20 Cze 2008, Pią 7:51, PID: 28691
juz nikomu nie moge sie wyzalic nawet, blagam ludzie zaakceptujcie mnie chociaz jestem niczym niewyrozniajaca sie.. mam tyle checi zeby sie zapier.. schlac, pociac, rzucic z tego balkonu... wrocilam do starych czasow, kiedy to nie mialam nikogo oprocz kompa, kiedy wykrzywialam sobie kregoslup siedzac cala sobote w pizamie na necie, gdzie swobodnie moglam z ludzmi pogadac. nienawidze tego uczucia, dlaczego mnie to spotkalo? spac nie moge, lez mi brakuje, caly czas zmeczona zyciem jestem.. ludzie ktorzy zapewniali ze sie o mnie martwia, tak zwani przyjaciele.. odwrocili sie slyszac ze wciagnelam sie w gowno. dlaczego pisze w liczbie mnogiej? przyjaciol nigdy nie mialam, jest to jedna osoba. ktora za przyjaciela uwazalam. nie potrzebuje pomocy typu odwyk. ja tylko wsparcia.. jakiegokolwiek.. ja sama dam rade.. choc na mozgu rysa nie do zagojenia powstanie.. ja tylko z fobia chcialam walczyc.. ja chcialam byc jak oni. jak osoba ktora kocham .. kocham go, ale nie moge z nim byc. nie zasluguje na niego, bo sam ma problemy i mnie w to wciagnal. jak ja mam tego sluchac? robic cos wbrew sobie? zalamka..