludzi, przebywać z ludźmi, poznawać rozmawiać spędzać czas-ale cho***nie mnie to męczy i najwyraźniej boję się niestety bez wewnętrznej spójności nic nie będzie, rzucenie się w tzw. wir wydarzeń nic nie da jeżeli nie ma pozytywnej zwrotnej odpowiedzi z własnego mózgu a tego nie ma bardzo często jeżeli coś traktuje się jakby było na Marsie- to będzie na Marsie-nawet głupie chodzenie ulicą-tak mi się wydaję i to się sprawdza..Po normalnej rozmowie, przełamaniu "barier", po tym kiedy coś zrobię kiedy coś się dzieję co zapełni mi tę pustkę czuję się "tak jakby normalnie" ale szybko mi wracają wszystkie koszmary-czuję się znowu "zabetonowany" w "sobie" ..piszę też tego posta też dlatego że spotkałbym się z kimś kto jest "podobny" w ramach ćwiczeń z przełamywania schematów-bo co mi pozostało?-raczej ze znudzoną niczym dziewczyną w jakiś słoneczny dzień. Z chłopakami nie mam ochoty mnożyć złej energii a tak jest jak się spotka dwóch fobików jednej płci-zazwyczaj brak seksu, brak "czegoś" w rozmowie robi swoje i nic z tego nie wynika dobrego-brak satysfakcji-Zastanawiałem się czy nie pójść znów do psychiatry z tym wszystkim ale to chyba nie jest wyjście-szczęścia tam jak bułek w sklepie spozywczym nie kupię..słyszałem właśnie od psychiatry ze sam sobie nie poradzę z fobią społeczną -w końcu co mi jest?Mało serotoniny?Skopane połączenia synaptyczne, zła chemia mózgu? Ja widzę jeszcze nadzieję w "medytacji" i oobe które niestety są 100x łatwiejsze do osiągnięcia przez osoby zadowolone z życia ale próbuję dalej.. no i spotykaniu się z ludźmi jakby na siłę i wbrew sobie dlatego jakby ktoś miał ochotę zrobić coś niekonwencjonalnego wbrew fobii niech pisze na gg-może coś to da?mi chyba nic innego nie zostało-muszę się męczyć na tym świecie jeszcze dobrych kilka lat hehe, pozdr no chyba że któregoś ranka obudzę się normalny bez powodu