28 Wrz 2013, Sob 22:36, PID: 365326
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28 Wrz 2013, Sob 22:37 przez MarszałekFoch.)
Niezależnie od tego czy zmienilibyśmy miejsce zamieszkania na jakieś inne w kraju (spod Płocka do Wrocławia czy Szczecina) czy za granicę to i tak by to nas nie zmieniło bo problem leży w nas. Opowiem z własnego doświadczenia:
Nie mam żadnych kontaktów z kolegami z mojej wioski i nie zamierzam ich utrzymywać. Dla mnie to rozdrapywanie ran, poza tym moja wioska to straszne zadupie. Aby dojechać do swojego drugiego domu w niedzielę muszę być podwożony do pobliskiego miasteczka bo w niedzielę nie jeżdżą tu autobusy. Większość czasu spędzam w mieście średniej wielkości, jestem tzw. słoikiem. Tam kontakt z ludźmi z mojej wioski jest minimalny i jakoś żyję i funkcjonuję w miarę dobrze bez spiny i lęków. Tylko zaraz za mną doczłapały się dwie osoby a ostatnio drugie dwie. Kontakty mamy ze sobą chłodne a o dziwo jeszcze 2 lata temu byliśmy doskonałymi kumplami. Czuję żal i nienawiść do swojej wiochy za to że mnie ukształtowała lub spaczyła. Jak zajeżdżam w piątki najpierw do pobliskiego miasteczka a później przesiadką w pekaes do swojej miejscowości czuję się jakbym mi ktoś przywalił obuchem w mordę. Piszę z tej miejscowości właśnie i wiem już jedno że tutaj nie wrócę i nie wiem czy moim miejscem docelowym będzie Warszawa czy też jakaś miejscowość w Skandynawii. Na pewno na początek stolica. Co do ucieczki stąd mam takie alibi, że jestem zdolnym uczniem i bym się tutaj zmarnował, poza tym dla takich ludzi jak ja (taka jest opinia) otwarte są uczelnie w kraju i zagranicą. A co da moja miejscowość? Wszelkie życie zamiera tutaj po 15, pracy i rozrywek brak. I ludzie - może i rówieśnicy się zmienili ale mam już zakodowane że to są szuje i że nie mogę zadawać się z nikim z mojej gminy. viller rozważ wyjazd ale pamiętaj że większość zależy od twojego nastawienia. Mi zmiana środowiska pomogła ale jednocześnie uświadomiła mi jaki mam problem.
Nie mam żadnych kontaktów z kolegami z mojej wioski i nie zamierzam ich utrzymywać. Dla mnie to rozdrapywanie ran, poza tym moja wioska to straszne zadupie. Aby dojechać do swojego drugiego domu w niedzielę muszę być podwożony do pobliskiego miasteczka bo w niedzielę nie jeżdżą tu autobusy. Większość czasu spędzam w mieście średniej wielkości, jestem tzw. słoikiem. Tam kontakt z ludźmi z mojej wioski jest minimalny i jakoś żyję i funkcjonuję w miarę dobrze bez spiny i lęków. Tylko zaraz za mną doczłapały się dwie osoby a ostatnio drugie dwie. Kontakty mamy ze sobą chłodne a o dziwo jeszcze 2 lata temu byliśmy doskonałymi kumplami. Czuję żal i nienawiść do swojej wiochy za to że mnie ukształtowała lub spaczyła. Jak zajeżdżam w piątki najpierw do pobliskiego miasteczka a później przesiadką w pekaes do swojej miejscowości czuję się jakbym mi ktoś przywalił obuchem w mordę. Piszę z tej miejscowości właśnie i wiem już jedno że tutaj nie wrócę i nie wiem czy moim miejscem docelowym będzie Warszawa czy też jakaś miejscowość w Skandynawii. Na pewno na początek stolica. Co do ucieczki stąd mam takie alibi, że jestem zdolnym uczniem i bym się tutaj zmarnował, poza tym dla takich ludzi jak ja (taka jest opinia) otwarte są uczelnie w kraju i zagranicą. A co da moja miejscowość? Wszelkie życie zamiera tutaj po 15, pracy i rozrywek brak. I ludzie - może i rówieśnicy się zmienili ale mam już zakodowane że to są szuje i że nie mogę zadawać się z nikim z mojej gminy. viller rozważ wyjazd ale pamiętaj że większość zależy od twojego nastawienia. Mi zmiana środowiska pomogła ale jednocześnie uświadomiła mi jaki mam problem.