02 Lut 2012, Czw 15:49, PID: 291007
U mnie z pracą to był zawsze problem, w ogóle z obowiązkami. Jako dziecko często byłem nie tyle co zmuszany, a usilnie nakłaniany do wykonywania różnych prac, na które ani trochę nie miałem ochoty (np. zrywanie owoców w sadzie na wsi u rodziny, całe wakacje rok w rok przez całe dzieciństwo, brrrr). W szkole także miałem trudności, bardzo często wagarowałem, zwłaszcza w okresie gimnazjalnym (powtarzałem rok). Nauczyłem się nawet perfidnie okłamywać rodzinę i udawać chorobę (sztuczki z termometrem + trochę aktorstwa), wszystko byle do tej szkoły nie chodzić. Po gimnazjum wcale nie było lepiej, w liceum pół roku wytrzymałem i zostałem wywalony za wagary i ogólny całokształt. Potem trafiłem do zawodówki i nie było tak źle, zmuszałem się by jakoś chodzić, ale kłopoty zaczęły się z praktykami. Jedno półrocze udało mi się załatwić na lewo, ale w drugim musiałem już czegoś sam poszukać w jakimś sklepie no i jak nie trudno zgadnąć, nie znalazłem praktyk (byłem pełnoletni, szkoła nie pomogła). Udało mi się później znaleźć taką pracę dla studentów, trochę po znajomości i pracowałem pół roku. Jakoś szło, trafiłem do całkiem sympatycznej grupy (to była praca na hali przy maszynach do naklejania różnych etykiet na zagraniczne napoje), szef mojej zmiany także był miły i ogólnie bardzo luźna atmosfera (swobodne palenie w czasie pracy, lenistwo, długie przerwy, pijaństwo czasem nawet z szefem i często kończenie pracy przed czasem). Problem się zaczął, kiedy zmienił się szef na o wiele bardziej wymagającego i surowego, skończyła się swoboda i skończyła się moja chęć do pracy. Wiele osób z mojej grupy odeszło, ja pociągnąłem jeszcze miesiąc i też odszedłem. Po prostu nie mogę znieść, jak ktoś ode mnie wymaga czegoś, patrzy mi na ręce i kontroluje to co robię. Potem wróciłem do szkoły (liceum zaoczne dla dorosłych, o dziwo jakoś je skończyłem) i próbowałem najróżniejszych prac, od magazynów sklepowych, po pracę biurową i nigdzie nie potrafiłem wytrzymywać dłużej niż dwa-trzy tygodnie
Zawsze na początku była normalna praca, a potem coraz większe wymagania, coraz więcej zleceń, a ja jestem człowiek nieśmiały, strachliwy, nie potrafię stanowczo odmówić kiedy ktoś mnie o coś prosi, za miękki się wtedy robię i za bardzo litościwy, a kiedy obowiązków przybywa, to mi zaczyna siadać psychika i tak zmieniałem te roboty, jedna za drugą aż zostałem w ogóle bez pracy.
Nie pracuję już od jakichś mniej więcej 2 lat i nie potrafię się przełamać, bo za każdym razem jak słyszę słowo "praca", to od razu przypominają mi się te wszystkie stresujące chwile, telefony które trzeba było odbierać czego przeokrutnie nienawidzę i się boję, te wymagania, patrzenie na ręce, pretensje jak praca jest źle wykonana, konieczność łażenia do obcych ludzi i załatwiania różnych spraw (często trafiało mi się szefostwo wyniosłe, oschłe i wredne).
Dla rodziny jestem zwykłym leniem, ale ja bym chciał pracować, chciałbym umieć się tym kompletnie nie przejmować, ale o ile w czasie pracy tłumić emocje potrafiłem, to po powrocie do domu dostawałem jawnej depresji i modliłem się, by następny dzień się nie zaczynał, bym nie musiał tam wracać. Po kilku dniach pracy nie potrafię ustać ani usiedzieć w miejscu, ciągle zerkam na zegarek z nadzieją, że już się zbliża czas powrotu do domu, nie potrafię myśleć w czasie pracy o niczym innym, jak o tym, by już stamtąd wyjść, co dobijało się zawsze na mojej wydajności i kończyło się opieprzem od szefa za obijanie się, co jeszcze bardziej pogłębiało mój strach przed pracą.
Masakra mówiąc krótko
Zawsze na początku była normalna praca, a potem coraz większe wymagania, coraz więcej zleceń, a ja jestem człowiek nieśmiały, strachliwy, nie potrafię stanowczo odmówić kiedy ktoś mnie o coś prosi, za miękki się wtedy robię i za bardzo litościwy, a kiedy obowiązków przybywa, to mi zaczyna siadać psychika i tak zmieniałem te roboty, jedna za drugą aż zostałem w ogóle bez pracy.
Nie pracuję już od jakichś mniej więcej 2 lat i nie potrafię się przełamać, bo za każdym razem jak słyszę słowo "praca", to od razu przypominają mi się te wszystkie stresujące chwile, telefony które trzeba było odbierać czego przeokrutnie nienawidzę i się boję, te wymagania, patrzenie na ręce, pretensje jak praca jest źle wykonana, konieczność łażenia do obcych ludzi i załatwiania różnych spraw (często trafiało mi się szefostwo wyniosłe, oschłe i wredne).
Dla rodziny jestem zwykłym leniem, ale ja bym chciał pracować, chciałbym umieć się tym kompletnie nie przejmować, ale o ile w czasie pracy tłumić emocje potrafiłem, to po powrocie do domu dostawałem jawnej depresji i modliłem się, by następny dzień się nie zaczynał, bym nie musiał tam wracać. Po kilku dniach pracy nie potrafię ustać ani usiedzieć w miejscu, ciągle zerkam na zegarek z nadzieją, że już się zbliża czas powrotu do domu, nie potrafię myśleć w czasie pracy o niczym innym, jak o tym, by już stamtąd wyjść, co dobijało się zawsze na mojej wydajności i kończyło się opieprzem od szefa za obijanie się, co jeszcze bardziej pogłębiało mój strach przed pracą.
Masakra mówiąc krótko