28 Gru 2016, Śro 15:04, PID: 605173
magister prawa to coś jak "programista po informatyce' który nie napisał linijki kodu poza ew. obowiązkowymi projektami na studiach, które znaczą tyle, co nic i niczego nie uczą.
albo jeszcze mniej
w dodatku nie studiowałem na UW czy na UJ, tylko prowincjonalnej uczelni, gdzie jednak poziom nie ten i nawet mało lotni się prześlizgną.
no ale ty wiesz lepiej, wiesz jak wyglądają takiej studia, ile trzeba umieć, jaką inteligencją, lotnością i umiejętnością przyswajania wiedzy trzeba się wykazać...
ty wiesz lepiej, jak czuję się w pracy nie pamiętając i ciągle od nowa zapominając czasem nawet podstawowe rzeczy, mając studia, a nie mając krzty profesjonalnej wiedzy, której na szczęście sie ode mnie póki co specjalnie/wcale nie wymaga - choć gdybym ją pokazał, wiem, że mógłbym zapunktować. i nie jest tak, ze czasem nie próbowałem czegoś z tym robić. ale po stekach prób widzę, że to orka na ugorze, syzyfowa praca.
tak, mam za to prostą, maszynową, wymagającą zero inwencji i umiejętności pracę, co do zasady mało stresującą, i zarabiam dzięki temu zawrotne 1500 zł, więc na dopłatę do nowego mieszkania będę zbierał do śmierci swojej lub matki.
powiedz mi co daje większe perspektywy, co jest lepsze - pożądana na rynku wiedza, umiejętności i brak psychicznych blokad w doskonaleniu się, czy zdobycie fartem posady biurowego szczura do przekładania makulatury z kupki na kupkę za marne grosze?
albo jeszcze mniej
w dodatku nie studiowałem na UW czy na UJ, tylko prowincjonalnej uczelni, gdzie jednak poziom nie ten i nawet mało lotni się prześlizgną.
no ale ty wiesz lepiej, wiesz jak wyglądają takiej studia, ile trzeba umieć, jaką inteligencją, lotnością i umiejętnością przyswajania wiedzy trzeba się wykazać...
ty wiesz lepiej, jak czuję się w pracy nie pamiętając i ciągle od nowa zapominając czasem nawet podstawowe rzeczy, mając studia, a nie mając krzty profesjonalnej wiedzy, której na szczęście sie ode mnie póki co specjalnie/wcale nie wymaga - choć gdybym ją pokazał, wiem, że mógłbym zapunktować. i nie jest tak, ze czasem nie próbowałem czegoś z tym robić. ale po stekach prób widzę, że to orka na ugorze, syzyfowa praca.
tak, mam za to prostą, maszynową, wymagającą zero inwencji i umiejętności pracę, co do zasady mało stresującą, i zarabiam dzięki temu zawrotne 1500 zł, więc na dopłatę do nowego mieszkania będę zbierał do śmierci swojej lub matki.
powiedz mi co daje większe perspektywy, co jest lepsze - pożądana na rynku wiedza, umiejętności i brak psychicznych blokad w doskonaleniu się, czy zdobycie fartem posady biurowego szczura do przekładania makulatury z kupki na kupkę za marne grosze?