23 Mar 2023, Czw 0:24, PID: 867681
Chciałabym podzielić się swoim doświadczeniem i przemyśleniem.
Na początek nakreślę moją sytuację. Jestem DDA. Przez zle wspomnienia z dzieciństwa mam spory problem z emocjami, jeszcze większy ze stabilnością i relacjami z innymi.
Parę lat temu nauczylam się pomagać sobie w trudnych chwilach alkoholem. Jakoś to było, do czasu, aż popłynęłam za daleko (jakieś 3 miesiące temu). Krótko mówiąc, nawaliłam się tak, że zadzwoniłam, w ataku złości i rozpaczy, do ojca (alkoholika).
Naprzemian krzyczałam do słuchawki że go nienawidzę, wypominając złe rzeczy i przepraszałam za to, co mówię. Takich rozmów, w których jestem pijana i wypominam różne sytuacje z mojego dzieciństwa, kilka mieliśmy już za sobą , ale tym razem musiałam powiedzieć coś, co miało jakieś większe znaczenie, bo przyjechał po mnie, w środku nocy, prawie 300km (mieszkałamw innym mieście) i pijaniutką zabral do domu.
Następnego dnia odbyliśmy poważną rozmowę o tym, co się wydarzyło i dlaczego. Mimo tego że jestem już dorosłym człowiekiem i rozumiem, że kiedyś on nawet w minimum nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie krzywdził, i że poniekąd rozumiem jego picie, wciąż miewam te same koszmary co wtedy, gdy chodziłam do szkoły podstawowej. Mimo zrozumienia, emocje emocjami. Wciąż czuję ten sam lęk i napięcie.
Ale bardzo zaskoczyła mnie jego odpowiedź na to. Ojciec powiedział tak "ja teraz, jak widzę co robisz, jak dzwonisz pijana albo nie odbierasz w ogóle telefonu, to dopiero rozumiem, ile nerwów musiałem wszystkim napsuć ".
Powiedział, że wie, że nigdy nie był dobrym ojcem. Że rozumie, że brakowało nam zawsze takiego "poklepania po plecach", za dużo było krzyków i zwykłego niedbalstwa. I że on chce choć trochę ten czas nadrobić . No i tak niby przez ostatnie tygodnie "nadrabialiśmy". Rzuciłam studia i zostałamu u rodziców na "odwyku". Pomagałam mu w remoncie, robiliśmy eksperymenty w kuchni, bo oboje lubimy gotować. Generalnie - było całkiem normalnie.
Teraz znów zapił, kilka dni temu. Nie mam pojęcia, co w tej chwili mogło go do tego skłonić..
Ciąży mi bardzo uczucie takiej.. nie wiem, niemożności. Trochę też poczucie winy i odpowiedzialności- może mogłam być dla niego milsza? A może nie chodzi o to jaka jestem dla niego, tylko po prostu jest mu wstyd za mnie (mimo wcześniejszych słów).
Jak jeszcze byłam dzieckiem, to ojciec zawsze starał się mnie przekupić czymś żebym tylko nie mówiła mamie że widziałam jak on pije piwo. Za każdym razem obiecywał, że "tak to się nie skończy".A zawsze, rzecz jasna, było jak zawsze - łapał ciąg, no i różne rzeczy się działy. Do jego obietnic więc niby przywykłam . Ale i tak jest mi przykro, bo tym razem, po tych wszystkich ostatnich "dorosłych" rozmowach i obietnicach, wszystko wydawało się być innym. No ale jest jak jest.
Nigdy nie potrafiłam określić swojego stosunku do ojca. Wiem że właśnie ta niemoc była dla mnie dużą przeszkodą w ułożeniu sobie wszystkiego w głowie w "czasie dojrzewania". Zawsze chciałam móc czuć tylko nienawiść, bo tak byłoby najłatwiej. Ale gdy nie pił to nie był zly. Dlatego wewnętrznie jakby ten temat "pomijałam".
Ale teraz będąc dorosłą widzę, że nie da się takich spraw jak stosunki z rodzicem mentalnie przeskoczyć. Żeby móc pójść dalej trzeba się cofnąć i to poukładać.
Czuję wstyd, bo czuję się taką 28letnią dziewczynką. I jest mi przykro.
