15 Kwi 2021, Czw 19:00, PID: 840767
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15 Kwi 2021, Czw 19:23 przez zbyszek93.)
Ech, mój zawód jest chyba najmniej ambitny ze wszystkich, najgorzej płatny z możliwych i chyba również najbardziej pogardzany ze wszystkich, czuję się przez to jak kompletny kretyn i ludzki śmieć. Czuję się jak śmieć zwłaszcza przez porównywanie się z tymi wszystkimi dobrze wykształconymi lekarzami, prawnikami, inżynierami i innymi takimi, nawet tu na forum jest sporo osób z wyższym wykształceniem, z niezłą pracą, niezłymi zarobkami (a ja jakim cudem miałbym rodzinę utrzymać za 2 tysiące?) Dla mnie zarobki w stylu 3 tysiące to całkowita abstrakcja, a średnia krajowa, czyli te 4-5 tysięcy to wydaje mi się jakby to były pieniądze z kosmosu, dosłownie jak jakieś miliony, przecież to jest dramat. Mam wrażenie, że dosłownie każdy człowiek na świecie ma pracę lepszą niż ja, bo praca ochroniarza ma prestiż i szacunek większy chyba jedynie od bezrobotnego i prostytutki, a mniej ode mnie zarabia (czy też nie zarabia) jedynie bezrobotny. Wstydzę się siebie, ale nie wiem co zrobić w tej sytuacji, pomysłu na siebie nie mam, a poza tym lepsza praca wymagałaby dużo większej odpowiedzialności, co oznaczałoby niestety silne ataki nerwicy. Nie mam wykształcenia, doświadczenia, umiejętności i na rynku pracy jestem nikim. Najgorsze, że prawdopodobnie nikt mnie nie będzie chciał z tak beznadziejną pracą i takimi zarobkami, a nieubłaganie zbliżam się do 30 i powinienem już coś osiągnąć. Przez praktycznie 7 lat z krótkimi przerwami nie uczyłem się ani nie pracowałem, to był ogromny błąd zarówno mój jak i mojego ojca oraz mojej śp. babci, którzy mi na to pozwolili a nawet zachęcali. Czemu mnie nie wyrzucili do roboty albo na studia? Czemu nawet słowem przez tyle lat się nie zająknęli o zdobywaniu jakiegokolwiek doświadczenia albo wykształcenia tylko woleli abym siedział cały czas w domu (zwłaszcza babcia)? Od pewnego czasu patrzę na mojego ojca jak na kogoś, kto zniszczył mi życie wychowując mnie pod kloszem i wszystkiego zabraniając oraz zaszczepiając mi ten kompletny brak życiowych ambicji. Jak się ocknąłem trochę spod jego wpływu (czyli dopiero w tym roku) to okazało się, że zmarnowałem sobie życie, bo w tej chwili jestem tak naprawdę opóźniony w stosunku do normalności o jakieś 10 lat i niektórych rzeczy już nie naprawię np. już nie mam możliwości pójść na dzienne studia albo przeżyć niewinne nastoletnie zakochanie. Tak mi jest okropnie smutno teraz. Ojciec przekazał mi swoje nieudacznictwo, bo on też całe życie w najgorszych robotach z najgorszymi pensjami, a matka (dopóki jeszcze żyła) nie pracowała w ogóle, tylko była na marnej rencie. Niestety takie są brutalne fakty - moi rodzice to byli ludzie bez wykształcenia, bez ambicji, schorowani, mało atrakcyjni, do tego chorobliwie nadopiekuńczy - nic dziwnego, że z takiego połączenia wyszedł taki przegryw jak ja.