15 Mar 2010, Pon 21:33, PID: 199002
Mi się udała sztuka, o której mowa. Mieszkam sam od roku, utrzymuję się sam a nawet wspomagam finansowo moich rodziców (żebyście wiedzieli, jaka to satysfakcja, że teraz ja jestem górą ).
Kilka spraw:
Zarabiam 3000-4000zł do łapy, ale zaczynałem od 1500zł, tzn. tyle zarabiałem, kiedy się wyprowadziłem. Przed wyprowadzką oszczędzałem i uzbierałem jakieś 3000zł, z których później opłacałem mieszkanie.
Wynajem mieszkania o najniższym standardzie kosztuje niezmiennie od kilku lat 1000zł. Cena ta może się obniżyć, jeżeli mieszkamy z kimś wspólnie, co dla nas, fobików, nie jest najlepszą wiadomością. Ja np. nie znam nikogo, komu mógłbym zaufać na tyle, żeby wynająć mieszkanie wspólnie, nie mam dziewczyny itp. Można wynająć pokój a nie samodzielne mieszkanie, ale skoro już jestem fobikiem, to nie zniosę towarzystwa obcych ludzi. Radzę korzystać z ofert "dla singli".
W każdej chwili mogę wrócić do rodziców, nie spaliłem za sobą mostów. Jeżeli akurat nie znajdę mieszkania, to nie zostaję na lodzie. Parę razy naprawdę skorzystałem z tej możliwości i nocowałem łącznie 3 tygodnie u rodziców przez ostatni rok. Pozwala mi to spokojniej podchodzić do szukania mieszkania i wybierać lepsze oferty.
Mieszkanie kosztuje 1000zł. Żarcie - 500zł, jeżeli zamiast kupować konserwy gotujemy sami, jak wspomniała Mysza (ja gotuję sam). Prąd, gaz i internet - ok. 300zł, w zimie znacznie drożej. Z rozrywek musiałem początkowo zrezygnować, dzisiaj zarabiam więcej i już nie mam z tym problemu. Ale jako fobik nie potrzebuję wielu rozrywek .
Trzeba oszczędzać i trzeba mieć awaryjne źródło kasy. To jest podstawa niezależności. Ja kiedyś miałem odłożoną kasę, dzisiaj mam możliwość wzięcia kredytu, ale za jakiś czas znowu coś odłożę. Moje zabezpieczenie wynosi dzisiaj 4000zł (zaczynałem od 1000zł). Pamiętajcie - niespodziewane wydatki zdarzają się niespodziewanie często! Trzeba mieć kasę "na czarną godzinę". Nauczyłem się przy tym "braku litości", z czym kiedyś miałem problem i dzisiaj nie pożyczam nikomu moich awaryjnych pieniędzy, nawet jak ktoś mi płacze. Kiedy jestem w kłopotach, to inni ludzie powinni dawać kasę mi a nie ja im! Natomiast kiedy nie mam kłopotów, to chętnie pożyczam.
"Kłopoty" finansowe zdarzyły mi się dwa razy. Raz moja gospodyni bez zapowiedzi podniosła mi czynsz. Nie miałem odwagi się przeciwstawić i zapłaciłem, ale wkrótce się wyprowadziłem. Drugi raz przyszedł mi ogromy rachunek za ogrzewanie. To były dwie najgorsze rzeczy, po których moja rezerwa kasy pokazała dno. Na szczęście dzieją się rzadko.
Mam własną działalność gospodarczą (jestem informatykiem ). Praca na etacie to byłby dla mnie za duży stres (ta zależność od szefa, niemile kojarząca mi się z zależnością od ojca). Kiedy ma się działalność, można sobie pozwolić na "dziwactwa", jakich my fobicy mamy sporo. Ludzie rzadko tolerują odmienność - szef mógłby mnie zwolnić za styl ubierania się, sposób mówienia, nietowarzyskość, ekscentryzm itp. Nie ma co z tym mechanizmem walczyć, to leży w naturze człowieka. Ja natomiast mam własną działalność i nie ma kto mnie zwolnić .
Fobia jest ogromnym problemem w poszukiwaniu klientów. Tak naprawdę mam tylko kilka osób/firm, z którymi współpracuję. Może kiedyś będzie lepiej.
Jeśli chodzi o zarobki, najważniejsze są dwie rzeczy - praca i cierpliwość. Nikt w pierwszej pracy nie da ci dwóch tysięcy złotych. Ja swoją karierę zaczynałem od pracy na czarno za 500zł. Najpierw trzeba udowodnić swoją wartość, dopiero później można myśleć o kokosach.
Trzeba być dobrym w tym, co się robi, a to można uzyskać tylko dzięki nauce i doświadczeniu. Ja do swoich obecnych zarobków dochodziłem 5 lat.
Po drugie - trzeba zapi*przać jak pszczółka-robotnica. Bez tego nie będzie kasy. Kiedy zacząłem pracować, zatęskniłem za szkołą, bo tam miałem znacznie więcej czasu . Odpocznę, jak się trochę odkuję, na razie trzeba harować po nocach dzień w dzień bez urlopu.