Na początek nakreślę moją sytuację. Jestem DDA. Przez zle wspomnienia z dzieciństwa mam spory problem z emocjami, jeszcze większy ze stabilnością i relacjami z innymi.
Parę lat temu nauczylam się pomagać sobie w trudnych chwilach alkoholem. Jakoś to było, do czasu, aż popłynęłam za daleko (jakieś 3 miesiące temu). Krótko mówiąc, nawaliłam się tak, że zadzwoniłam, w ataku złości i rozpaczy, do ojca (alkoholika).
Naprzemian krzyczałam do słuchawki że go nienawidzę, wypominając złe rzeczy i przepraszałam za to, co mówię. Takich rozmów, w których jestem pijana i wypominam różne sytuacje z mojego dzieciństwa, kilka mieliśmy już za sobą , ale tym razem musiałam powiedzieć coś, co miało jakieś większe znaczenie, bo przyjechał po mnie, w środku nocy, prawie 300km (mieszkałamw innym mieście) i pijaniutką zabral do domu.
Następnego dnia odbyliśmy poważną rozmowę o tym, co się wydarzyło i dlaczego. Mimo tego że jestem już dorosłym człowiekiem i rozumiem, że kiedyś on nawet w minimum nie zdawał sobie sprawy z tego, jak bardzo mnie krzywdził, i że poniekąd rozumiem jego picie, wciąż miewam te same koszmary co wtedy, gdy chodziłam do szkoły podstawowej. Mimo zrozumienia, emocje emocjami. Wciąż czuję ten sam lęk i napięcie.
Ale bardzo zaskoczyła mnie jego odpowiedź na to. Ojciec powiedział tak "ja teraz, jak widzę co robisz, jak dzwonisz pijana albo nie odbierasz w ogóle telefonu, to dopiero rozumiem, ile nerwów musiałem wszystkim napsuć ".
Powiedział, że wie, że nigdy nie był dobrym ojcem. Że rozumie, że brakowało nam zawsze takiego "poklepania po plecach", za dużo było krzyków i zwykłego niedbalstwa. I że on chce choć trochę ten czas nadrobić . No i tak niby przez ostatnie tygodnie "nadrabialiśmy". Rzuciłam studia i zostałamu u rodziców na "odwyku". Pomagałam mu w remoncie, robiliśmy eksperymenty w kuchni, bo oboje lubimy gotować. Generalnie - było całkiem normalnie.
Teraz znów zapił, kilka dni temu. Nie mam pojęcia, co w tej chwili mogło go do tego skłonić..
Ciąży mi bardzo uczucie takiej.. nie wiem, niemożności. Trochę też poczucie winy i odpowiedzialności- może mogłam być dla niego milsza? A może nie chodzi o to jaka jestem dla niego, tylko po prostu jest mu wstyd za mnie (mimo wcześniejszych słów).
Jak jeszcze byłam dzieckiem, to ojciec zawsze starał się mnie przekupić czymś żebym tylko nie mówiła mamie że widziałam jak on pije piwo. Za każdym razem obiecywał, że "tak to się nie skończy".A zawsze, rzecz jasna, było jak zawsze - łapał ciąg, no i różne rzeczy się działy. Do jego obietnic więc niby przywykłam . Ale i tak jest mi przykro, bo tym razem, po tych wszystkich ostatnich "dorosłych" rozmowach i obietnicach, wszystko wydawało się być innym. No ale jest jak jest.
Nigdy nie potrafiłam określić swojego stosunku do ojca. Wiem że właśnie ta niemoc była dla mnie dużą przeszkodą w ułożeniu sobie wszystkiego w głowie w "czasie dojrzewania". Zawsze chciałam móc czuć tylko nienawiść, bo tak byłoby najłatwiej. Ale gdy nie pił to nie był zly. Dlatego wewnętrznie jakby ten temat "pomijałam".
Ale teraz będąc dorosłą widzę, że nie da się takich spraw jak stosunki z rodzicem mentalnie przeskoczyć. Żeby móc pójść dalej trzeba się cofnąć i to poukładać.
Czuję wstyd, bo czuję się taką 28letnią dziewczynką. I jest mi przykro.