23 Lis 2012, Pią 15:35, PID: 325764
Witam wszystkich! To mój pierwszy post na tym forum. Piszę tutaj bo jestem w sytuacji,z której nie wiem jak wyjść,tzn.jak w temacie,moja partnerka ma socjofobię,jesteśmy ze sobą od czterech lat,kocham ją do szaleństwa(mam nadzieje że z wzajemnością Ponad rok temu przeprowadziliśmy sie do innego miasta,mamy tu mieszkanie,ja pracuję. Natomiast niestety moja partnerka nie potrafi się przemóc jesli chodzi o poszukiwanie pracy. Ciężko jest,ja nie zarabiam dużo,nie możemy sobie na zbyt wiele pozwolić. Po przyjeździe tutaj co prawda złożyła chyba ze cztery podania,ale nikt nie oddzwonił. Od tamtej pory już nie szukała pracy. Często rozmawiamy,tak naprawdę to ja "zdiagnozowałem" u niej fobię,przedtem jakoś nikt-nawet poprzedni partner-nie podjął tematu. Wiem jak bardzo jest jej ciężko,widzę to. Wyjście na zakupy stanowi problem. Raz przeraziłem się,kiedy powiedziała mi,że ja pewnie kiedyś tego nie wytrzymam,i zostawię ją... To było przykre. Nie zrobię tego,zbyt mocno ja kocham i nie wyobrażam sobie życia bez niej. Chce robić wszystko,żebyśmy sobie wspólnie poradzili z tym problemem,tylko niestety tak konkretnie to nie wiem jak to zrobić... Ciągle staram się mówić jej same dobre rzeczy,mówię jaka jest dla mnie ważna i że bez niej pewnie zarósłbym brudem. Zawsze chciała mieć psa-boksera,teraz we trójkę chodzimy na spacery Ona w sumie chwilami wydaje się ze nie ma żadnego problemu,jest towarzyska,ma sporo znajomych,lubi się bawić i tańczyć,wtedy może być w centrum uwagi,i wcale jej to nie przeszkadza. Natomiast życie codzienne,tzn.urzędy,kolejki,zatłoczone autobusy,nawet publiczna toaleta,odebranie telefonu od nieznajomego itd jest dużym problemem. Staram się ją motywować,ale ona zawsze ze łzami w oczach mówi,że nie ma na siebie pomysłu i nie wie co robić dalej,choć doskonale zdaje sobie sprawę z tego,że musi iść do pracy. Ja wtedy mam takie poczucie beznadziejności,bo czuję się bezradny... Choć jestem absolutnym optymistą i widzę naszą przyszłość w pięknych barwach,to w tej chwili nie wiem co robić... Gdybym tylko umiał,to schroniłbym ją w swoich ramionach przed całym tym brutalnym światem,w którym ona jest jak taki delikatny kwiat,który tak łatwo zniszczyć.. Niestety,wiem,że prędzej czy później będzie musiała iść do pracy,bo sobie nie poradzimy. Ktoś potrafi mi coś doradzić? Może robię coś nie tak? Jak sobie z tym poradzić? Terapia chyba odpada,kiedyś chodziła do psychiatry,ale uparcie twierdzi,że z nią zaden terapeuta sobie nie poradzi. Pozdrawiam wszystkich!