Fobia zmniejsza wysokość zarobków. Mógłbym zarabiać o wiele więcej, gdyby nie przysłowiowa miękka d*pa. Kiedy z kimś negocjuję wynagrodzenie, to ustępuję za szybko. Staram się przezwyciężyć ten mechanizm, ale nie jest za łatwo. Nie umiem jeszcze twardo walczyć o swoje.
Teraz pozytywy .
Wyprowadzka od rodziców bardzo mi pomogła. Odseparowałem się od toksycznej sytuacji w domu, zyskałem satysfakcję z samodzielności i upragnioną samotność. Rodzice też bardziej zaczęli mnie szanować. Skoro mają okazję zobaczyć mnie dość rzadko, raz na dwa tygodnie, to bardziej cieszą się ze spotkania. Mam też możliwość powiedzieć rodzicom wprost, co myślę. Dopóki z nimi mieszkałem, nie miałem na to odwagi. Mój ojciec często mówił, że mnie wyrzuci z domu i parę razy naprawdę wyrzucił (mieszkałem wtedy u dziadka). Teraz nie ma takiej groźby a ja mogę mu różne rzeczy powiedzieć wprost. Nabrał dzięki temu do mnie swoistej pokory , chociaż od czasu do czasu próbuje sił, żeby mnie znów pognębić. Ale już w niczym od niego nie zależę, więc mi to zwisa.
Po wyprowadzce niektóre objawy fobii cofnęły mi się. Najbardziej dzięki temu, że miałem w końcu gdzie odpocząć, nie czułem się ciągle obserwowany i nikt już mi się do niczego nie wtrącał. Musiałem też trochę nauczyć się kontaktować z ludźmi, co samo w sobie nie poprawiło mi samopoczucia, ale jest przydatne w życiu. Nauczyłem się samodzielności - sam umiem prać, gotować, załatwiać różne rzeczy w urzędach, umiem wypełniać deklaracje podatkowe , sam sobie kupuję ciuchy, dbam o wygląd, sam chodzę do lekarza. Niby to takie małe rzeczy, ale jednak całe życie robiła to za mnie mama i gdybym się nie wyprowadził, to dalej by to robiła i byłbym życiowym kaleką.
Kwestia formalna: mam 27 lat a wyprowadziłem się w wieku 26 lat, tuż po skończeniu studiów.
Tak więc, jeżeli chodzi o wyprowadzkę - polecam. Zapewnijcie sobie tylko "spadochron", zapasowe mieszkanie i rezerwę kasy, żebyście mieli gdzie wrócić, jak będzie źle.
Kilka spraw:
Zarabiam 3000-4000zł do łapy, ale zaczynałem od 1500zł, tzn. tyle zarabiałem, kiedy się wyprowadziłem. Przed wyprowadzką oszczędzałem i uzbierałem jakieś 3000zł, z których później opłacałem mieszkanie.
Wynajem mieszkania o najniższym standardzie kosztuje niezmiennie od kilku lat 1000zł. Cena ta może się obniżyć, jeżeli mieszkamy z kimś wspólnie, co dla nas, fobików, nie jest najlepszą wiadomością. Ja np. nie znam nikogo, komu mógłbym zaufać na tyle, żeby wynająć mieszkanie wspólnie, nie mam dziewczyny itp. Można wynająć pokój a nie samodzielne mieszkanie, ale skoro już jestem fobikiem, to nie zniosę towarzystwa obcych ludzi. Radzę korzystać z ofert "dla singli".
W każdej chwili mogę wrócić do rodziców, nie spaliłem za sobą mostów. Jeżeli akurat nie znajdę mieszkania, to nie zostaję na lodzie. Parę razy naprawdę skorzystałem z tej możliwości i nocowałem łącznie 3 tygodnie u rodziców przez ostatni rok. Pozwala mi to spokojniej podchodzić do szukania mieszkania i wybierać lepsze oferty.
Mieszkanie kosztuje 1000zł. Żarcie - 500zł, jeżeli zamiast kupować konserwy gotujemy sami, jak wspomniała Mysza (ja gotuję sam). Prąd, gaz i internet - ok. 300zł, w zimie znacznie drożej. Z rozrywek musiałem początkowo zrezygnować, dzisiaj zarabiam więcej i już nie mam z tym problemu. Ale jako fobik nie potrzebuję wielu rozrywek .
Trzeba oszczędzać i trzeba mieć awaryjne źródło kasy. To jest podstawa niezależności. Ja kiedyś miałem odłożoną kasę, dzisiaj mam możliwość wzięcia kredytu, ale za jakiś czas znowu coś odłożę. Moje zabezpieczenie wynosi dzisiaj 4000zł (zaczynałem od 1000zł). Pamiętajcie - niespodziewane wydatki zdarzają się niespodziewanie często! Trzeba mieć kasę "na czarną godzinę". Nauczyłem się przy tym "braku litości", z czym kiedyś miałem problem i dzisiaj nie pożyczam nikomu moich awaryjnych pieniędzy, nawet jak ktoś mi płacze. Kiedy jestem w kłopotach, to inni ludzie powinni dawać kasę mi a nie ja im! Natomiast kiedy nie mam kłopotów, to chętnie pożyczam.
