08 Kwi 2014, Wto 17:40, PID: 388328
Tośka, dziękuję bardzo za odpowiedź. Z tym Call Center próbowałam właśnie dlatego, że biorą osoby bez doświadczenia. I zdaje sobie sprawę, że to parszywa robota (sama zawsze niechętnie odbieram telefony z ofertami i ankietami, najczęsciej się rozłączam, co i tak jest miłe z mojej strony, ludzie przeważnie kończą taką rozmowę wyzwiskami).
Jeśli chodzi o moją edukację, to też miałam różne przygody. W szkole byłam typową humanistką, zdawałam na maturze historię. Lubiłam języki, więc w klasie maturalnej wymyśliłam sobie, że pójdę na filologię angielską i zostanę nauczycielką. Dostałam się, rok postudiowałam (dziennie). I wtedy zaczęły się moje problemy. Sama właściwie nie wiem co się stało, na studiach szło mi dobrze (zaliczałam wszystko). Ale nie czułam sie tam za dobrze. Pewnie kwestia wyprowadzenia się od rodziców, skoku na głęboką wodę, zaczęłam mieć różne lęki, wycofywałam się. Ja, zawsze cicha i nieśmiała, nagle studiuję na drugim końcu Polski (poszłam za siostrą, która się tutaj dostała. mniejsze koszta utrzymania dla rodziców). Stwierdziłam, że filologia nie jest dla mnie i do letniej sesji nie podeszłam. W międzyczasie zaczęłam się interesować problemami nieśmiałości i fobii społecznej i podjęłam chyba najgłupszą, najmniej dojrzałą decyzję w życiu - wymyśliłam sobie, że będę zdawać na psychologię (zamiast pójśc do psychologa/psychiatry postanowiłam zgłębiac swoje problemy na studiach). Na dzienne studia zabrakło paru punktów - rodzice powiedzieli, że zapłacą za studia niestacjonarne. Kolejna zła decyzja, ale wtedy myślałam, że wszystko jakoś się ułoży - może poprawię maturę lub pójde do pracy i będę studiować. Oczywiście nie zrobiłam anie jednego ani drugiego. Na początku było ok - zajęcia miałam codziennie od 15 do 20, godzine zajmował dojazd, a trzeba było się jeszcze przygotować do zajec. Tłumaczyłam sobie, że nie mam czasu na szukanie pracy, nauka ważniejsza. Ale z biegiem lat zajęc było coraz mniej, były one coraz mniej przydatne, większosc praktycznie wykłady. I tak teraz, na 4 roku jestem 3 razy w tyg na uczelnii, po 3h. A jak pracy nie miałam, tak i nie mam. Myslałam o jakichs wolontariatach, żeby po studiach było jakoś łatwiej ze znalezieniem pracy w tym zawodzie, ale jakoś w połowie studiów straciłam zainteresowanie - zaliczam egzaminy, bo cięzko nie jest, ale nie widze się w tym zawodzie, nie czuję się komfortowo wśród ludzi (jak widać studia to nie terapia). Za rok kończę te studia i nie mam kompletnie pojęcia co ze sobą zrobić, w którą stronę pójść. Czego się nie złapie, to zaraz zrezygnuję (jak w tym roku - postanowiłam wrócić na filologię, ciągnąć dwa kierunki - tym razem zrezygnowałam po 3 miesiącach). Może gdybym wiedziała co chcę robić w życiu, w czym jestem dobra, to byłabym bardziej zmotywowana, bardziej efektywnie szukałabym pracy.
Dzisiaj znowu wysłałam aplikację - tym razem praca w charakterze pomocy biurowej w szkole językowej. Ale na bank nie oddzwonią - szukają doświadczonych (do tego, że komunikatywnych, zorganizowanych i zmotywowanych już się przyzwyczaiłam).
butterfly92 - wstyd przyznać, ale nie - nigdy nie pracowałam, nawet dorywczo czy na wakacje. Jak jeszcze chodziłam do szkoły, to nawet do głowy mi to nie przyszło (jak pisałam, rodzice nie wymagali ode mnie, żebym pracowała w wakacje, miałam wszystko czego potrzebowałam.) Ale czasy szkolne już minęły, a 24 lata to najwyższy czas, żeby przestać wykorzystywac rodziców. Poczucie winy nie daje spokoju, ale strach przed pracą, odpowiedzialnościa i tak w końcu zwycięża.
