28 Kwi 2018, Sob 10:28, PID: 744002
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28 Kwi 2018, Sob 11:29 przez Jacob.
Powód edycji: dodanie treści
)
Cześć, na początku chciałbym przywitać się z wami jako nowy użytkownik forum. Założyłem konto, gdyż od kilku miesięcy dręczy mnie to czy mam fobię czy to jednak inna choroba.
Początkowo myślałem, że to po prostu depresja albo po prostu mam nieśmiały charakter i kwestia mojego wyglądu. Od zawsze byłem człowiekiem przy kości. Nigdy nie lubiłem być w centrum uwagi, raczej słuchałem innych. W dzieciństwie do końca podstawówki miałem swoją paczkę znajomych. Potem każdy rozszedł się po różnych szkołach, w swojej klasie miałem bardzo mało znajomych, raczej to był znajomości szkolne, bo nie wypada się nie odzywać. Udawałem typowego śmieszka, żeby w ogóle mieć do kogo się odezwać. W międzyczasie odkryłem swoją orientację seksualną(biseksualizm). Liceum, rówieśnicy zaczynają chodzić do barów, na imprezy, 18stki itp. itd.. Ja niestety nigdzie nie wychodziłem, bałem się pić, bawić, ze strachu przed wyjawieniem tego kim jestem po pijaku. Nie potrafiłem zagadać do ludzi, rozmawiać z nimi o różnych rzeczach, najgorszej było z kolegami bo ich miałem na końcu liceum jednego(tylko dlatego, że razem graliśmy). Problemem nie są tu zainteresowania gdyż mam ich kilka: siatkówka, uniwersum Star Wars, lubię grać w tenisa stołowego czy jeździć na rolkach, polityka, anime, manga, inne kultury. Przyszły studia, wyjechałem do nowego miasta z 2 znajomościami z liceum, było fajnie we własnym towarzystwie, jednak ja nie potrafiłem nadal do końca im ufać jako przyjaciołom. Na uczelni nie miałem ŻADNYCH ZNAJOMYCH, tak 0 kolegów i koleżanek. Niestety doszło do tego, że dla mnie wstanie rano na uczelnie, uczenie stało się problemem. Siadałem przy notatkach i nie mogłem się skupić na ich zapamiętywaniu. Nie mogłem usiedzieć z nimi na łóżku i po prostu czytać i się uczyć. Niestety zrezygnowałem ze studiów i wróciłem do domu rodzinnego, gdzie oczywiście spotkał mnie wielki zawód rodziny, podgadywanie jak to ja jestem nieudacznik, wszyscy kończą tylko nie ja. Do tego w trakcie studiów(2lata) przytyłem około 30kg. Jedzenie mnie odprężało, dawało ulgę i sprawiało przyjemność. Miałem pół roku na podjęcie pracy przed tym jak poszedłem na kolejne. Niestety nie poszedłem na żadną rozmowę kwalifikacyjną. Bałem się pójść do pracy. Co o mnie powiedzą (130kg, mega kompleksy). Na szczęście z pomocą mamy, która jako tako mnie pilnowała przez pół roku schudłem 10kg. Nadal zero znajomości. Siedzenie w domu przed komputerem ew. wyjście na spacer. Myślałem, że zmiana miasta, nowe studia, otoczenie pomoże mi. Ale ja byłem głupi, że tak myślałem. Nie miałem nikogo, od pierwszego dnia do ostatniego mój pobyt na drugich studiach wyglądał tak: wstaję(bo muszę) > obowiązkowe ćwiczenia>sklep>dom. Niestety znowu przybrałem na wadze, nie chodziłem na żadne wykłady. Na ćwiczeniach, gdy już zgłosiłem się, żeby wypowiedzieć się, to drżał mi głos i miałem kołatanie serca. Na zajęciach z filozofii profesor sam wybierał ludzi, żeby coś powiedzieli, w tych momentach dostawałem takiego kołatania serca, że momentami myślałem, że zasłabnę. Nie byłem w stanie czasem już dojść na ćwiczenia, bo tak mnie bolał kręgosłup, nie wychodziłem nigdzie do kina czy na spacer, ponieważ mi się nie chciało. Doszło do tego, że jak na chodniku musiałem minąć grupę młodzieży wolałem przejść na drugą stronę ulicy niż to zrobić bo co sobie o mnie pomyślą. Myśli, jak to będzie jak to by mnie nie było, praktycznie zero nadziei. Teraz wróciłem do domu rodzinnego. Zawód rodzinny jeszcze większy studiami i moim wyglądem. Jeśli chodzi o aspekt fizyczny to od marca do teraz schudłem już dobre 10kg. Czuję się lepiej. Sprawa mojej orientacji już po części załatwiona, powiedziałem