21 Wrz 2013, Sob 15:54, PID: 364649
Cześć.
Jestem Arek, mam 18 lat
Mój problem pewnie był już poruszany, albo ktoś miał podobny. Mimo to postanowiłem założyć oddzielny temat, opisać dokładnie co i jak.
Od początku: jestem osobą nieśmiałą, nie mam FS. Tak sądzę. Skąd ten wniosek? No więc...
Gdy jestem w szkole, potrafię rozmawiać z dużymi grupami osób, z każdym. Czasem nawet ja nakręcam rozmowę i chyba mi to wychodzi. Lubię postać sobie w miejscu publicznym, "pokazać się". Ale bywają i gorsze dni gdy przejście korytarzem między ludźmi sprawia mi problem, mam niepewny krok, czuję jak wszyscy mnie obserwują, jednak pracuję nad swoją pewnością siebie.
Do sedna.
Rok temu bylem z pewną dziewczyną. Trwało to może z miesiąc. Taki sobie związek, po prostu, ale było fajnie. To ona wyszła z inicjatywą ale w sumie podobała mi się, ja jej, czego chcieć więcej. No właśnie, i tu zaczynają się schody. Nagle po 3-4 tygodniach odwidziało mi się, przestałem do niej cokolwiek czuć, odsunąłem się od niej. Ona cierpiała, a mi sprawiało to "przyjemność". Może nie do końca przyjemność ale chciałem się uwolnić z tej relacji. Po prostu chciałem znowu być wolny. Zerwałem z nią, ona prosiła, ja twardo, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. I tak się skończyło. Nie tęskniłem, nie żałowałem, nic.
Jakiś czas później... poznałem kolejną dziewczynę. Znów to ona wyszła z inicjatywą. Ma fajny charakter, jest ładna, mój typ. No to spróbujmy. Tym razem półtora miesiąca w związku. Z czego ostatnie 2 tygodnie było męczarnią dla mnie, bo miałem to samo co z tamtą, ale myślałem, że mi przejdzie. Nie przeszło. Zerwałem z nią. Nie żałowałem, nie tęskniłem. Bolało mnie tylko to, że nic nie czuję.
Do teraz pojawiło się kilka dziewczyn, do jednej nawet sam wystrzeliłem, wszystko zmierzało ku dobremu, no ale... no właśnie.
Boli mnie też to, że z obserwacji moich rówieśników zauważyłem, że dużo rzeczy ich cieszy, mają pasje, dużo znajomych, planują, bawią się.
A ja - nic. Ćwiczę na siłowni, lubię sport - ale to już bardziej przyzwyczajenie niż pasja. Nie mam w sobie negatywnych emocji, ALE NIE MAM TEŻ POZYTYWNYCH. Wiem, że to co teraz powiem jest okrutne, ale nawet po śmierci babci, z którą miałem bardzo dobry kontakt, nie czułem jakiegoś bólu wewnątrz. I zaczyna mnie to męczyć. Chcę być inny, normalny.
2 miesiące temu poznałem dziewczynę, wspaniała, dogadujemy się, trochę czasu spędzamy razem, ale ja już czuję, że nadchodzi ten moment. Nie chodzi o to, że znudziła mi się, wcale tak nie jest. Po prostu powoli staję mi się obojętna i nie wiem czemu tak jest. To nie jest normalne. Wiem, że potrzebuję pomocy.
pozdrawiam
Jestem Arek, mam 18 lat
Mój problem pewnie był już poruszany, albo ktoś miał podobny. Mimo to postanowiłem założyć oddzielny temat, opisać dokładnie co i jak.
Od początku: jestem osobą nieśmiałą, nie mam FS. Tak sądzę. Skąd ten wniosek? No więc...
Gdy jestem w szkole, potrafię rozmawiać z dużymi grupami osób, z każdym. Czasem nawet ja nakręcam rozmowę i chyba mi to wychodzi. Lubię postać sobie w miejscu publicznym, "pokazać się". Ale bywają i gorsze dni gdy przejście korytarzem między ludźmi sprawia mi problem, mam niepewny krok, czuję jak wszyscy mnie obserwują, jednak pracuję nad swoją pewnością siebie.
Do sedna.
Rok temu bylem z pewną dziewczyną. Trwało to może z miesiąc. Taki sobie związek, po prostu, ale było fajnie. To ona wyszła z inicjatywą ale w sumie podobała mi się, ja jej, czego chcieć więcej. No właśnie, i tu zaczynają się schody. Nagle po 3-4 tygodniach odwidziało mi się, przestałem do niej cokolwiek czuć, odsunąłem się od niej. Ona cierpiała, a mi sprawiało to "przyjemność". Może nie do końca przyjemność ale chciałem się uwolnić z tej relacji. Po prostu chciałem znowu być wolny. Zerwałem z nią, ona prosiła, ja twardo, że nie chce mieć z nią nic wspólnego. I tak się skończyło. Nie tęskniłem, nie żałowałem, nic.
Jakiś czas później... poznałem kolejną dziewczynę. Znów to ona wyszła z inicjatywą. Ma fajny charakter, jest ładna, mój typ. No to spróbujmy. Tym razem półtora miesiąca w związku. Z czego ostatnie 2 tygodnie było męczarnią dla mnie, bo miałem to samo co z tamtą, ale myślałem, że mi przejdzie. Nie przeszło. Zerwałem z nią. Nie żałowałem, nie tęskniłem. Bolało mnie tylko to, że nic nie czuję.
Do teraz pojawiło się kilka dziewczyn, do jednej nawet sam wystrzeliłem, wszystko zmierzało ku dobremu, no ale... no właśnie.
Boli mnie też to, że z obserwacji moich rówieśników zauważyłem, że dużo rzeczy ich cieszy, mają pasje, dużo znajomych, planują, bawią się.
A ja - nic. Ćwiczę na siłowni, lubię sport - ale to już bardziej przyzwyczajenie niż pasja. Nie mam w sobie negatywnych emocji, ALE NIE MAM TEŻ POZYTYWNYCH. Wiem, że to co teraz powiem jest okrutne, ale nawet po śmierci babci, z którą miałem bardzo dobry kontakt, nie czułem jakiegoś bólu wewnątrz. I zaczyna mnie to męczyć. Chcę być inny, normalny.
2 miesiące temu poznałem dziewczynę, wspaniała, dogadujemy się, trochę czasu spędzamy razem, ale ja już czuję, że nadchodzi ten moment. Nie chodzi o to, że znudziła mi się, wcale tak nie jest. Po prostu powoli staję mi się obojętna i nie wiem czemu tak jest. To nie jest normalne. Wiem, że potrzebuję pomocy.
pozdrawiam