19 Gru 2010, Nie 23:02, PID: 232406
Hmm obecnie nie zauważyłbym chyba różnicy między istnieniem a nieistnieniem. I nie jest to depresyjne szukanie końca, ale po prostu obojętność. Nie dzieje się obecnie w moim życiu nic, nic nie robię, by to zmienić i nic nawet nie motywuje mnie do zmiany. Uświadomiłem sobie, że od dłuższego już czasu jestem w pustce - skończyły się ułudy, których można było się chwycić. Nie mam już z kim wyjść na piwo, coraz mniej angażuje mnie szkoła, nie mam ochoty się ruszać, czytać książek, nic. Tylko chwilami przejawiam jakąś aktywność, ale to naprawdę drobnica. W zasadzie to głównie siedzę w domu i nic nie robię - wszystko inne tylko na krótko przerywa ten stan, nie inaczej.
Ale nie dołuje mnie to. I może to jest właśnie najgorsze. Nie myślę. Trwam. Po co - nie wiem. Mógłbym nie trwać. I nic by się nie zmieniło. Coś mi uciekło i nawet nie wiem jak to naprawić, jakoś szansa na normalność przestała dla mnie istnieć. Ale to nic. Siedzę sobie i jest fajnie. Albo nie fajnie. Nie wiem. Jestem, a jakby mnie nie było, nie znaczę nic. Mam wrażenie, że całe życie, jednak nie tak biedne w przeżycia, jakoś się zamknęło i nie zostało z tego nic - żadnych poważniejszych umiejętności, doświadczeń, znajomości. Żadnego bagażu. Tak, jakby to było nic nie warte. Tylko nie mam sił, by zacząć coś nowego. Żyję w epilogu 21 lat życia.
Kurczę, miałem pisać coś innego i jakoś mi tak wylazło spod palców... Sorry.
Ale nie dołuje mnie to. I może to jest właśnie najgorsze. Nie myślę. Trwam. Po co - nie wiem. Mógłbym nie trwać. I nic by się nie zmieniło. Coś mi uciekło i nawet nie wiem jak to naprawić, jakoś szansa na normalność przestała dla mnie istnieć. Ale to nic. Siedzę sobie i jest fajnie. Albo nie fajnie. Nie wiem. Jestem, a jakby mnie nie było, nie znaczę nic. Mam wrażenie, że całe życie, jednak nie tak biedne w przeżycia, jakoś się zamknęło i nie zostało z tego nic - żadnych poważniejszych umiejętności, doświadczeń, znajomości. Żadnego bagażu. Tak, jakby to było nic nie warte. Tylko nie mam sił, by zacząć coś nowego. Żyję w epilogu 21 lat życia.
Kurczę, miałem pisać coś innego i jakoś mi tak wylazło spod palców... Sorry.