26 Paź 2012, Pią 12:44, PID: 322510
Witam w gronie fobikow. Moze moglby ktos doradzic, jak podchodzic do rodziny, znajomych i narzeczonego, ktorzy nie rozumieja, ze mam ogromny lek przed praca? Co mowic, gdy slysze od wlasnej matki, ze sie migam, ze tak mi dobrze, ze jestem leniwa, pasozyt, ze mam juz 28 lat i powinnam sama sie utrzymywac itp. Po krotce - pracowalam 3 razy po kilka miesiecy zagranica - bylo w miare ok, balam sie zawsze przed praca, ale teraz wspominam to jako wspaniala przygode i zastanawiam sie skad mialam wtedy tyle sily, a teraz nie moge zabrac sie za szukanie pracy i czuje sie jak pasozyt. W trakcie studiow bylam na stazu - stres, pracowalam na zastepstwo w biurze - stres. Po studiach pracowalam w kolejnym biurze przez 2 lata. Lubilam to co robilam, stres oczywiscie byl zawsze, glownym problemem bylo to, ze szef stosowal mobbing w najczystszej postaci. Po 2 latach zwolnilam sie, bo nie wytrzymywalam juz psychicznie, mialam tez propozycje - pomagac kuzynowi, ktory otworzyl firme. Do zwolnienia namowil mnie zreszta narzeczony, ktory widzial jak sie meczylam. Najgorsze, ze kuzynowi pomagalam, ale z czasem obowiazkow bylo coraz mniej i teraz nie jestem juz tak potrzebna - zostalam bezrobotna. Dodam, ze mimo iz nadal mieszkam z rodzicami, w trakcie pracy pomagalam im finansowo, nie bralam i nadal nie biore od nich zadnych pieniedzy, tyle tylko ze z nimi pomieszkuje (bo i tak wiecej jestem u narzeczonego), w domu bardzo zadko jadam, kapie sie itp. a rodzice twierdza, zebym sie ogarnela, bo oni nie moga mnie juz utrzymywac. Z jednej strony ich rozumiem, ale dlaczego oni nie potrafia zrozumiec, ze mam problem a przez ich docinki typu "ktos tu przeciez nie pracuje, wiec niech posprzata, zrobi obiad, pojdzie do sklepu, wypierze itp" czuje jeszcze wieksza presje i jeszcze trudniej zabrac mi sie za szukanie pracy. Najdziwniejsze ze jak rodzice wyjechali na urlop, to jakos sama sie zmobilizowalam i napisalam nowe cv.. przyjechali, a ja utknelam na liscie motywacyjnym.. i tak tkwie pare miesiecy.. zyje ze swoich oszczednosci, ktore z czasem sie skoncza. Jak jestem w domu, to sprzatam od A do Z, zeby tylko jak rodzice wroca z pracy - nie mieli sie do czego przyczepic. Ale i tak sie czepiaja. Za rok we wrzesniu mam swoj slub, rodzice z gory zalozyli, ze nie pomoga finansowo, a nawet jesli to w nieznacznym stopniu. A ja wmawiam sobie ze jak pojde do pracy to i tak duzo wystarczajaco pieniedzy nie uzbieram do wesela, a poza tym bede miala mniej czasu na zalatwianie spraw przed slubem - chociaz wiem, ze to byc moze jest dla mnie wymowka. Nie pracuje 7 miesiecy. Narzeczony mowi, zebym sie nie martwila, ze mi pomoze, zebym doszla do siebie, poczekala do slubu i wtedy szukala pracy. Nie chce byc jednak od niego zalezna. Zapisalam sie wiec do psychologa, rodzice dziwia sie i mowia, ze wmawiam sobie.. Teraz czekam juz na ta wizyte z niecierpliwoscia. Wiem ze lekarz nie da mi zlotej pigulki, ktora od razu rozwiaze problem, ale mam nadzieje, ze podpowie (chociaz oni podobno nie moga doradzac) co jest sluszne. Czy inni maja prawo tak mnie traktowac i oceniac z gory? Przeciez mam 28 lat i chyba powinnam miec prawo do podejmowania wlasnych decyzji? juz sama nie wiem co robic. Co im mowic, zeby dali mi spokoj, albo podeszli inaczej do sprawy?