06 Maj 2014, Wto 17:44, PID: 392116
Wydaje mi się, że tu będzie odpowiednie miejsce...
Moja historia zaczęła się od gimnazjum (?) prawdopodobnie. Okres dojrzewania, ach. Zawsze się czerwieniłam, jak ktoś coś do mnie powiedział. Ba, paliłam ognistego buraczka. Śmiali się ze mnie, cóż, dzieci/młodzież są brutalne. Znienawidziłam swoją twarz.
Teraz jestem dorosła, a mój "dojrzewający" problem został. Nie w postaci czerwoności ale ten głębszy. Nie lubię gdy ktoś na mnie patrzy, nie pozwalam dotykać swojej twarzy. Gdy mam przebywać w grupie obcych ludzi twarz odmawia posłuszeństwa, jakby chciała oderwać się i uciec. Sztywnieje i drży zarazem...
Mam zawód, w którym spotykam codziennie nowe osoby, mam być dla nich autorytetem, wzorem... wsparciem. Tak ot życie mną pokierowało, że jestem po obu stronach lustra. Jestem dla kogoś, nie potrafiąc być dla siebie.
Moja historia zaczęła się od gimnazjum (?) prawdopodobnie. Okres dojrzewania, ach. Zawsze się czerwieniłam, jak ktoś coś do mnie powiedział. Ba, paliłam ognistego buraczka. Śmiali się ze mnie, cóż, dzieci/młodzież są brutalne. Znienawidziłam swoją twarz.
Teraz jestem dorosła, a mój "dojrzewający" problem został. Nie w postaci czerwoności ale ten głębszy. Nie lubię gdy ktoś na mnie patrzy, nie pozwalam dotykać swojej twarzy. Gdy mam przebywać w grupie obcych ludzi twarz odmawia posłuszeństwa, jakby chciała oderwać się i uciec. Sztywnieje i drży zarazem...
Mam zawód, w którym spotykam codziennie nowe osoby, mam być dla nich autorytetem, wzorem... wsparciem. Tak ot życie mną pokierowało, że jestem po obu stronach lustra. Jestem dla kogoś, nie potrafiąc być dla siebie.