28 Lut 2017, Wto 0:32, PID: 617875
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 28 Lut 2017, Wto 0:39 przez magadu.)
Mam. Tak naprawdę im więcej postów na forum czytam, tym więcej rodzi się we mnie wątpliwości co do mojej osoby i moich zaburzeń Zaczynam nawet mieć poczucie winy i sama już nie wiem co jest ze mną nie tak.
Mam 2 cudowne przyjaciółki. Z jedną znamy się od dziecka, z drugą poznałyśmy się wiele lat temu, ale za to było intensywnie i emocjonalnie, więc się nasza przyjaźń mocno zazębiła, że tak to nazwę. Obie jednak mieszkają baardzo daleko. Jednak nawet jeśli mamy kontakt telefoniczny i chęć i siłę by siebie słuchać i wspierać, to przecież mamy swoje odrębne życia, zainteresowania, cechy, które też nie zawsze są podobne, co bywa, że utrudnia zrozumienie. Tą siłę do ciągłego wspierania też nie zawsze sie ma, bo przecież kazdy ma swoje własne problemy i nie zawsze jest w stanie dźwignąć też troski tej drugiej osoby. Ja często czuję, że naginam granice ich cierpliwości i wtedy, dla dobra przyjaźni wycofuję się z moimi problemami.
Mam kilkoro sprawdzonych znajomych. Jest to ok. 4 - 6 osob. Wiem, że są to ludzie godni zaufania, wartościowi. Nie potrafię jednak wejść z nimi na jakiś wyższy szczebel relacji. Czasem czuję się tak, jakbym w środku była dużo gorsza niż na zewnątrz i chyba boję się, że z czasem uznaliby, że jednak nie warto było sobie mną glowy zawracać... chyba o lęk przed odrzuceniem mi tu chodzi...?...
Spotykam się z tymi ludźmi raz na parę tygodni/miesięcy. Utrzymujemy kontakt na stalym poziomie, ale nic nie rozwija się dalej.
Nie wiem czy to normalne relacje czy już skrajne?
Mąż pracuje non stop (no bo ja na czterech siedzę, więc ktoś musi to ogarnąć), wraca poznymi wieczorami i... choć często zęby zagryza to wiem, że ma nie raz serdecznie dość.
Mój problem to ludzie obcy, z którymi zmuszona jestem wejść w relację. Najgorzej jest jeśli wiem, że to będzie przygoda na dłuższy czas, jak np. praca, kursy jakieś itp.
Tutaj totalnie leżę i kwiczę.
Masakra.
To jestem tym fobikiem czy nie? Jakie są w końcu kryteria?
Mam 2 cudowne przyjaciółki. Z jedną znamy się od dziecka, z drugą poznałyśmy się wiele lat temu, ale za to było intensywnie i emocjonalnie, więc się nasza przyjaźń mocno zazębiła, że tak to nazwę. Obie jednak mieszkają baardzo daleko. Jednak nawet jeśli mamy kontakt telefoniczny i chęć i siłę by siebie słuchać i wspierać, to przecież mamy swoje odrębne życia, zainteresowania, cechy, które też nie zawsze są podobne, co bywa, że utrudnia zrozumienie. Tą siłę do ciągłego wspierania też nie zawsze sie ma, bo przecież kazdy ma swoje własne problemy i nie zawsze jest w stanie dźwignąć też troski tej drugiej osoby. Ja często czuję, że naginam granice ich cierpliwości i wtedy, dla dobra przyjaźni wycofuję się z moimi problemami.
Mam kilkoro sprawdzonych znajomych. Jest to ok. 4 - 6 osob. Wiem, że są to ludzie godni zaufania, wartościowi. Nie potrafię jednak wejść z nimi na jakiś wyższy szczebel relacji. Czasem czuję się tak, jakbym w środku była dużo gorsza niż na zewnątrz i chyba boję się, że z czasem uznaliby, że jednak nie warto było sobie mną glowy zawracać... chyba o lęk przed odrzuceniem mi tu chodzi...?...
Spotykam się z tymi ludźmi raz na parę tygodni/miesięcy. Utrzymujemy kontakt na stalym poziomie, ale nic nie rozwija się dalej.
Nie wiem czy to normalne relacje czy już skrajne?
Mąż pracuje non stop (no bo ja na czterech siedzę, więc ktoś musi to ogarnąć), wraca poznymi wieczorami i... choć często zęby zagryza to wiem, że ma nie raz serdecznie dość.
Mój problem to ludzie obcy, z którymi zmuszona jestem wejść w relację. Najgorzej jest jeśli wiem, że to będzie przygoda na dłuższy czas, jak np. praca, kursy jakieś itp.
Tutaj totalnie leżę i kwiczę.
Masakra.
To jestem tym fobikiem czy nie? Jakie są w końcu kryteria?