27 Maj 2011, Pią 9:33, PID: 255933
Witam. Na sam początek uprzedzę, że nie zamierzam popełniać samobójstwa, bo tytuł wątku może o tym świadczyć...
Mam fobię społeczną, depresję no i dda.
Teraz jestem maturzystką. Dajmy na to, że pójdę na studia do innego miasta. Z pewnością z nikim sie nie zaprzyjaźnię i tak jak teraz będe samotna. Tylko proszę o brak komentarzy typu: "Trzeba być optymistą, uda się". Wiem, że tak będzie. Bo kto chciałby przyjaźnić sie z takim odludkiem? Poza tym ja sama będe pewnie unikała wszelkich znajomości z oczywistych powodów.
Chciałabym w przyszłości mieć rodzinę, kochającego męża, dzieci ale kto mnie zechce? Żaden facet nie będzie chciał przesiadywać ze mną sam na sam, na pewno będzie chciał wychodzić do ludzi, znajomych. A poza tym ja nawet nie umiem pocałować się, przytulić do kogoś kto mi się podoba, to chyba wina dda. Do tego kogo obchodzi jakiś odludek i smutas, poważna osoba, małomówna i taka, która jest nudna i sprawia wrażenie gburowatej (bardzo rzadko żartuję, a pośród ludzi moje usta są wykrzywione w dół a ja nie umiem tego opanować i zrobić neutralną minę)?
Dajmy na to skończę jakoś studia, ale co dalej? Jak ja będe mogła skoncentrować się na pracy skoro będzie ona przez cały czas związana z kontaktem z ludźmi (np. praca w Banku)?
I po co mi to wszystko? Zeby klepać biedę tak jak teraz i siedzieć samotnie do końca życia w domu?
Ja nie mam nadziei na to, że wyjdę z tej **** fobii, depresji i dda. Chodzę do psychiatry na NFZ, której nie zależy na dobru pacjenta.
Do psychologa również, ale z każdą wizytą czuję się coraz gorzej.
Musiałam się trochę wyżalić, we mnie jest tylke maskowanego cierpienia że masakra. A ja nie potrafię przed nikim sie otworzyć i wyrzucić to z siebie, nawet pisanie na forum mi nie pomoże.
Aha, i jestem wierząca. Słyszałam o kimś takim jak psycholog katolicki i zamierzam poszukać takowego.
Mam fobię społeczną, depresję no i dda.
Teraz jestem maturzystką. Dajmy na to, że pójdę na studia do innego miasta. Z pewnością z nikim sie nie zaprzyjaźnię i tak jak teraz będe samotna. Tylko proszę o brak komentarzy typu: "Trzeba być optymistą, uda się". Wiem, że tak będzie. Bo kto chciałby przyjaźnić sie z takim odludkiem? Poza tym ja sama będe pewnie unikała wszelkich znajomości z oczywistych powodów.
Chciałabym w przyszłości mieć rodzinę, kochającego męża, dzieci ale kto mnie zechce? Żaden facet nie będzie chciał przesiadywać ze mną sam na sam, na pewno będzie chciał wychodzić do ludzi, znajomych. A poza tym ja nawet nie umiem pocałować się, przytulić do kogoś kto mi się podoba, to chyba wina dda. Do tego kogo obchodzi jakiś odludek i smutas, poważna osoba, małomówna i taka, która jest nudna i sprawia wrażenie gburowatej (bardzo rzadko żartuję, a pośród ludzi moje usta są wykrzywione w dół a ja nie umiem tego opanować i zrobić neutralną minę)?
Dajmy na to skończę jakoś studia, ale co dalej? Jak ja będe mogła skoncentrować się na pracy skoro będzie ona przez cały czas związana z kontaktem z ludźmi (np. praca w Banku)?
I po co mi to wszystko? Zeby klepać biedę tak jak teraz i siedzieć samotnie do końca życia w domu?
Ja nie mam nadziei na to, że wyjdę z tej **** fobii, depresji i dda. Chodzę do psychiatry na NFZ, której nie zależy na dobru pacjenta.
Do psychologa również, ale z każdą wizytą czuję się coraz gorzej.
Musiałam się trochę wyżalić, we mnie jest tylke maskowanego cierpienia że masakra. A ja nie potrafię przed nikim sie otworzyć i wyrzucić to z siebie, nawet pisanie na forum mi nie pomoże.
Aha, i jestem wierząca. Słyszałam o kimś takim jak psycholog katolicki i zamierzam poszukać takowego.