31 Maj 2014, Sob 12:38, PID: 394502
Kilka dni temu podzieliłem się z bezdomnym kanapką i trochę sobie pogadaliśmy o życiu (traktowałem go jako kogoś dużo ,,niższego", ,,gorszego" dlatego miałem odwagę z nim rozmawiać i nie zależało mi na jego akceptacji - nie polecam jednak tej techniki). Wpadł mi do głowy kolejny osobliwy pomysł. A gdyby tak zaakceptować swoją chorobliwą nieśmiałość i pozwolić wszystkim cierpieniom zniknąć. Nie walczyć, nie zmuszać się do niczego. Wstydzę się zapisać na sztuki walki? - walić to, czy ktoś mnie do tego zmusza? Wstydzę się iść na imprezę? - to nie pójdę, poczytam książkę. Jestem samotny? - i co z tego, skupię się na życiu z samym sobą. Że boję się iść do pracy? - jak skończy się szkoła i rodzice każą mi dorzucać się do czynszu albo będę chciał kupić sobie coś do jedzenia to będę zmuszony znaleźć sobie źródło utrzymania. Czy to mi się podoba czy nie.
Nie potrzebuję wiele do życia. Wręcz bardzo niewiele. Mogę zrezygnować z TV i internetu czy myć się raz w tygodniu. Mam tylko trzy potrzeby: mieć co jeść, mieć gdzie spać i biegać. Moją pasją jest bieganie. Gdy hulam po lesie nikt mnie nie widzi, czuję się wolny, przez ten moment znikają wszystkie problemy. Mam wtedy wszystko czego potrzebuję. Więc spędzę swoje życie na bieganiu. Zostanę odludkiem, ubogim pustelnikiem. Nie założę rodziny, będę się utrzymywał z lichej pensyjki. Nie będę zabiegał o znajomości. Odrzucę wszystkie marzenia i rzeczy które ,,muszę" osiągnąć.
Odrzucić wszystkie przywiązania, nawyki, to co ,,powinno się robić bo społeczeństwo tego oczekuje". Mieć gdzieś społeczeństwo i ich światopogląd, ich rozrywki, dążenia, a w końcu (mam nadzieję) to co ktoś o mnie myśli. Nie interesować się pieniędzmi. Robić to, na co ma się ochotę (nie krzywdząc przy tym innych) i do niczego się nie zmuszać.
Mam wrażenie że to jakaś filozofia buntu.
Nie potrzebuję wiele do życia. Wręcz bardzo niewiele. Mogę zrezygnować z TV i internetu czy myć się raz w tygodniu. Mam tylko trzy potrzeby: mieć co jeść, mieć gdzie spać i biegać. Moją pasją jest bieganie. Gdy hulam po lesie nikt mnie nie widzi, czuję się wolny, przez ten moment znikają wszystkie problemy. Mam wtedy wszystko czego potrzebuję. Więc spędzę swoje życie na bieganiu. Zostanę odludkiem, ubogim pustelnikiem. Nie założę rodziny, będę się utrzymywał z lichej pensyjki. Nie będę zabiegał o znajomości. Odrzucę wszystkie marzenia i rzeczy które ,,muszę" osiągnąć.
Odrzucić wszystkie przywiązania, nawyki, to co ,,powinno się robić bo społeczeństwo tego oczekuje". Mieć gdzieś społeczeństwo i ich światopogląd, ich rozrywki, dążenia, a w końcu (mam nadzieję) to co ktoś o mnie myśli. Nie interesować się pieniędzmi. Robić to, na co ma się ochotę (nie krzywdząc przy tym innych) i do niczego się nie zmuszać.
Mam wrażenie że to jakaś filozofia buntu.