mamie i bratu. Niestety uciekanie od ludzi(ostatnio dużo chodzę i np. obracam się na pięcie jak w parku na ławce siedzi grupa młodych ludzi bo boję się, że będą się ze mnie śmiać), boję się iść do pracy a niestety dostałem ultimatum, że albo to zrobię albo "wypad" bo ich to już nie obchodzi, darmozjada nie będą utrzymywać. Ja niestety wiem, że tego nie zrobię i nie wiem jak na to zaradzić. Mówię mamie, że potrzebuję pomocy, ale w odpowiedzi słyszę, że mam nie robić z siebie cioty i wziąć się w garść. W głowie mam swoje marzenie, swój cel, że schudnę, ale czasami nie wiem, czy do tego dojdzie z moim stanem psychicznym. Miałem skierowanie do psychologa, które dostałem od lekarza rodzinnego. Lekarka bardzo wyrozumiała, pierwszy raz się przed kimś otworzyłem. Niestety najbliższy termin miałem na maj(nfz) i zrezygnowałem. Teraz nie wiem czy iść, czy po prostu rzeczywiście robię z siebie ciotę. Czy to może być fobia? Dodam tylko, zę jestem w naszej rodzinie pierwszym dzieckiem. Ciągłe wymagania paska, zajęcia dodatkowe(angielski, szkoła muzyczna, z której zrezygnowałem bo niestety musiałem grać na instrumencie, który mi się nie podobał, gdyż nie było już wolnych miejsc na inne). Porównywania do innych itp.
Edit1:
Dodam jeszcze, że często mam bardzo zachwiany stan emocjonalny. Do obcych jestem bardzo skryty, miły itp. zero asertywności, a dla rodziny potrafię tak wyzwać, że potem mam wyrzuty sumienia. Czasami jednak myślę, że to moja frustracja, bo po prostu nikt nawet w rodzinie nie chce mnie zrozumieć a jedynie potrafią mieć wymagania i nazywać od leni, ciot, grubasów i potworów.
Co do prawo jazdy, zdałem oba egzaminy za 1 razem. Niestety od momentu zdania jeździłem 2-3 razy po egzaminie i tyle. Nie lubię jeździć, boję się trochę i po prostu nie chcę teraz wsiadać do auto bo uważam, że mało już pamiętam po tych 5 latach. Niestety rodzice często też na to czepiają się, kuzynki i kuzyni jeżdżą już a ty musisz komunikacją, pieszo albo mamusia starego chłopa wozi jeszcze. Potem takie sytuacje budują we mnie tą całą frustrację.
Początkowo myślałem, że to po prostu depresja albo po prostu mam nieśmiały charakter i kwestia mojego wyglądu. Od zawsze byłem człowiekiem przy kości. Nigdy nie lubiłem być w centrum uwagi, raczej słuchałem innych. W dzieciństwie do końca podstawówki miałem swoją paczkę znajomych. Potem każdy rozszedł się po różnych szkołach, w swojej klasie miałem bardzo mało znajomych, raczej to był znajomości szkolne, bo nie wypada się nie odzywać. Udawałem typowego śmieszka, żeby w ogóle mieć do kogo się odezwać. W międzyczasie odkryłem swoją orientację seksualną(biseksualizm). Liceum, rówieśnicy zaczynają chodzić do barów, na imprezy, 18stki itp. itd.. Ja niestety nigdzie nie wychodziłem, bałem się pić, bawić, ze strachu przed wyjawieniem tego kim jestem po pijaku. Nie potrafiłem zagadać do ludzi, rozmawiać z nimi o różnych rzeczach, najgorszej było z kolegami bo ich miałem na końcu liceum jednego(tylko dlatego, że razem graliśmy). Problemem nie są tu zainteresowania gdyż mam ich kilka: siatkówka, uniwersum Star Wars, lubię grać w tenisa stołowego czy jeździć na rolkach, polityka, anime, manga, inne kultury. Przyszły studia, wyjechałem do nowego miasta z 2 znajomościami z liceum, było fajnie we własnym towarzystwie, jednak ja nie potrafiłem nadal do końca im ufać jako przyjaciołom. Na uczelni nie miałem ŻADNYCH ZNAJOMYCH, tak 0 kolegów i koleżanek. Niestety doszło do tego, że dla mnie wstanie rano na uczelnie, uczenie stało się problemem. Siadałem przy notatkach i nie mogłem się skupić na ich zapamiętywaniu. Nie mogłem usiedzieć z nimi na łóżku i po prostu czytać i się uczyć. Niestety zrezygnowałem ze studiów i wróciłem do domu rodzinnego, gdzie oczywiście spotkał mnie wielki zawód rodziny, podgadywanie jak to ja