28 Gru 2014, Nie 21:14, PID: 427112
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28 Gru 2014, Nie 21:17 przez Life.)
Streszczę i ewentualnie potem rozwinę wybrane zagadnienia na waszą prośbę.
Nie będę pisał wszystkiego w pierwszej osobie, ale tak było ze mną jak napiszę.
Jest to podejście, dzięki któremu wyleczyłem się z fobii, dlatego wam je przekazuję. Nie mówię, że to jedyna i najlepsza droga.
I.
Najpierw trzeba sobie naprawdę uświadomić to, co pozornie wiemy, czyli, że "fobia to dla mnie problem". Bo można wiedzieć, że ma się z nią problem, można być tego świadomym, ale problemem w ogóle w podejściu do tej sprawy jest to, że nie wszyscy doceniają jaki to problem. Trzeba uświadomić sobie swoją sytuację nie w kontekście problemu jakich wiele, tylko problem trzeba wyodrębnić i indywidualnie zbadać.
Od tego się zaczyna, by zapoznać się samemu ze sobą, pomyśleć jak to na nas wpływa, jak dotąd próbowaliśmy tego problemu się pozbyć. Nie należy myśleć "jak mogę to pokonać", tylko "jak muszę to pokonać".
II.
Problem leży w was, was dotyczy jako źródło, więc to wy musicie go pokonać. Pomocy innych nie wykluczam, ale należy rozróżniać pomoc od wyręczania się.
Trzeba stanąć oko w oko z problemem, bezpośrednie starcie.
Gdy boisz się ciemności to musisz się w niej zanurzyć, by zdać sobie sprawę, że nie jest taka straszna. Jako pomoc może służyć latarka, którą oświecamy sobie drogę przez ciemny korytarz, jednak na jego końcu musimy ją zgasić, byśmy zostali tylko my i problem.
Chodzi tu o oswajanie się i badanie swojego lęku. Poznawanie go odsłoni przed nami jego słabości, pokaże stronę o której nie wiedzieliśmy, stronę, na którą właśnie powinniśmy patrzeć. Nawet powiem, że o zapoznanie się, przedstawienie po imieniu i przejście na "ty", a nie ciągle Pan problem i Pan ofiara.
III.
Jeżeli do tej pory nic nie osiągnęliście w sprawie fobii, to musicie zmienić podejście, bo jak widać nic ono nie daje. Nie ma sensu próbować ciągle tego samego, skoro wyników nie ma, bo staranie się to raz, należy to doceniać, tak, ale bądźmy realistami - staranie się przepłynąć ocean wpław to głupota, skoro można użyć łódki. Dlatego opcja jaką podejmujemy by pozbyć się problemu musi działać.
Bo może i jest tak, że chcecie i próbujecie ale nic nie idzie, hm?
Więc zmieńcie podejście, nie macie nic do stracenia.
IV.
Tak jak z ciemnością, tak przy fobii należy się zagłębić między ludzi. Obserwować ich, ich działania, zachowania, zwyczaje, podejście, ich życie.
Wyjdźcie z domu - to podstawa nad podstawami.
Przejdźcie się po parku nie omijając innych drugim chodnikiem, spytajcie się kogoś o godzinę, mimo, że ją znacie, włączcie się w ten świat, którego się boicie, wy żyjecie i tak wśród tych wszystkich ludzi, jesteście częścią tego świata, jesteście tymi, których się boicie - jesteście ludźmi.
Uświadomcie to sobie.
V.
Szukajcie nawet na siłę interakcji z otoczeniem. Musicie wchodzić w reakcję między ludźmi, nawet pośrednią, jak przepychanie się w zatłoczonym autobusie. Spójrzcie na tych ludzi, oni też mają problemy, wielu by się chciało z wami za życia zamienić. Naprawdę. Najlepsza w tym jest spontaniczność a nie planowanie, bo planowanie wiąże się ze stresem przed wydarzeniami planowanymi, a to może was powstrzymywać i tak będzie.
Ja np. szukałem takiej interakcji właśnie w drobnych sprawach, jak zapytanie w sklepie o cenę czegoś, czego i tak nie kupię. Ważne, że wywiązała się nawet i krótka rozmowa.
Rozmowa z nieznajomymi to chyba najbardziej bezpośrednie starcie z tym wrogiem. I to należy robić. Ja nie szukałem do tego okazji, tylko sam ją stwarzałem. I to jest już jakieś działanie konkretne.
VI.
I tak, łatwo powiedzieć, ale już po wszystkim mogę dodać, że i łatwo zrobić, a tym bardziej warto. Sami zdacie sobie z tego sprawę jak wam się uda.
Czy szukać motywacji, odwagi, chęci, cierpliwości. Tak, szukajcie. Będziecie tego potrzebować, bo nikt nie jest herosem, co od tak mu się uda.
