28 Maj 2010, Pią 23:52, PID: 207988
Wiesz, nie wiem, ja za normalność uznaję pełnowartościowe posiłki, mimo że często takich nie jadam, normalne kupowanie ubrań itd. Nie jakaś rozrzutność i tak dalej, ale też nie odejmowanie sobie od ust i odmawianie przyjemności. Trudno komuś wmawiać, że może jeść kiełki i przeżyć. Pewnie, że można jeść skromnie i żyć. Jednak to nie jest po środku skali, a na przeciwnym jej krańcu.
Teraz kupuję sobie tylko to co muszę, tzn. soczewki, leki, bilety. I to nie jest fajne życie.
I nie mieszam do tego wychowania - ja mieszkałam w 3 osoby w małym pokoju, z ojcem pijakiem, a pokój obok był wynajmowany. To nie znaczy, że to ma być mój "standard" już na zawsze.
Teraz kupuję sobie tylko to co muszę, tzn. soczewki, leki, bilety. I to nie jest fajne życie.
I nie mieszam do tego wychowania - ja mieszkałam w 3 osoby w małym pokoju, z ojcem pijakiem, a pokój obok był wynajmowany. To nie znaczy, że to ma być mój "standard" już na zawsze.