15 Wrz 2013, Nie 5:00, PID: 363453
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Wrz 2013, Nie 5:33 przez L02B03W1990.)
Troche to glupie, ale od kilku lat strasznie spinam sie gdy mam podejsc do tablicy i zrobic jakies zadanie. Wyjsc na srodek i przemawiac na jakis temat- pfu, jakos to przezyje. Ale gdy w perspektywie jest isc do tablicy i na niej cos bazgrolic to pojawia sie autentyczna panika. Serce bije coraz szybciej, miesnie sa coraz bardziej spiete... nie mdleje, ale nawet laik zauwazy ze cos ze mna nie tak (a to okropna perspektywa dla mnie).
Przez pierwsze lata fobii nie mialem wielkich problemow z tablica. Wlasciwie to jest dziwna sprawa z ta moja fobia, przykladowo x lat temu panikowalem jak miales isc do sklepu a nie panikowalem przy tablicy, teraz nie panikuje w sklepie tylko przed tablica Paranoja! W kazdym badz razie, unikam tablicy od kilku lat bo perspektywa ze klasa/grupa osob/ktos dostrzeze ze ja, pan X, jestem baaardzo niepewny (nienormalny)... pfu, dla fobika nie ma chyba nic bardziej upokarzajacego. Z tego tez powodu zawalilem rok temu matme na studiach; gosc bral do tablicy, wiec ja nie chodzilem na lekcje ops:
Sek w tym, ze juz nie mam marginesu bledu (chocby z powodow finansowych). Zdac musze teraz i wszystko, musze wiec chodzic w miare regularnie na lekcje. I tu pojawia sie problem, ale nie z matematyka (inny nauczyciel), tylko z inna sygnatura. Krotko mowiac, bedzie duzo praktyk zadawanych do domu i rownie duzo wychodzenia do tablicy o czym zreszta mowil sam nauczyciel w tym tygodniu.
Mnie to na pewno nie ominie, potrzebuje wiec rady; ma ktos jakis sposob na temporalne oslabianie zewnetrznych objawow fobii (ataki paniki). Znaczy- panikuje jak musze To zrobic, ale musze To zrobic- jak wiec sprawic aby atak paniki byl lagodniejszy, jak go lepiej kontrolowac (chodzi mi o symptomy zewnetrzne; drzenie rak, sztywny kark, miekkie nogi... i te sprawy)? Ma ktos jakis pomysl czy jestem stracony?
P.S
Tylko nie piszcie mi o dobrym przygotowaniu sie do klasy. Umiem czy nie umiem dane zadanie rozwiazac, dla mojej fobii to bez roznicy.
Przez pierwsze lata fobii nie mialem wielkich problemow z tablica. Wlasciwie to jest dziwna sprawa z ta moja fobia, przykladowo x lat temu panikowalem jak miales isc do sklepu a nie panikowalem przy tablicy, teraz nie panikuje w sklepie tylko przed tablica Paranoja! W kazdym badz razie, unikam tablicy od kilku lat bo perspektywa ze klasa/grupa osob/ktos dostrzeze ze ja, pan X, jestem baaardzo niepewny (nienormalny)... pfu, dla fobika nie ma chyba nic bardziej upokarzajacego. Z tego tez powodu zawalilem rok temu matme na studiach; gosc bral do tablicy, wiec ja nie chodzilem na lekcje ops:
Sek w tym, ze juz nie mam marginesu bledu (chocby z powodow finansowych). Zdac musze teraz i wszystko, musze wiec chodzic w miare regularnie na lekcje. I tu pojawia sie problem, ale nie z matematyka (inny nauczyciel), tylko z inna sygnatura. Krotko mowiac, bedzie duzo praktyk zadawanych do domu i rownie duzo wychodzenia do tablicy o czym zreszta mowil sam nauczyciel w tym tygodniu.
Mnie to na pewno nie ominie, potrzebuje wiec rady; ma ktos jakis sposob na temporalne oslabianie zewnetrznych objawow fobii (ataki paniki). Znaczy- panikuje jak musze To zrobic, ale musze To zrobic- jak wiec sprawic aby atak paniki byl lagodniejszy, jak go lepiej kontrolowac (chodzi mi o symptomy zewnetrzne; drzenie rak, sztywny kark, miekkie nogi... i te sprawy)? Ma ktos jakis pomysl czy jestem stracony?
P.S
Tylko nie piszcie mi o dobrym przygotowaniu sie do klasy. Umiem czy nie umiem dane zadanie rozwiazac, dla mojej fobii to bez roznicy.