Jeśli chodzi o moją edukację, to też miałam różne przygody. W szkole byłam typową humanistką, zdawałam na maturze historię. Lubiłam języki, więc w klasie maturalnej wymyśliłam sobie, że pójdę na filologię angielską i zostanę nauczycielką. Dostałam się, rok postudiowałam (dziennie). I wtedy zaczęły się moje problemy. Sama właściwie nie wiem co się stało, na studiach szło mi dobrze (zaliczałam wszystko). Ale nie czułam sie tam za dobrze. Pewnie kwestia wyprowadzenia się od rodziców, skoku na głęboką wodę, zaczęłam mieć różne lęki, wycofywałam się. Ja, zawsze cicha i nieśmiała, nagle studiuję na drugim końcu Polski (poszłam za siostrą, która się tutaj dostała. mniejsze koszta utrzymania dla rodziców). Stwierdziłam, że filologia nie jest dla mnie i do letniej sesji nie podeszłam. W międzyczasie zaczęłam się interesować problemami nieśmiałości i fobii społecznej i podjęłam chyba najgłupszą, najmniej dojrzałą decyzję w życiu - wymyśliłam sobie, że będę zdawać na psychologię (zamiast pójśc do psychologa/psychiatry postanowiłam zgłębiac swoje problemy na studiach). Na dzienne studia zabrakło paru punktów - rodzice powiedzieli, że zapłacą za studia niestacjonarne. Kolejna zła decyzja, ale wtedy myślałam, że wszystko jakoś się ułoży - może poprawię maturę lub pójde do pracy i będę studiować. Oczywiście nie zrobiłam anie jednego ani drugiego. Na początku było ok - zajęcia miałam codziennie od 15 do 20, godzine zajmował dojazd, a trzeba było się jeszcze przygotować do zajec. Tłumaczyłam sobie, że nie mam czasu na szukanie pracy, nauka ważniejsza. Ale z biegiem lat zajęc było coraz mniej, były one coraz mniej przydatne, większosc praktycznie wykłady. I tak teraz, na 4 roku jestem 3 razy w tyg na uczelnii, po 3h. A jak pracy nie miałam, tak i nie mam. Myslałam o jakichs wolontariatach, żeby po studiach było jakoś łatwiej ze znalezieniem pracy w tym zawodzie, ale jakoś w połowie studiów straciłam zainteresowanie - zaliczam egzaminy, bo cięzko nie jest, ale nie widze się w tym zawodzie, nie czuję się komfortowo wśród ludzi (jak widać studia to nie terapia). Za rok kończę te studia i nie mam kompletnie pojęcia co ze sobą zrobić, w którą stronę pójść. Czego się nie złapie, to zaraz zrezygnuję (jak w tym roku - postanowiłam wrócić na filologię, ciągnąć dwa kierunki - tym razem zrezygnowałam po 3 miesiącach). Może gdybym wiedziała co chcę robić w życiu, w czym jestem dobra, to byłabym bardziej zmotywowana, bardziej efektywnie szukałabym pracy.
Dzisiaj znowu wysłałam aplikację - tym razem praca w charakterze pomocy biurowej w szkole językowej. Ale na bank nie oddzwonią - szukają doświadczonych (do tego, że komunikatywnych, zorganizowanych i zmotywowanych już się przyzwyczaiłam).
butterfly92 - wstyd przyznać, ale nie - nigdy nie pracowałam, nawet dorywczo czy na wakacje. Jak jeszcze chodziłam do szkoły, to nawet do głowy mi to nie przyszło (jak pisałam, rodzice nie wymagali ode mnie, żebym pracowała w wakacje, miałam wszystko czego potrzebowałam.) Ale czasy szkolne już minęły, a 24 lata to najwyższy czas, żeby przestać wykorzystywac rodziców. Poczucie winy nie daje spokoju, ale strach przed pracą, odpowiedzialnościa i tak w końcu zwycięża.