29 Gru 2011, Czw 19:36, PID: 286049
To chyba jeden z najważniejszych symptomów fobii społecznej. Temat wałkowany pewnie już setki razy ale.. w moim przypadku to właśnie samotność, bycie tylko i wyłącznie ze sobą, jest czymś, z czym przestaję sobie radzić. Odkąd wyjechałem do Anglii nie mam już nikogo, bo wcześniej byli przynajmniej koledzy od piwa itp. Tu definicję samotności poznaję na nowo. Nie mam już sił.. tak bardzo potrzebuję kogoś (jestem hetero, więc chodzi o kobietę), że oddałbym nerkę za to. A może nawet obie.. Wiem, że umarł bym szybko ale lepsze 10 z kimś niż całe życie sam.
Nie mam żadnego pomysłu na poznanie kogoś. Zagadanie do fajnej dziewczyny na ulicy czy gdziekolwiek graniczy z cudem. Zresztą o jakim zagadaniu w ogóle mowa.. Najprawdopodobniej nie dałbym rady wykrztusić z siebie choćby jednego słowa.
Zaczynam się poważnie bać, bo mechanizmy obronne wyczerpałem już dawno, a życie świecie nierealnym przestało dawać ukojenie..
Co będzie dalej? Schizofreniczna izolacja? A może w końcu cios ostateczny.. Żyletki, pociąg lub 10 piętro...
Nie mam żadnego pomysłu na poznanie kogoś. Zagadanie do fajnej dziewczyny na ulicy czy gdziekolwiek graniczy z cudem. Zresztą o jakim zagadaniu w ogóle mowa.. Najprawdopodobniej nie dałbym rady wykrztusić z siebie choćby jednego słowa.
Zaczynam się poważnie bać, bo mechanizmy obronne wyczerpałem już dawno, a życie świecie nierealnym przestało dawać ukojenie..
Co będzie dalej? Schizofreniczna izolacja? A może w końcu cios ostateczny.. Żyletki, pociąg lub 10 piętro...