Na koniec przytoczę to, co w pierwszym poście:
Fobia to nie problem. Problem to podejście do fobii.
Jak są jakieś pytania to proszę śmiało.
Nie będę pisał wszystkiego w pierwszej osobie, ale tak było ze mną jak napiszę.
Jest to podejście, dzięki któremu wyleczyłem się z fobii, dlatego wam je przekazuję. Nie mówię, że to jedyna i najlepsza droga.
I.
Najpierw trzeba sobie naprawdę uświadomić to, co pozornie wiemy, czyli, że "fobia to dla mnie problem". Bo można wiedzieć, że ma się z nią problem, można być tego świadomym, ale problemem w ogóle w podejściu do tej sprawy jest to, że nie wszyscy doceniają jaki to problem. Trzeba uświadomić sobie swoją sytuację nie w kontekście problemu jakich wiele, tylko problem trzeba wyodrębnić i indywidualnie zbadać.
Od tego się zaczyna, by zapoznać się samemu ze sobą, pomyśleć jak to na nas wpływa, jak dotąd próbowaliśmy tego problemu się pozbyć. Nie należy myśleć "jak mogę to pokonać", tylko "jak muszę to pokonać".
II.
Problem leży w was, was dotyczy jako źródło, więc to wy musicie go pokonać. Pomocy innych nie wykluczam, ale należy rozróżniać pomoc od wyręczania się.
Trzeba stanąć oko w oko z problemem, bezpośrednie starcie.
Gdy boisz się ciemności to musisz się w niej zanurzyć, by zdać sobie sprawę, że nie jest taka straszna. Jako pomoc może służyć latarka, którą oświecamy sobie drogę przez ciemny korytarz, jednak na jego końcu musimy ją zgasić, byśmy zostali tylko my i problem.
Chodzi tu o oswajanie się i badanie swojego lęku. Poznawanie go odsłoni przed nami jego słabości, pokaże stronę o której nie wiedzieliśmy, stronę, na którą właśnie powinniśmy patrzeć. Nawet powiem, że o zapoznanie się, przedstawienie po imieniu i przejście na "ty", a nie ciągle Pan problem i Pan ofiara.
III.
Jeżeli do tej pory nic nie osiągnęliście w sprawie fobii, to musicie zmienić podejście, bo jak widać nic ono nie daje. Nie ma sensu próbować ciągle tego samego, skoro wyników nie ma, bo staranie się to raz, należy to doceniać, tak, ale bądźmy realistami - staranie się przepłynąć ocean wpław to głupota, skoro można użyć łódki. Dlatego opcja jaką podejmujemy by pozbyć się problemu musi działać.
Bo może i jest tak, że chcecie i próbujecie ale nic nie idzie, hm?
Więc zmieńcie podejście, nie macie nic do stracenia.
IV.
Tak jak z ciemnością, tak przy fobii należy się zagłębić między ludzi. Obserwować ich, ich działania, zachowania, zwyczaje, podejście, ich życie.
Wyjdźcie z domu - to podstawa nad podstawami.
Przejdźcie się po parku nie omijając innych drugim chodnikiem, spytajcie się kogoś o godzinę, mimo, że ją znacie, włączcie się w ten świat, którego się boicie, wy żyjecie i tak wśród tych wszystkich ludzi, jesteście częścią tego świata, jesteście tymi, których się boicie - jesteście ludźmi.
Uświadomcie to sobie.
V.
Szukajcie nawet na siłę interakcji z otoczeniem. Musicie wchodzić w reakcję między ludźmi, nawet pośrednią, jak przepychanie się w zatłoczonym autobusie. Spójrzcie na tych ludzi, oni też mają problemy, wielu by się chciało z wami za życia zamienić. Naprawdę. Najlepsza w tym jest spontaniczność a nie planowanie, bo planowanie wiąże się ze stresem przed wydarzeniami planowanymi, a to może was powstrzymywać i tak będzie.
Ja np. szukałem takiej interakcji właśnie w drobnych sprawach, jak zapytanie w sklepie o cenę czegoś, czego i tak nie kupię. Ważne, że wywiązała się nawet i krótka rozmowa.
Rozmowa z nieznajomymi to chyba najbardziej bezpośrednie starcie z tym wrogiem. I to należy robić. Ja nie szukałem do tego okazji, tylko sam ją stwarzałem. I to jest już jakieś działanie konkretne.
VI.
I tak, łatwo powiedzieć, ale już po wszystkim mogę dodać, że i łatwo zrobić, a tym bardziej warto. Sami zdacie sobie z tego sprawę jak wam się uda.
Czy szukać motywacji, odwagi, chęci, cierpliwości. Tak, szukajcie. Będziecie tego potrzebować, bo nikt nie jest herosem, co od tak mu się uda.
Na koniec przytoczę to, co w pierwszym poście:
Fobia to nie problem. Problem to podejście do fobii.
Jak są jakieś pytania to proszę śmiało.