08 Lut 2013, Pią 15:13, PID: 338260
Cześć, jestem tu nowa, postanowiłam się wpisać i podzielić z wami moimi zmaganiami.
Całej historii życia raczej nie będę przedstawić, chyba że w innym wątku, natomiast tutaj chciałam poruszyć temat pracy. Czy są tu osoby, które z powodu fobii/lęków/depresji itd. rzuciły pracę? Ja niestety zrezygnowałam z dwóch prac (jestem nauczycielem, dotychczas było bardzo ciężko wykonywać ten zawód z lękiem społecznym, ciągłym wrażeniem, że ktoś na ciebie patrzy, napięciem itd.ale jakimś cudem dawałam radę). Teraz coś we mnie pękło, mimo że generalnie robię duże postępy w pracy nad sobą, to teraz jakby sinusoida się zaczęła tworzyć, lęki się tak nasiliły, że zrezygnowałam z pracy, którą bardzo ceniłam i gdzie dużo zarabiałam. Jedyne co mi zostało to korepetycje w domu, choć jak mam gorszy stan, tak jak teraz to i to jest dla mnie wyzwaniem. Mój chłopak, z którym mieszkam i jestem razem wiele lat, jest bardzo wyrozumiały i akceptujący, cały czas powtarza, że damy radę żyć z jego pensji. Ale ja i tak czuję się winna, wiem, że nikt z zewnątrz by tego nie zrozumiał, np. jego czy moja rodzina, bo mimo że w jakimś stopniu zdają sobie sprawę ze specyfiki problemów, z którymi zmagam się od lat, to chyba nie zdają sobie sprawy, jak źle teraz jest ze mną. Pomijając finanse, najgorsze jest to, że tak naprawdę jeszcze gorzej się z tym wszystkim czuję. Cały czas pojawiają się myśli, że skoro dotychczas nawet przy silnych objawach, atakach paniki, dawałam radę i jakoś to było, to i teraz bym dała. Ale gdy się wycofywałam, nic innego się nie liczyło, tylko ulga, że już nie będę musiała wystawiać się na ekspozycję. Tak naprawdę pracę utrudniał mi chorobliwy perfekcjonizm, który nasilał się masakrycznie przy przygotowywaniu zajęć i prowadzeniu lekcji (w znaczeniu chorobowym, a nie potocznym jeśli ktoś wie, co mam na myśli- wszystko albo nic, prokrastynacja, wizja, że lepiej niczego nie robić niż by to miało być niedoskonałe itd.). Mam pytanie, jak sobie radziliście po rzuceniu pracy? Czy wasza samoocena spadła jeszcze niżej? i wreszcie, z czego żyjecie? Mój chłopak cały czas powtarza, że najważniejsze jest moje zdrowie, a nie pieniądze i to jest w sumie prawda, bo wcześniej zarabiałam dużo a i tak nie wydawałam tych pieniędzy, bo nie wychodziłam z domu, nic mnie nie cieszyło, żadne tam zakupy, ubrania itd. Ale z drugiej strony opłaty trzeba robić, żyć z czegoś. Jak sobie radzicie/radziliście?
Całej historii życia raczej nie będę przedstawić, chyba że w innym wątku, natomiast tutaj chciałam poruszyć temat pracy. Czy są tu osoby, które z powodu fobii/lęków/depresji itd. rzuciły pracę? Ja niestety zrezygnowałam z dwóch prac (jestem nauczycielem, dotychczas było bardzo ciężko wykonywać ten zawód z lękiem społecznym, ciągłym wrażeniem, że ktoś na ciebie patrzy, napięciem itd.ale jakimś cudem dawałam radę). Teraz coś we mnie pękło, mimo że generalnie robię duże postępy w pracy nad sobą, to teraz jakby sinusoida się zaczęła tworzyć, lęki się tak nasiliły, że zrezygnowałam z pracy, którą bardzo ceniłam i gdzie dużo zarabiałam. Jedyne co mi zostało to korepetycje w domu, choć jak mam gorszy stan, tak jak teraz to i to jest dla mnie wyzwaniem. Mój chłopak, z którym mieszkam i jestem razem wiele lat, jest bardzo wyrozumiały i akceptujący, cały czas powtarza, że damy radę żyć z jego pensji. Ale ja i tak czuję się winna, wiem, że nikt z zewnątrz by tego nie zrozumiał, np. jego czy moja rodzina, bo mimo że w jakimś stopniu zdają sobie sprawę ze specyfiki problemów, z którymi zmagam się od lat, to chyba nie zdają sobie sprawy, jak źle teraz jest ze mną. Pomijając finanse, najgorsze jest to, że tak naprawdę jeszcze gorzej się z tym wszystkim czuję. Cały czas pojawiają się myśli, że skoro dotychczas nawet przy silnych objawach, atakach paniki, dawałam radę i jakoś to było, to i teraz bym dała. Ale gdy się wycofywałam, nic innego się nie liczyło, tylko ulga, że już nie będę musiała wystawiać się na ekspozycję. Tak naprawdę pracę utrudniał mi chorobliwy perfekcjonizm, który nasilał się masakrycznie przy przygotowywaniu zajęć i prowadzeniu lekcji (w znaczeniu chorobowym, a nie potocznym jeśli ktoś wie, co mam na myśli- wszystko albo nic, prokrastynacja, wizja, że lepiej niczego nie robić niż by to miało być niedoskonałe itd.). Mam pytanie, jak sobie radziliście po rzuceniu pracy? Czy wasza samoocena spadła jeszcze niżej? i wreszcie, z czego żyjecie? Mój chłopak cały czas powtarza, że najważniejsze jest moje zdrowie, a nie pieniądze i to jest w sumie prawda, bo wcześniej zarabiałam dużo a i tak nie wydawałam tych pieniędzy, bo nie wychodziłam z domu, nic mnie nie cieszyło, żadne tam zakupy, ubrania itd. Ale z drugiej strony opłaty trzeba robić, żyć z czegoś. Jak sobie radzicie/radziliście?