15 Paź 2008, Śro 17:25, PID: 78040
Witam
Jestem tu nowa i w sumie widzę, że takich jak ja jest więcej z czego się cieszę, bo widać nie tylko ja mam problem. Jednakże wolałabym też żeby takich ludzi nie było, żebym ja nie była taka jaka jestem.
Moje problemy zaczęły się chyba po liceum choć już w sumie w tamtym okresie chodziłam z innymi koleżankami na zabawy, bo uważałam, że tak trzeba....no i może troche też z przyjemności. Jednak nigdy nie miałam takiej prawdziwej koleżanki....zawsze byłam tą trzecią, która doczepiała się do innych....strasznie mnie to denerwowało, one miały swoje sekrety, o których rozmawiały, ale ja o nich nie wiedziałam...czułam się nieswojo w ich towarzystwie...niemal wyobrażałam sobie, że im przeszkadzam. Byłam po prostu sama....zawsze neutralna dla wszystkich i uśmiechająca się jak do bombki choinkowej. Kompletnie straciłam ochote wychodzić gdziekolwiek, bo po prostu nie miałam z kim. Dzięki Bogu mam rodzeństwo to mnie jeszcze ratuje....czasem z nimi gdzieś wyszłam, porozmawiałam. Kiedy poszłam na studia myślałam, że będzie lepiej....nowi ludzie, nowe znajomości. A tu nic....zero-znowu jestem trzecia. Mam tylko jedna koleżankę, z którą jako tako się dogaduje, zawsze z nią siedzę na zajęciach.... Z grupą nigdzie nie wychodzę, nie chce mi się, czuję, że do nich nie pasuję.....oni są szaleni, ja jestem nudna. Męczy mnie poczucie, ze do domu prawie zawsze wracam sama...widząc kogoś z uczelni na ulicy proszę Boga, żeby mnie nie zauważył, nie chcę znowu sztucznie się uśmiechać tak jakby nic się nie stało....mówić cześć pomimo tego, że nigdy z tą osobą nie rozmawiałam. Boję się ludzi....boję się, że jak podejdą to ugryzą lub spojrzą jak na dziwadło. Nie chodzi mi tu o zwykłych przechodniów, tylko o ludzi mi znanych lub takich, zktórymi mam bliższy kontakt. Do 20 lat nie miałam chłopaka, bałam się, że jeżeli kogoś pokocham to on mnie wyśmieje, powie, że jestem beznadziejna i brzydka...teraz mam...poznałam go grając w grę przez internet....nie wiem jak opisać co się stało, że jesteśmy razem, że zaufałam mu jak nikomu na świecie. Zdaję sobie sprawę, że człowiek ma większą śmiałość przez internet, po prostu wiem, że tak można....bardzo się kochamy i mimo tego, że nie mieszkamy blisko to cieszę się, że kogoś mam i że on ma mnie...On wie jaki jest mój problem, że nie lubię wychodzić, że nie mam koleżanek. Mam nadzieję, że On przyczyni się do tego iż wszystko zmieni się w moim życiu o 180 stopni.
Dodam też, że paraliżują mnie puste sklepy, w których jest tylko sprzedawca...może to głupie, ale jak mam do takiego wejść, w którym nie ma innych klientów to mnie paraliżuje strach. Myślę, że ten facet lub kobieta, którzy stoją za ladą ciągle patrzą się na to co robię, a jak podchodzą i pytają w czym pomóc to odburkuję ponure "nie dziękuję". Czasem specjalnie idę po mieście z zamiarem wchodzenia wszędzie gdzie będę chciała....taka forma terapii. Czasem działa, czasem nie.
To na tyle...zdaję sobie sprawę, że troche nieskładnie, ale niekoniecznie o to tu chodzi.
Jestem tu nowa i w sumie widzę, że takich jak ja jest więcej z czego się cieszę, bo widać nie tylko ja mam problem. Jednakże wolałabym też żeby takich ludzi nie było, żebym ja nie była taka jaka jestem.
Moje problemy zaczęły się chyba po liceum choć już w sumie w tamtym okresie chodziłam z innymi koleżankami na zabawy, bo uważałam, że tak trzeba....no i może troche też z przyjemności. Jednak nigdy nie miałam takiej prawdziwej koleżanki....zawsze byłam tą trzecią, która doczepiała się do innych....strasznie mnie to denerwowało, one miały swoje sekrety, o których rozmawiały, ale ja o nich nie wiedziałam...czułam się nieswojo w ich towarzystwie...niemal wyobrażałam sobie, że im przeszkadzam. Byłam po prostu sama....zawsze neutralna dla wszystkich i uśmiechająca się jak do bombki choinkowej. Kompletnie straciłam ochote wychodzić gdziekolwiek, bo po prostu nie miałam z kim. Dzięki Bogu mam rodzeństwo to mnie jeszcze ratuje....czasem z nimi gdzieś wyszłam, porozmawiałam. Kiedy poszłam na studia myślałam, że będzie lepiej....nowi ludzie, nowe znajomości. A tu nic....zero-znowu jestem trzecia. Mam tylko jedna koleżankę, z którą jako tako się dogaduje, zawsze z nią siedzę na zajęciach.... Z grupą nigdzie nie wychodzę, nie chce mi się, czuję, że do nich nie pasuję.....oni są szaleni, ja jestem nudna. Męczy mnie poczucie, ze do domu prawie zawsze wracam sama...widząc kogoś z uczelni na ulicy proszę Boga, żeby mnie nie zauważył, nie chcę znowu sztucznie się uśmiechać tak jakby nic się nie stało....mówić cześć pomimo tego, że nigdy z tą osobą nie rozmawiałam. Boję się ludzi....boję się, że jak podejdą to ugryzą lub spojrzą jak na dziwadło. Nie chodzi mi tu o zwykłych przechodniów, tylko o ludzi mi znanych lub takich, zktórymi mam bliższy kontakt. Do 20 lat nie miałam chłopaka, bałam się, że jeżeli kogoś pokocham to on mnie wyśmieje, powie, że jestem beznadziejna i brzydka...teraz mam...poznałam go grając w grę przez internet....nie wiem jak opisać co się stało, że jesteśmy razem, że zaufałam mu jak nikomu na świecie. Zdaję sobie sprawę, że człowiek ma większą śmiałość przez internet, po prostu wiem, że tak można....bardzo się kochamy i mimo tego, że nie mieszkamy blisko to cieszę się, że kogoś mam i że on ma mnie...On wie jaki jest mój problem, że nie lubię wychodzić, że nie mam koleżanek. Mam nadzieję, że On przyczyni się do tego iż wszystko zmieni się w moim życiu o 180 stopni.
Dodam też, że paraliżują mnie puste sklepy, w których jest tylko sprzedawca...może to głupie, ale jak mam do takiego wejść, w którym nie ma innych klientów to mnie paraliżuje strach. Myślę, że ten facet lub kobieta, którzy stoją za ladą ciągle patrzą się na to co robię, a jak podchodzą i pytają w czym pomóc to odburkuję ponure "nie dziękuję". Czasem specjalnie idę po mieście z zamiarem wchodzenia wszędzie gdzie będę chciała....taka forma terapii. Czasem działa, czasem nie.
To na tyle...zdaję sobie sprawę, że troche nieskładnie, ale niekoniecznie o to tu chodzi.