"Kłopoty" finansowe zdarzyły mi się dwa razy. Raz moja gospodyni bez zapowiedzi podniosła mi czynsz. Nie miałem odwagi się przeciwstawić i zapłaciłem, ale wkrótce się wyprowadziłem. Drugi raz przyszedł mi ogromy rachunek za ogrzewanie. To były dwie najgorsze rzeczy, po których moja rezerwa kasy pokazała dno. Na szczęście dzieją się rzadko.
Mam własną działalność gospodarczą (jestem informatykiem ). Praca na etacie to byłby dla mnie za duży stres (ta zależność od szefa, niemile kojarząca mi się z zależnością od ojca). Kiedy ma się działalność, można sobie pozwolić na "dziwactwa", jakich my fobicy mamy sporo. Ludzie rzadko tolerują odmienność - szef mógłby mnie zwolnić za styl ubierania się, sposób mówienia, nietowarzyskość, ekscentryzm itp. Nie ma co z tym mechanizmem walczyć, to leży w naturze człowieka. Ja natomiast mam własną działalność i nie ma kto mnie zwolnić .
Fobia jest ogromnym problemem w poszukiwaniu klientów. Tak naprawdę mam tylko kilka osób/firm, z którymi współpracuję. Może kiedyś będzie lepiej.
Jeśli chodzi o zarobki, najważniejsze są dwie rzeczy - praca i cierpliwość. Nikt w pierwszej pracy nie da ci dwóch tysięcy złotych. Ja swoją karierę zaczynałem od pracy na czarno za 500zł. Najpierw trzeba udowodnić swoją wartość, dopiero później można myśleć o kokosach.
Trzeba być dobrym w tym, co się robi, a to można uzyskać tylko dzięki nauce i doświadczeniu. Ja do swoich obecnych zarobków dochodziłem 5 lat.
Po drugie - trzeba zapi*przać jak pszczółka-robotnica. Bez tego nie będzie kasy. Kiedy zacząłem pracować, zatęskniłem za szkołą, bo tam miałem znacznie więcej czasu . Odpocznę, jak się trochę odkuję, na razie trzeba harować po nocach dzień w dzień bez urlopu.
Fobia zmniejsza wysokość zarobków. Mógłbym zarabiać o wiele więcej, gdyby nie przysłowiowa miękka d*pa. Kiedy z kimś negocjuję wynagrodzenie, to ustępuję za szybko. Staram się przezwyciężyć ten mechanizm, ale nie jest za łatwo. Nie umiem jeszcze twardo walczyć o swoje.
Teraz pozytywy .
Wyprowadzka od rodziców bardzo mi pomogła. Odseparowałem się od toksycznej sytuacji w domu, zyskałem satysfakcję z samodzielności i upragnioną samotność. Rodzice też bardziej zaczęli mnie szanować. Skoro mają okazję zobaczyć mnie dość rzadko, raz na dwa tygodnie, to bardziej cieszą się ze spotkania. Mam też możliwość powiedzieć rodzicom wprost, co myślę. Dopóki z nimi mieszkałem, nie miałem na to odwagi. Mój ojciec często mówił, że mnie wyrzuci z domu i parę razy naprawdę wyrzucił (mieszkałem wtedy u dziadka). Teraz nie ma takiej groźby a ja mogę mu różne rzeczy powiedzieć wprost. Nabrał dzięki temu do mnie swoistej pokory , chociaż od czasu do czasu próbuje sił, żeby mnie znów pognębić. Ale już w niczym od niego nie zależę, więc mi to zwisa.
Po wyprowadzce niektóre objawy fobii cofnęły mi się. Najbardziej dzięki temu, że miałem w końcu gdzie odpocząć, nie czułem się ciągle obserwowany i nikt już mi się do niczego nie wtrącał. Musiałem też trochę nauczyć się kontaktować z ludźmi, co samo w sobie nie poprawiło mi samopoczucia, ale jest przydatne w życiu. Nauczyłem się samodzielności - sam umiem prać, gotować, załatwiać różne rzeczy w urzędach, umiem wypełniać deklaracje podatkowe , sam sobie kupuję ciuchy, dbam o wygląd, sam chodzę do lekarza. Niby to takie małe rzeczy, ale jednak całe życie robiła to za mnie mama i gdybym się nie wyprowadził, to dalej by to robiła i byłbym życiowym kaleką.
Kwestia formalna: mam 27 lat a wyprowadziłem się w wieku 26 lat, tuż po skończeniu studiów.
Tak więc, jeżeli chodzi o wyprowadzkę - polecam. Zapewnijcie sobie tylko "spadochron", zapasowe mieszkanie i rezerwę kasy, żebyście mieli gdzie wrócić, jak będzie źle.