08 Kwi 2014, Wto 13:14, PID: 388278
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 08 Kwi 2014, Wto 13:20 przez Scarlett_Venice.)
Witam. To mój pierwszy post na forum, zarejestrowałam się i postanowiłam napisać, bo problem strachu przed praca jest mi bardzo bliski.
Zacznę standardowo - mam prawie 24 lata i nigdy nie pracowałam. Niby studiuję i pochodzę z zamożnej rodziny (jak na polskie warunki, rodzice prowadzą mały biznes, nigdy nie mieliśmy problemów natury materialnej) ale jakoś strasznie źle się czuje z tym, że nie pracuję - jakaś taka bezwartościowa. Raz - po studiach zero doświadczenia (a kierunek mało przyszłościowy - na wydziale nauk społecznych, na dodatek studia odpłatne bo na dzienne się nie dostało). Zajęć mam jak kot napłakał, rodzice płacą za studia więc wypadałoby ich odciążyć, a ja sie boje wysłać cholernego CV. Codziennie przeglądam oferty pracy na Internecie, i po kolei każdą odrzucam. Wszędzie szukają pewnej siebie, energicznej, wesołej, komunikatywnej (!) osoby, czyli kompletnego przeciwieństwa mnie. Głównie obsługa klienta, call center - czyli miejsca gdzie na pewno sobie nie poradzę. Rodzice mówią mi to samo - że co ja tam będę robić, że to praca dla wygadanych a ja taka nie jestem, żebym skupiła się na studiach a nie marnowała czas w pracy za marne grosze itp. Tylko, że moje studia to jedna wielka pomyłka, a teraz praktycznie każdy student czy dzienny czy zaoczny sobie dorabia, przy okazji nabywając cenne doświadczenie. Czuję się coraz gorzej, nie mam siły wstawać z łóżka, opuszczam zajęcia, nie mam siły by cokolwiek zmienić. Brak pracy spowodował także to, że zaczęłam unikac ludzi - na początku było w miarę ok, bo większość znajomych z roku miała podobną do mnie sytuację - nie dostała się na dzienne, więc poszli na wieczorowe, a rodzice płacą czesne. Tylko, że teraz większosć poznajdywała sobie prace, są zajęci, niezależni. Odkryłam, że nawet z najbliższymi nie mam o czym rozmawiać - bo ciągle gadają o pracy, o wyjazdach służbowych, o urlopach itp. Rozwijają się. I nie dręczy ich to okropne uczucie bycia darmozjadem W chwilach lepszego nastroju wysyłam CV, ostatnio było tak w zeszłym tygodniu. O dziwo następnego dnia oddzwonili - oczywiście nastrój zdążył się pogorszyć do stanu "jestem zerem i tak mnie nikt nie zatrudni" i nawet nie odebrałam. Praca ankietera w call center - chwila ulgi, bo przecież i tak nie chcę pracować w takim miejscu. A potem znowu panika - znowu będę bezczynnie siedzieć w domu, ewentualnie jechac na uczelnie na 3h zajęć. A czas leci...
Zacznę standardowo - mam prawie 24 lata i nigdy nie pracowałam. Niby studiuję i pochodzę z zamożnej rodziny (jak na polskie warunki, rodzice prowadzą mały biznes, nigdy nie mieliśmy problemów natury materialnej) ale jakoś strasznie źle się czuje z tym, że nie pracuję - jakaś taka bezwartościowa. Raz - po studiach zero doświadczenia (a kierunek mało przyszłościowy - na wydziale nauk społecznych, na dodatek studia odpłatne bo na dzienne się nie dostało). Zajęć mam jak kot napłakał, rodzice płacą za studia więc wypadałoby ich odciążyć, a ja sie boje wysłać cholernego CV. Codziennie przeglądam oferty pracy na Internecie, i po kolei każdą odrzucam. Wszędzie szukają pewnej siebie, energicznej, wesołej, komunikatywnej (!) osoby, czyli kompletnego przeciwieństwa mnie. Głównie obsługa klienta, call center - czyli miejsca gdzie na pewno sobie nie poradzę. Rodzice mówią mi to samo - że co ja tam będę robić, że to praca dla wygadanych a ja taka nie jestem, żebym skupiła się na studiach a nie marnowała czas w pracy za marne grosze itp. Tylko, że moje studia to jedna wielka pomyłka, a teraz praktycznie każdy student czy dzienny czy zaoczny sobie dorabia, przy okazji nabywając cenne doświadczenie. Czuję się coraz gorzej, nie mam siły wstawać z łóżka, opuszczam zajęcia, nie mam siły by cokolwiek zmienić. Brak pracy spowodował także to, że zaczęłam unikac ludzi - na początku było w miarę ok, bo większość znajomych z roku miała podobną do mnie sytuację - nie dostała się na dzienne, więc poszli na wieczorowe, a rodzice płacą czesne. Tylko, że teraz większosć poznajdywała sobie prace, są zajęci, niezależni. Odkryłam, że nawet z najbliższymi nie mam o czym rozmawiać - bo ciągle gadają o pracy, o wyjazdach służbowych, o urlopach itp. Rozwijają się. I nie dręczy ich to okropne uczucie bycia darmozjadem W chwilach lepszego nastroju wysyłam CV, ostatnio było tak w zeszłym tygodniu. O dziwo następnego dnia oddzwonili - oczywiście nastrój zdążył się pogorszyć do stanu "jestem zerem i tak mnie nikt nie zatrudni" i nawet nie odebrałam. Praca ankietera w call center - chwila ulgi, bo przecież i tak nie chcę pracować w takim miejscu. A potem znowu panika - znowu będę bezczynnie siedzieć w domu, ewentualnie jechac na uczelnie na 3h zajęć. A czas leci...