jestem nieudacznik, wszyscy kończą tylko nie ja. Do tego w trakcie studiów(2lata) przytyłem około 30kg. Jedzenie mnie odprężało, dawało ulgę i sprawiało przyjemność. Miałem pół roku na podjęcie pracy przed tym jak poszedłem na kolejne. Niestety nie poszedłem na żadną rozmowę kwalifikacyjną. Bałem się pójść do pracy. Co o mnie powiedzą (130kg, mega kompleksy). Na szczęście z pomocą mamy, która jako tako mnie pilnowała przez pół roku schudłem 10kg. Nadal zero znajomości. Siedzenie w domu przed komputerem ew. wyjście na spacer. Myślałem, że zmiana miasta, nowe studia, otoczenie pomoże mi. Ale ja byłem głupi, że tak myślałem. Nie miałem nikogo, od pierwszego dnia do ostatniego mój pobyt na drugich studiach wyglądał tak: wstaję(bo muszę) > obowiązkowe ćwiczenia>sklep>dom. Niestety znowu przybrałem na wadze, nie chodziłem na żadne wykłady. Na ćwiczeniach, gdy już zgłosiłem się, żeby wypowiedzieć się, to drżał mi głos i miałem kołatanie serca. Na zajęciach z filozofii profesor sam wybierał ludzi, żeby coś powiedzieli, w tych momentach dostawałem takiego kołatania serca, że momentami myślałem, że zasłabnę. Nie byłem w stanie czasem już dojść na ćwiczenia, bo tak mnie bolał kręgosłup, nie wychodziłem nigdzie do kina czy na spacer, ponieważ mi się nie chciało. Doszło do tego, że jak na chodniku musiałem minąć grupę młodzieży wolałem przejść na drugą stronę ulicy niż to zrobić bo co sobie o mnie pomyślą. Myśli, jak to będzie jak to by mnie nie było, praktycznie zero nadziei. Teraz wróciłem do domu rodzinnego. Zawód rodzinny jeszcze większy studiami i moim wyglądem. Jeśli chodzi o aspekt fizyczny to od marca do teraz schudłem już dobre 10kg. Czuję się lepiej. Sprawa mojej orientacji już po części załatwiona, powiedziałem mamie i bratu. Niestety uciekanie od ludzi(ostatnio dużo chodzę i np. obracam się na pięcie jak w parku na ławce siedzi grupa młodych ludzi bo boję się, że będą się ze mnie śmiać), boję się iść do pracy a niestety dostałem ultimatum, że albo to zrobię albo "wypad" bo ich to już nie obchodzi, darmozjada nie będą utrzymywać. Ja niestety wiem, że tego nie zrobię i nie wiem jak na to zaradzić. Mówię mamie, że potrzebuję pomocy, ale w odpowiedzi słyszę, że mam nie robić z siebie cioty i wziąć się w garść. W głowie mam swoje marzenie, swój cel, że schudnę, ale czasami nie wiem, czy do tego dojdzie z moim stanem psychicznym. Miałem skierowanie do psychologa, które dostałem od lekarza rodzinnego. Lekarka bardzo wyrozumiała, pierwszy raz się przed kimś otworzyłem. Niestety najbliższy termin miałem na maj(nfz) i zrezygnowałem. Teraz nie wiem czy iść, czy po prostu rzeczywiście robię z siebie ciotę. Czy to może być fobia? Dodam tylko, zę jestem w naszej rodzinie pierwszym dzieckiem. Ciągłe wymagania paska, zajęcia dodatkowe(angielski, szkoła muzyczna, z której zrezygnowałem bo niestety musiałem grać na instrumencie, który mi się nie podobał, gdyż nie było już wolnych miejsc na inne). Porównywania do innych itp.
Edit1:
Dodam jeszcze, że często mam bardzo zachwiany stan emocjonalny. Do obcych jestem bardzo skryty, miły itp. zero asertywności, a dla rodziny potrafię tak wyzwać, że potem mam wyrzuty sumienia. Czasami jednak myślę, że to moja frustracja, bo po prostu nikt nawet w rodzinie nie chce mnie zrozumieć a jedynie potrafią mieć wymagania i nazywać od leni, ciot, grubasów i potworów.
Co do prawo jazdy, zdałem oba egzaminy za 1 razem. Niestety od momentu zdania jeździłem 2-3 razy po egzaminie i tyle. Nie lubię jeździć, boję się trochę i po prostu nie chcę teraz wsiadać do auto bo uważam, że mało już pamiętam po tych 5 latach. Niestety rodzice często też na to czepiają się, kuzynki i kuzyni jeżdżą już a ty musisz komunikacją, pieszo albo mamusia starego chłopa wozi jeszcze. Potem takie sytuacje budują we mnie tą całą frustrację.