15 Paź 2017, Nie 20:50, PID: 713479
Mój ojciec. Ten który pomógł mi wyhodować piękną, bujną, dojrzałą fobię. Owocki zbieram aż do dzisiaj. Z wszystkich dzieci to mnie sobie upatrzył do dogadywania, wyśmiewania i ogólnego wyładowywania życiowych frustracji. Najpierw odbijał to tylko na matce, później wyczuł, że ma w domu jeszcze słabszego przeciwnika. Swoimi tekstami i mądrościami niszczył mnie w okresie dojrzewania. Powrót ze szkoły gdzie było się ofiarą, do domu gdzie było się traktowaną nie lepiej, był koszmarem. Nasze kontakty, bo niestety mieszkamy nadal razem, ograniczają się na chwilę obecną do powiedzenia dzień dobry. Jakakolwiek inna rozmowa to płytkie zdania, prześlizgnięcie się bez żadnych odczuć, emocji po temacie - kilka słów, a są dni kiedy w ogóle do siebie nie mówimy. Tak to będzie trwało aż umrze, pierwszy on albo ja, patrząc na jego zdrowie to opcja mojego szybszego opuszczenia tego padołu jest nawet bardziej realna, bo miewam różne plany z tym związane. Człowiek który narzeka na wszystko, człowiek który wszystko widzi w złych barwach, człowiek który choćby nie wiem jak dzień był miły, potrafi jednym głupim zdaniem zniszczyć cały. Osoba uważająca się za człowieka bez wad, nieomylnego. Jego obraz po za rodziną, to czysty kryształ.